Mapowanie współczesności od lat nie jest już jedynym zadaniem, jakie stawiają przed sobą kuratorki i kuratorzy poszczególnych edycji weneckiego Biennale – niemal równie ważne staje się współcześnie także operowanie na tkance historycznej. Wystawa Alemani nie jest tu wyjątkiem. Prezentację prac współczesnych w kilku miejscach rozbija kuratorka „kapsułami” historycznymi, z których część to prawdziwe wystawy w wystawie, mogące z powodzeniem funkcjonować jako osobne, pełnoprawne ekspozycje muzealne. Znajdziemy wśród nich prezentacje dotyczące figury cyborga, poezji konkretnej, a przede wszystkim surrealizmu. Również tutaj dominują artystki, często włoskie: futurystki, reprezentantki op-artu czy sztuki kinetycznej.
W przypadku surrealistek szczególną uwagę poświęca kuratorka Ameryce Środkowej i Południowej, zarówno twórczyniom pochodzącym z tego regionu, jak i Europejkom tworzącym małą kolonię surrealistycznych malarek w Meksyku. Jest to więc surrealizm nie w wydaniu Maxa Ernsta, Jeana Miro czy Rene Magritte’a, a Toyen, Dorothei Tanning, Bridget Tichenor, Marui Mallo, Remedios Varo, Alice Rahon, Edith Rimmington, wreszcie patronującej wystawie Leonory Carrington. Przywołanie innego niż utarty, podręcznikowy obraz sztuki surrealistycznej wpisuje się w bieżący Zeitgeist – w londyńskim Tate Modern trwa równolegle z Biennale wystawa „Surrealism Beyond Borders”, skupiona przede wszystkim na przywołaniu dotychczas marginalizowanych, „peryferyjnych” odnóg surrealizmu.