Dla ludności wiejskiej utrwalenie wizerunku było swego rodzaju świętem, nobilitacją. Rodziło też spore koszty, więc niejednokrotnie cała rodzina oszczędzała przez lata pieniądze na tę jedną fotografię, którą można zachować, pokazać sąsiadom, wysłać bliskim mieszkającym w innej wsi, za granicą. Na typowych portretach grupowych doskonale widać pewną hierarchiczność: chociażby na zdjęciu Józefa Hycnara z 1916 roku oboje rodziców siedzi, córka stoi przy matce, syn obok ojca. Najczęściej fotografowano się z okazji jakiejś ważnej uroczystości, komunii, ślubu. Pajączkowska utrzymuje, że
fotografia chłopska nie miała zazwyczaj aspiracji do sztuki i nauki. Jest raczej pamiątkowa i identyfikacyjna, pozwala potwierdzać i utrwalać relacje. I choć fotografowanym ludziom najczęściej zależało, aby wyglądać korzystnie i żeby zdjęcie było zrobione porządnie, to jako obraz najczęściej nie miało funkcji dekoracyjnej, może poza monidłem, które jednak miało przypominać malarski portret.
W jednym z rozdziałów "Nieprzezroczystych" autorka postrzega ślubne monidło jako namiastkę arystokratycznego świata, ponieważ to portrety wisiały na ścianach we dworach, "świadcząc o wysokim statusie społecznym zarówno osób namalowanych, jak i tych, które posiadały obrazy". Te idealizowane (dziś pewnie powiedzielibyśmy, że kiczowate) wizerunki były popularne szczególnie w latach 50.-70. XX wieku. Wówczas nawet już małżeństwa z długim stażem nadrabiały zaległości w fotograficznych pamiątkach spowodowane wojną czy brakiem pieniędzy. Monidła "prześladowały" Pajączkowską podczas innych jej artystycznych projektów. Często widywała je, prowadząc Wędrowny Zakład Fotograficzny, gdy w zamian za opowieść oferowała zdjęcie:
Wielokrotnie siadaliśmy razem przy stole w kuchni lub pokoju i oglądaliśmy rodzinne fotografie. [...] Patrząc na zdjęcia, momentalnie zderzałam się z masą pytań, na które – jako aspirująca badaczka – zupełnie nie znałam odpowiedzi [...].
Z dziesiątek takich pytań o historie chłopskiej fotografii, ale i fotografię w ogóle zrodziły się "Nieprzezroczyste". Kolejne rozdziały książki są próbą spojrzenia na dane zagadnienie przez pryzmat odnalezionego zdjęcia. Opowieść o każdym z tych prywatnych nośników pamięci i emocji zostaje mimochodem wyniesiona poza kontekst jego powstania, stając się pretekstem do rozważań o różnicach klasowych, wykorzystaniu obrazów w politycznych rozgrywkach, historii Żydów, praw kobiet, braku wobec nadprodukcji.
Co było, co jest