Przypisy do terapii
"Psyches iatreion", czyli "lecznica dusz" – taki napis znajdował się nad wejściem do biblioteki Ramzesa II w starożytnych Tebach. Współczesna literatura polska coraz śmielej podejmuje temat zaburzeń i chorób psychicznych, chociaż to nie o leczenie duszy w niej chodzi.
O sobie samym
Już w starożytności wierzono w terapeutyczną funkcję tekstu, chociaż na termin "biblioterapia" przyjdzie nam poczekać do września 1916 roku (nazwy tej po raz pierwszy użył Samuel McChord Crothers na łamach czasopisma "The Atlantic Monthly"). Oficjalna definicja biblioterapii, ustalona w 1966 roku przez Amerykańskie Stowarzyszenie Bibliotekarzy, brzmi następująco: "jest to użycie wyselekcjonowanych materiałów czytelniczych jako pomocy terapeutycznej w medycynie, psychiatrii, psychologii i pedagogice, a także poradnictwo w rozwiązywaniu problemów osobistych poprzez ukierunkowane czytanie". Dawniej jednak postrzegano literaturę po prostu jako źródło wiedzy, dzięki której dusza ludzka zostaje wyleczona ze słabości, co ostatecznie prowadzi do udoskonalenia umysłu i charakteru. Współcześnie coraz częściej samo pisanie staje się formą autoterapii.
Może zapiski, które są poniekąd moją "pracą totalną", oswobodzą mnie od rozpaczliwej potrzeby mówienia, którą dotychczas realizowałam w zaklętym języku sztuki. Może w końcu mój głód, który pchał mnie do kolejnych akcji artystycznych i performance’ów, zostanie nasycony
– taką nadzieję wyraża Aleksandra Młynarczyk-Gemza w "Zapiskach wariatki".
"Historia należy do tego, kto ma głos" – stwierdza z kolei narratorka powieści Marii Karpińskiej. Jej "Ucichło" to nietypowy dwugłos: przez większą część książki mężczyzna cierpiący na bezsenność opowiada swoją historię, dopiero w ostatnim, kilkustronicowym rozdziale kluczowe wydarzenie zostaje przedstawione z kobiecej perspektywy. Spojrzenia te różni nie tylko objętość i styl wypowiedzi – on jest bardziej refleksyjny i skory do dygresji, ona konkretyzuje – lecz także motyw. O ile ze względu na układ racje bohaterki zostają przedstawione w kontrze do opowieści mężczyzny, o tyle on sam zmaga się z własną pamięcią, niewyartykułowaną traumą. Stawia siebie nieco z boku całej historii, jest przyjacielem swojego przyjaciela i bratem siostry, co nie znaczy, że przemilcza własne odczucia i zainteresowania, jednak definiuje siebie poprzez inne postaci, zdarzenia, przedmioty:
W niektórych terapiach chodzi o to, żeby sobie uświadomić, kim się jest na szachownicy i co to w ogóle za gra. Inne dążą do tego, by podczas terapii przejąć dowodzenie i z pionka przeobrazić się w tego, kto planuje każdy ruch. Albo w wyzwalającym akcie wyrwania własnej tożsamości z tłamszących ją okowów wyrzucić szachownicę i uwolnić się od jej zasad.
Bohater "Ucichło" praktykuje narracyjne budowanie tożsamości – istnieje poprzez opowiadanie o sobie i swoich najbliższych. Choć początkowo wydaje mu się, że "wystarczy opowiedzieć historię swojego życia, dokonać stosownych przesunięć, rozłożyć inaczej akcenty i można wyjść z gabinetu z tą nową, lepszą historią w kieszeni", w trakcie terapii weryfikuje swoje przekonania. Niemniej to dzięki narracji uświadamia sobie źródło swoich problemów, to ona wyzwala głęboko skrywane emocje związane ze stratą. Mimo to proza Karpińskiej jest kojąca, nienarzucająca się, poukładana. Zupełnie inaczej niż w "Zapiskach wariatki" Młynarczyk-Gemzy, gdzie dominują intensywne obrazy, a soczysty język jest momentami rozedrgany, daje efekt stroboskopowy. W swoim debiucie prozatorskim autorka nałożyła kostium literacki na własne doświadczenie codzienności ze schizofrenią, a że dała już się poznać jako artystka wizualna i performerka, jej książka również staje się rodzajem intermedialnej gry z odbiorcą, w której słowa zostają wprawione w ruch i tworzą atrakcyjne wizje.
O innych
Pewne nieokiełznanie oraz szaleństwo metafor i symboli widać jeszcze wyraźniej w opowiadaniach Katarzyny Szaulińskiej. Zbiór "Czarna ręka, zsiadłe mleko" zanurzony jest w surrealizmie, a z pozoru niepowiązane ze sobą historie przenikają się w nieoczywisty sposób, tworząc łańcuch lęków, traum, inności, toksycznych relacji rodzinnych. Szaulińska usypia naszą czujność i chociaż przedstawiony przez nią świat uwiera, tłamsi, czasem budzi niesmak, to nie sposób się z niego wyplątać. Zostajemy obezwładnieni i wessani w sam środek natrętnych myśli i impulsów, a ten stan ma być zapewne namiastką tego, co czują osoby z zaburzeniami. Wydaje się, że autorka będąca również psychiatrką i psychoterapeutką wykorzystuje swoją profesję nie tyle do budowania wiarygodnego, literackiego świata, ile do stworzenia warunków do poznania – a docelowo oswojenia – rzeczywistości osób zmagających się z chorobami psychicznymi. To ich historie zyskują w tym tomie przewagę, jednak nie w takim stopniu, jak w "Zapiskach wariatki" czy "Ucichło". W kilku opowiadaniach "Czarnej ręki, zsiadłego mleka" pojawia się także punkt widzenia lekarki, terapeutki, dla której los pacjentów nie jest obojętny:
Za dwa dni stłukę szklankę i będę nad nią ryczeć jak dziecko, jak dziewczynka. To za wisielca, którędyś, kiedyś musi to ze mnie wyjść. Gorzej, jeśli nie. Wtedy gromniczne brzemię osadzi mi się pod skórą. Będę chodzić cięższym krokiem, coraz bliżej ziemi.
Impregnowana, jeszcze bardziej nieprzemakalna.
Proporcje między relacjami psychiatrów a osób, które doświadczyły zaburzeń psychicznych, są jeszcze bardziej wyrównane w reportażu Anety Pawłowskiej-Krać "Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce". Mamy tu jeszcze szerszy zakres chorób i zaburzeń niż w zbiorze Szaulińskiej: od depresji i schizofrenii, po uzależnienia i zaburzenia odżywiania. Lektura tej książki sprawia ból, chociaż napisana jest językiem wyważonym, a w partiach narracyjnych wręcz zdystansowanym. Autorka wsłuchując się w swoich bohaterów, przedstawia działanie całego systemu leczenia psychiatrycznego w Polsce, zwraca uwagę na ważki problem ostatnich lat, czyli dramatyczną sytuację psychiatrii dziecięcej. Konfrontuje polskie standardy z tymi panującymi w Szwecji. Od jednego z lekarzy słyszy:
Kiedy pracowałem w Polsce, pacjent niejednokrotnie był drugą kategorią człowieka. Była hierarchia: najpierw lekarz, który był niemal nadczłowiekiem, potem pozostały personel, a na samym dole pacjent. Mam nadzieję, że już tak nie jest.
Pawłowska-Krać burzy tę hierarchię, stawiając na pierwszym miejscu pacjentów, przywracając im podmiotowość już przez sam fakt rozmowy z nimi, chęć poznania ich odczuć i przemyśleń. Jedna z bohaterek reportażu, która otrzymawszy diagnozę F20, musiała sprawdzić w internetowej wyszukiwarce, że oznacza ona "schizofrenię paranoidalną", mówi:
Nie miałam zaufania do lekarzy, a oni woleli rozmawiać z moją rodziną. Przez cały pobyt nikt z personelu nie omówił ze mną tego, co się ze mną dzieje.
Reporterka pokazuje także pozytywne efekty terapii i postawy lekarzy czy pielęgniarek, niestety końcowa refleksja nie jest zadowalająca. Autorka nie zapomina o pozostałych, nie mniej ważnych osobach: personelu szpitali i rodzinach chorych. Tutaj jednak relacje z bliskimi nie są tak mocno zarysowane jak chociażby w "Pustym przelocie" Daniela Odiji czy "Niejednym" Barbary Woźniak. Obie te powieści to studium radzenia sobie z powoli postępującą stratą, zapis codzienności kogoś, kogo choroba nie dotyczy bezpośrednio. W "Pustym przelocie" widzimy osobę z chorobą psychiczną oczami młodszego brata – obserwujemy dorastanie chłopców, pierwsze symptomy obłędu, męską przyjaźń stopniowo przeradzającą się w obcość:
Z dnia na dzień stał się kimś innym. Przestał przypominać mojego brata, tego kumpla, z którym grałem w nogę na podwórku, który bronił mnie przed silniejszymi, który gdy dorośliśmy, stał się przyjacielem. Teraz w jego obecności czułem się nieswojo. Jakby brata zastąpił obcy facet, choć tak samo wyglądający.
Natomiast "Niejedno", za które autorka otrzymała Nagrodę im. Witolda Gombrowicza, to relacja syna opiekującego się chorym na alzheimera ojcem. I tu więc odchodzenie wiąże się nie tyle z fizycznym umieraniem, ile utratą bliskości, porozumienia z drugą osobą, rodzącym się dystansem i powstającą pustką. Obu bohaterów dosięga poczucie winy, złość zmienia się w bezsilność. Ich historie uzmysławiają, że choruje nie jeden człowiek, ale tak naprawdę cała rodzina. Czas wyznaczają godziny terapii, przyjmowania leków, kolejne wizyty u lekarza, zaś przestrzeń zostaje ograniczona przez obowiązek, odpowiedzialność. Ani powieść Woźniak, ani Odiji nie żeruje na emocjach, a siłę wyrazu znajdują w prostocie.
O zmianie
W "Pustym przelocie", jak u Whartona, pojawia się ptasi motyw – starszego brata fascynują ptaki na wolności i te uwięzione w klatkach, sam marzy o uniesieniu się w powietrze. (Podobnie bohatera "Ucichło" we śnie nawiedza ptak stukający w szybę). Słowianie utożsamiali ptaka z duszą, która w tej postaci opuszcza ciało po śmierci. Bohater Odiji w swoim obłędzie przemienia się niejako w ptaka, "odlatuje w siebie", jego choroba porównywana jest do lotu, co można interpretować już nie tylko jako oswobodzenie się, lecz także umieranie:
Najgorszy był pusty przelot. Ten, w który pewnego dnia zapętlił się mój brat, i przestraszył się, że krąży wokół Niczego. Że jedyne, do czego dotrze, to do Niczego, do tego Miejsca Bez Sensu, Miejsca Nic, tam, gdzie nie działają zmysły, bo brakuje odniesienia. Tam, gdzie niepojęta pustka staje się tobą, a ty stajesz się pustką. Gdzie nie odżywa żadna myśl i nikt się nie odnajduje. Gdzie nikt cię nie odnajdzie.
O samotności w chorobie psychicznej pisze też Młynarczyk-Gemza. Jej bohaterka (alter ego autorki) mierzy się ze stratą znajomych, którzy nie rozpoznają jej na ulicy oraz utratą tożsamości ("przestałam się ze sobą identyfikować"). Autorka wiele miejsca poświęca cielesności, zresztą integralną częścią jej pracy doktorskiej jest książka artystyczna "W stronę integracji ciała. Kobiecy foto-rytuał", w której fotografując modelki, konfrontuje je z doświadczeniem kobiecości i odczuwaniem siebie. W "Zapiskach wariatki" niezwykle plastycznie opisuje zmianę, jaka zaszła w jej ciele i psychice po leczeniu:
Twarz miała wyraz zastygłej maski, a oczy rozpłynęły się i zdechły. Wyglądały jak dwie rozjechane żaby na drodze szybkiego ruchu. [...] Rozpaczliwie szukałam swojego życia, jednak nigdzie go nie było. Zostały po nim resztki: skorupki z jajek, łuski z cebuli, obierki z ziemniaków. Jakby ktoś mnie zjadł, a wcześniej pokroił i ugotował. Potem wysrał i zostawił rozciapaną jak miękkie, żałosne gówno, które oblepia wnętrze klozetu.
O etyce
Z cielesnością i stratą wiąże się wątek starości muśnięty w "Zapiskach" w kilku miejscach, a silnie uwydatniony przez Woźniak w powieści "Niejedno". Prywatnie autorka interesuje się gerontologią, czyli nauką o procesach starzenia się (w dodatku jest adiunktką na Wydziale Lekarskim). W książce co prawda zachowuje elementy starannie wymierzonej wiedzy medyczno-psychologicznej, lecz nie są one przytłaczające, a pomagają zrozumieć zachowania bohatera i jego przeżycia wewnętrzne. Dodatkowo Woźniak zasypuje czytelnika pytaniami natury etycznej (główna postać wykłada etykę dla przyszłych lekarzy), dotykającymi nie tylko starości i demencji, lecz postępowania wobec pacjenta – a raczej człowieka – w ogóle (chociażby kwestia eutanazji ciekawie koresponduje z jeszcze bardziej intymną powieścią Mateusza Pakuły "Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję"). W "Niejednym" w paru miejscach podkreślona została kwestia języka, ponieważ to, jak mówimy, jest tak samo ważne jak to, co mówimy:
Mówi się: osoba z niepełnosprawnością intelektualną, osoba chorująca na schizofrenię czy osoba z demencją. [...] Język jest ważny, ciągnę. Zwłaszcza język, jakim posługują się lekarze. Mówicie o pacjentach niekompetentnych do podejmowania racjonalnych decyzji, to przede wszystkim ludzie, a to powinno znaleźć odzwierciedlenie w języku. Człowiek najpierw…
O terapetycznej funkcji tekstów literackich można mówić także w odniesieniu do czytelnika: wszystkie opisane książki mają na celu uwrażliwienie odbiorcy, oswojenie go z innością po to, aby mógł dostrzec, zrozumieć i wesprzeć osoby zmagające się z zaburzeniami i chorobami psychicznymi.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]