Klocuch – Kaseta z komunii (2019)
Serwus! To, że Klocuch był pierwszym zawodnikiem spoza wąsko rozumianego rapowego poletka nominowanym do hot16challenge2 nie powinno nikogo dziwić. Nominował go zresztą Taco Hemingway, którego Klocuch już kilkukrotnie zaczepiał, a cała "Kaseta z komunii" to poniekąd odpowiedź na jego "Pocztówkę z WWA, lato ’19" (jest też follow up do Belmondo w trapowym "serwus").
Klocuch, nieoszlifowany diament pośród YouTuberskiego pyłu, to kreacja wiecznego (od 2010 roku) dwunastolatka, "materializacja kolektywnego id ludzi wychowanych w latach 90. na grach wideo", jak pisali kuratorzy jego retrospektywy w Galerii Komputer, Piotr Policht i Bartosz Zaskórski. Zaczynał od osobliwych filmików gamingowych, z czasem ujawnił swoje umiejętności satyryczne (cykl "kabaretów").
Kariera Klocucha-rapera zaczęła się od potężnych bangerów (jeden pożyczony od Lil Pumpa, drugi od boysbandu Taconafide): "Kruci gang" i "Aezakmi". Ten ostatni składa się z tak dobrych linijek, że aż nie mogę zdecydować, którą państwu przytoczyć – trzeba posłuchać w całości. "Kaseta" to o wiele dojrzalszy materiał: żądni gamingowego hedonizmu znajdą go, ale są też utwory bardziej emocjonalne i refleksyjne. Klocuch ujawnia tu swój talent narracyjny (potrafi streścić wszystkie poziomy Hitmana, gry typu "widać z oczu" w niecałych czterech minutach) i ukazuje oblicze czujnego miejskiego obserwatora:
Witam w mieście, gdzie w nocy jest ciemniej,
A w dzień jest jaśniej i w nocy nawet świecą latarnie,
W dzień są sklepy otwarte, ale są na noc zamykane,
A policja czasem jedzie na sygnale (wiem, że nic mi się nie stanie).
Klocuch – "Miasto"
Nonkonformizm Klocucha wyraża się choćby w postawie "nie dla sławy, nie dla pieniędzy": jego debiut ukazał się w formie niepublicznej playlisty na YouTube. Poza tym, który raper miałby odwagę powiedzieć: “nie chce mi się szukać rymów i nawet się z tym nie kryję”?
Napisałbym coś o muzyczce, ale tu akurat artysta sięgnął po bity dostępne za darmo w internecie, więc powiem tylko, jakby to powiedział Klocuch: "no fajne, fajne". Zresztą, Klocuch poradziłby sobie równie dobrze choćby a capella.
(Patryk Zakrzewski)
Młody Dzban – Życie na parkingu (2019)
"Jestem Tomek z Wrocławia. Robię sobie muzyczkę, bo lubię" – mówi Młody Dzban w wywiadzie, poniekąd potwierdzając to, o czym pisałam przy okazji EP-ki młodego pi – że rapu nikt już nie ma na wyłączność, dając przy okazji pstryczka w nos tym wszystkim, którzy w "Życiu na parkingu" doszukiwali się hołdu dla klasyki polskiego hip-hopu. Jak bowiem tłumaczy Młody Dzban, "tak się mogło stać dlatego, że rapowo zatrzymał się w 2005", a nowości po prostu do niego nie trafiają, przez co przestały go interesować. Ponadto, również ten materiał pokazuje, jak rozszerza się zakres tematyczny hip-hopowych utworów, coraz mocniej nafaszerowanych popkulturowymi odniesieniami – udowadniających już nie tylko muzyczną erudycję twórców, ale nawiązujących np. do seriali (w tym przypadku – do "Chłopaków z baraków").
Poza tym, dużo jest tu ironii, dużo dystansu, dużo zabawy konwencją. Młody Dzban to kolejny raper, który jest "gdzieś pomiędzy" – sam zresztą zdaje sobie sprawę, tytułując jedno ze swoich wydawnictw "Głos pokolenia, ale tak nie do końca". Bo to faktycznie głos pokolenia, ale bez spinki, bez parcia na tę hip-hopową autentyczność, bez której niegdyś nie dało się być częścią środowiska. Teraz wszystko się rozmywa, rozmywają się też granice samego hip-hopu.
(Emilia Stachowska)
Konera – Palmy (2019)
O Konerze nie wiadomo zbyt wiele – bandcampowe wrzutki nie mają opisu, a z dostępnych informacji wywnioskować można tyle, że raper jest z Gdyni. Same "Palmy" też raczej przeszły bez echa, a z tekstów, które je odnotowały, wymienić można tylko tę krótką wzmiankę oraz artykuł Filipa Szałaska, opublikowany na łamach "Czasu Kultury". Oba podlinkowane materiały wskazują jednak na cechę, która wyróżnia Konerę – postrzegają jego twórczość jako świadomą swoich korzeni, a jednocześnie mającą do nich dystans.
Nie chcę na siłę szukać tu potwierdzenia tezy, jaką sformułowałam pisząc o kilku innych nowych hip-hopowych albumach, ale wydaje mi się, że jednak coś jest na rzeczy – że ten współczesny polski rap jest po prostu bardziej pojemny. Zarówno pod względem tego, kto zasila jego szeregi, jak i tego, o czym w jego ramach się opowiada. Doświadczenia raperów, które mają wzmocnić jego autentyczność, to już nie tylko ulica, podwórko i problemy z hajsem. To mnóstwo innych rozczarowań, które wyciekają z pozornie błahych codziennych doświadczeń. Takich, które nie są spektakularne, a raczej składają się na szarą, nudną, dołującą zwyczajność. Zwyczajność to zaś "długi ciepły prysznic, jakaś szama, BoJack Horseman", po prostu. Jest w tym jakaś pociągająca mnie wolność, która u Konery przejawia się też w bitach – naprawdę różnorodnych, no bo przecież teraz każdy słucha niemal wszystkiego, nie dzieląc gatunków na "właściwe" i "nieodpowiednie". "Palmy" są posępne, momentami są nawet mroczne, dzięki czemu spójne, ale przy tym bardzo eklektyczne.
(Emilia Stachowska)