Na berlińskim szczycie: polityka w kinie
Hasło "prywatne jest polityczne" idealnie wpisuje się w charakter Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Dieter Kosslick, dyrektor Berlinale, przyznał, że każdy z filmów z Konkursu Głównego dotykał problemu opresji społecznej. Jak na tym tle prezentuje się polskie kino?
Wyraźna linia
Powstałe zaledwie sześć lat po zakończeniu II wojny światowej Berlinale nie mogło istnieć bez politycznego kontekstu. Nawet przestrzeń miasta, podzielona między komunizm a kapitalizm, nie ułatwiała budowania dialogu. Po latach język sztuki filmowej zdołał połączyć Wschód i Zachód. W ostatnim czasie Festiwal rozwinął współpracę z organizacjami zajmującymi się uchodźcami i prawami człowieka, a sekcja Kina Kulinarnego podjęła refleksję nad niewydolnością przemysłu rolniczego na świecie.
W 69. edycji w lutym 2019 roku Dieter Kosslick, dyrektor Festiwalu w Berlinie, pożegnał się ze sprawowaną od 18 lat funkcją. Krytykowany za przeciętny program Konkursu Głównego, przegraną walkę o prestiż z Cannes i Wenecją oraz brak wyrazistych artystycznie filmów bronił się, argumentując że Berlinale jest egalitarne. Inaczej niż pełne przepychu Cannes, to właśnie Berlin otwierał się na szeroką publiczność, która oglądała filmy nie tylko w Berlinale Palast i multipleksach przy Placu Poczdamskim, ale również w małych kinach studyjnych w całym mieście.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Body/Ciało" Małgorzaty Szumowskiej, fot. Jacek Drygała
Dyrektor przez kilkanaście lat (objął stanowisko zaledwie cztery miesiące przed zamachami z 11 września 2001 roku) nadawał programowi wyraźny społeczno-polityczny charakter. Berlinale stało się platformą dla awangardowej ekspresji, dyskusji tożsamościowej i odkrywania talentów z Europy Środkowo-Wschodniej, Azji i Ameryki Południowej. W ostatniej dekadzie Złotego Niedźwiedzia wygrywały filmy twórców z Iranu, Peru, Chin, Brazylii, Rumunii, Węgier czy, jak w tym roku, Izraela. Jeżeli chodzi o polskich twórców, w 2015 roku Małgorzata Szumowska otrzymała nagrodę za reżyserię "Body/Ciało". Rok później Tomasza Wasilewskiego wyróżniono za scenariusz "Zjednoczonych stanów miłości". W 2017 roku "Pokot" Agnieszki Holland otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia. Z kolei w zeszłym roku "Twarz" Małgorzaty Szumowskiej nagrodzono Grand Prix Jury. W tym roku, niestety, Agnieszka Holland wyjechała z Berlina bez nagrody za "Obywatela Jonesa".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Pokot" w reżyserii Agnieszki Holland, 2016. Na zdjęciu: Agnieszka Mandat, fot. Palka Robert/Next Film
Kino jest zwierciadłem
W roku 2019 jury pod przewodnictwem Juliette Binoche nagrodziło Złotym Niedźwiedziem koprodukcję francusko-izraelsko-niemiecką "Synonymes" ("Synonimy") w reżyserii Nadava Lapida. Wyróżniono także nowy film Françoisa Ozona "Grâce à Dieu" ("Dzięki Bogu") . Do końca dziennikarze i widzowie nie mieli faworyta i zastanawiali się, w jakie trendy wpisują się filmy rywalizujące o najważniejsze nagrody. Jednym z nich był postulat równości płciowej, dlatego w tym roku aż dziewięć z 16 filmów zakwalifikowanych do najważniejszej sekcji festiwalu zostało wyreżyserowanych przez kobiety. Genderowe proporcje zdominowały skład jurorski, zmobilizowały dyrektora do podpisania deklaracji #5050by2020 oraz ujawniły się w wyborze nagrodzonych. Dwa Srebrne Niedźwiedzie trafiły w ręce niemieckich reżyserek – wyróżnienie Bauera za innowacyjność dla Nory Fingscheidt, twórczyni filmu "System Crasher", oraz dla najlepszej reżyserki Angeli Schanelec za "I Was At Home, But...". Honorowe statuetki otrzymały Agnès Varda i Charlotte Rampling.
Powszechnie ubolewano nad przeciętnym poziomem artystycznym festiwalowych propozycji i wytykano im brak odwagi formalnej. Narrację, podobnie jak w poprzednich latach, wyznaczały przesłania polityczne skupiające się na aktualnych tematach znanych z mediów: radykalizmie społecznym, imigracji, pedofilii w Kościele i nierównościach płciowych. Można podsumować, że twórcy skupili się na ukazaniu jednostki ograniczonej przez systemowe bariery.
Nauka języka obcego
W "Synonimach" Nadav Lapid, na podstawie własnych doświadczeń, portretuje imigranta o biblijnym imieniu Yoav. Młody mężczyzna po odbyciu służby wojskowej w Izraelu przeprowadza się do Paryża. Oswajanie nowego miejsca, szukanie nowej tożsamości i otwarcie na nieznane to też szukanie synonimów nowych słów w macierzystym języku. Technicznie nawiązujący do francuskiej nowej fali film zaskakuje estetycznie: nie tylko poprzez biegającego nago bohatera, ale przede wszystkim frywolne ruchy kamery i nielinearny montaż. Reżyser sugeruje rozstanie z naszym wewnętrznym policjantem: wstydem.
Mimo pretensjonalnych dialogów "Synonimy" to mocny głos oskarżający Europę uwikłaną w konflikty oparte na antysemityzmie i nieudolnej polityce wewnętrznej Francji i Izraela oraz ukazujący problemy z odmiennym postrzeganiem historii przez różne strony i ugrupowania. Na konferencji prasowej reżyser powiedział:
Liczę, że ludzie nie zrozumieją mojego filmu jako mocnej i radykalnej wypowiedzi politycznej, ale także jako głos artysty.
Na znajome nam podwórko zajrzał w tym roku François Ozon. Jego najnowszy film "By the Grace of God", reklamowany w Polsce jako francuski "Kler", z hitem frekwencyjnym Wojciecha Smarzowskiego łączy się jednak tylko ogólnym tematem. Daleko mu do męczeńskiego "Pierwszego reformowanego" Paula Schradera, a bliżej do osadzonego w Bostonie reporterskiego "Spotlightu". Ozon prezentuje historię pedofilskiego skandalu w parafii w Lyonie z lat 80. według scenariusza sprawdzonego przez Toma McCarthy’ego. Pokazane ze współczuciem dorosłe już ofiary, o różnych losach i biografiach, szukają sprawiedliwości, a instytucja tuszuje niewygodną sprawę, pozwalając duchownemu dalej pracować z młodzieżą. Intryga opiera się na korespondencji bohaterów z kardynałem, a orężem w tej walce jest przede wszystkim słowo.
Nie wiadomo, czy "By the Grace of God" trafi na ekrany francuskich kin. Film wywołał protesty hierarchów Kościoła i budzi ogromne emocje nad Loarą. 40-letni bohater Ozona mówi: "Nie możecie bać się mówić głośno, gdy dzieje się krzywda", podnosząc etyczny wymiar powinności obywatelskich. Przed moralnym wyzwaniem staje też dziennikarz z najnowszego filmu Agnieszki Holland.
Podróż do środka
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Obywatel Jones" w reżyserii Agnieszki Holland, na zdjęciu James Norton, fot. Robert Pałka/Film Produkcja, mat. prasowe
Zrealizowany precyzyjnie "Obywatel Jones" nazywa grzechy współczesnego świata poprzez kostium historyczny. Gdy w 1933 brytyjski dziennikarz Gareth Jones jedzie do Moskwy, by przeprowadzić wywiad ze Stalinem, a dowiaduje się o wielkim głodzie na Ukrainie, doświadcza manipulowania informacją i fake newsów na miarę XXI wieku. W latach 30. zachodni reporterzy stacjonujący w Rosji w obawie przed wydaleniem z kraju nie informowali rodaków o śmierci milionów ludzi. Jones ujawnia fakty (które posłużyły za inspirację dla "Folwarku zwierzęcego" George’a Orwella), jednak Walter Duranty, korespondent "New York Timesa", zaprzecza jego rewelacjom.
Reżyserka ukazuje związek historii dziennikarza i ofiar za pomocą ramy narracyjnej, obrazu pisarza siedzącego w drewnianym baraku pośrodku szczerego pola. Jego luksusowa podróż pociągiem na Ukrainę zamienia się w horror oglądania krajobrazu po ludobójstwie. Na konferencji Holland mówiła:
Uważam, że nie można dziś mówić o demokracji bez wolnych mediów. Podobnie jak nie można milczeć na temat działań polityków we współczesnym świecie.
O walce z propagandą opowiada również amerykańsko-polski fabularyzowany dokument "Kto napisze naszą historię" w reżyserii Roberty Grossman. Bojownikami o prawdę są świadkowie Holokaustu: Emanuel Ringelblum, grupa Oneg Szabat i Podziemne Archiwum Getta Warszawskiego.
Co dalej?
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Agnieszka Holland i Kasia Adamik z nagrodą podczas 67. Festiwalu Filmowego w Berlinie, 2017, fot. Carsten Koall /EPA/PAP
Od kilku lat politykujące Berlinale potrzebuje nowego rozdania. Tegoroczna wpadka związana z wycofaniem, w trakcie imprezy, chińskiego "One Second" w reżyserii Zhanga Yimou z oficjalnego powodu "kłopotów z ukończeniem postprodukcji", wzbudziła podejrzenie o ingerencję komunistycznej cenzury. Prymat ideologii nad wartościami artystycznymi nie zawsze zapewnia dobrą jakość. W publicystyczne trendy co prawda wpisują się polscy twórcy, ale np. w tym roku program Konkursu Głównego był niezrozumiały i słaby (bezsensowny "The Kindness of Strangers" Lone Scherfig czy obrzydliwy "Golden Glove" Fatiha Akina). Jury ratowało ten wybór, wyróżniając tytuły z tezą, mówiące o konieczności odbudowy dialogu społecznego.
Tegoroczny Złoty Niedźwiedź za "Synonimy" Nadava Lapida i zeszłoroczny za "Touch Me Not" Adiny Pintilie to ewenementy: eksperymenty wyróżniające się odważnym językiem, poszerzające granice postrzegania tradycyjnego kina. Poza tym w nagrodzonych filmach wybrzmiewały przede wszystkim modne publicystyczne tematy. Kryzys migracyjny to temat wyróżnionego "Fuocoammare. Ogień na morzu" Gianfranco Rosiego (2016), echa wojny w Jugosławii objawiły się w "Grbavicy" Jasmilii Žbanić (2006), a zaostrzenie irańskiej cenzury to kontekst "Rozstania" Asghara Farhadiego (2011).
Bez wątpienia dotychczasowy dyrektor śledził kino niezachodnie – np. nową falę w Rumunii i Iranie – i szukał innego spojrzenia ze wschodu, jak w przypadku polskiego kina czy rosnących w siłę Chin. Wydaje się jednak, że popełnił sporo pomyłek w wyborze niemieckich czy włoskich tytułów i z nadmierną determinacją dążył do zapraszania gwiazd na czerwony dywan – bez względu na jakość filmu, z którym przyjeżdżały.
Od przyszłego roku berlińskim festiwalem zawiadywać będą Carlo Chatrian (dotychczasowy szef festiwalu w Locarno) i Mariette Rissenbeek (dyrektorka German Film, organizacji promującej niemieckie kino). Wkrótce przekonamy się, w jakie szaty odzieją walczącego misia – symbol Berlinale.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]