Nie jest tajemnicą, że kierunkowe wykształcenie często nie jest żadnym gwarantem przyszłości „w zawodzie”. Pod tym względem wyższe szkoły artystyczne należą do niechlubnej czołówki. Statystyki są brutalne i wskazują jasno — nawet na najlepszych uczelniach tylko niewielkiemu procentowi absolwentek i absolwentów udaje się w dłuższej perspektywie zrobić artystyczną karierę. Nic dziwnego, że niekiedy do rangi dużego projektu artystycznego urasta odnalezienie planu awaryjnego na przyszłość. Tą drogą podążył Adrian Kolarczyk, który w ramach dyplomu na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu postanowił… zostać spawaczem. Wykorzystanie tego rodzaju umiejętności w samej sztuce nie jest niczym nowym – krótko po II wojnie światowej w USA karierę robili posługujący się ostrymi, metalowymi, abstrakcyjno-organicznymi formami rzeźbiarze, tacy jak David Smith czy Seymour Lipton, przezywani właśnie „spawaczami”. Student poznańskiej uczelni poszedł jednak o krok dalej i sednem swojego projektu uczynił samo zdobywanie zawodowych uprawnień. Materialną część „311-G” stanowiły spawalnicze próbki układające się w instalację przywołującą skojarzenia z minimalistyczną rzeźbą, częścią niematerialną była dokumentacja kursu zawodowego.
Zdobycie „fachu w ręku”, który pozwala na przetrwanie bez względu na łaskę i niełaskę świata sztuki, niekiedy przeradza się także w punkt wyjścia do artystycznej praktyki. Jak bardzo rzemieślnicza aktywność przenikać się może z twórczością artystyczną, pokazuje przypadek Katki Blajchert — artystki i twórczyni salonu Ciach Fryzjer. Zaczęło się nie od obmyślonego planu, a niemal od przypadku. „Prawda jest taka, że nigdy nie chciałam zostać fryzjerką, ale z drugiej strony obcinanie włosów okazało się umiejętnością, dzięki której nie musiałam pracować w innych miejscach w czasie studiów i mogłam się utrzymać”, mówiła artystka. Z czasem poboczna fucha rozrosła się do regularnie działającego i popularnego salonu, podporządkowanego jasnej wizji, z naciskiem na minimalizm i ekologię. Rzemieślniczą wiedzę artystka wyniosła z domu, jako przedstawicielka czwartego pokolenia zajmującego się fryzjerstwem, ze świata sztuki przejęła zaś m.in. wrażliwość wizualną wykraczającą poza konwencje — zarówno w samym strzyżeniu, jak i brandingu. Częścią wizualnej oprawy Ciacha jest więc choćby kalendarz pod tytułem „Dziewczyny i samochód”, w którym zamiast modelek na maskach sportowych wozów widzimy, pozujące przy Volkswagenie Passacie, Blajchet i jej współpracowniczkę Urszulę Kozak, w konwencji bliskiej łączącemu modowy glamour z naturalizmem kadrów Juergena Tellera.
Sztuka wchodzi do fryzjerskich salonów Blajchert także zupełnie dosłownie — od niedawna jeden z nich jest także mikro galerią, w której, w ramach cyklu „Kurtynka”, co miesiąc pojawia się jedna praca zaproszonej artystki lub artysty. Z kolei rzemieślnicza praktyka przenika do czysto artystycznej działalności Blajchert, jak w pracy „Dyscyplina”, w której artystka koncentruje uwagę na kontroli i presji, jakiej w kulturze poddawane są nasze ciała, a szczególnie włosy.