Gabinet osobliwości. "Lalki: teatr, film, polityka" w Zachęcie
Jednym z trudno przetłumaczalnych na polski słów jest przymiotnik "disturbing", nazywający coś niepokojącego, wzbudzającego lęk. Trudno o lepszy epitet dla eksponatów z wystawy "Lalki: teatr, film, polityka" kuratorowanej przez Joannę Kordjak w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki.
Ekspozycja wytrąca z poznawczego schematu automatycznie łączącego lalki, kukiełki i marionetki ze sztuką dla dzieci. Jak mówi współpracująca przy wystawie Paulina Darłak, wypełnia także "poważną i nieuzasadnioną lukę w historii sztuki". Nie tylko zresztą historia sztuki jest dyscypliną uboższą o lalkowy temat – podobnie jest z polską teatrologią traktującą ten gatunek po macoszemu. "Lalki: teatr, film, polityka" mają ambicję wydobyć go z cienia.
Wystawa zdecydowanie nie należy do tych przytłaczających, które chcą wyczerpać temat. Jest doskonale wyważona – w dwóch salach Zachęty zebrane zostały wypożyczone z teatralnych archiwów i magazynów obiekty, którym towarzyszą rzetelne – choć nie nadmiarowe – opisy wprowadzające w historyczno-społeczny kontekst. W tym tkwi ogromna siła tej prezentacji: lalki w koncepcji Kordjak (we współpracy merytorycznej z Kamilem Kopanią) stają się ważnymi elementami nie tylko w porządku sztuki, ale i polityki oraz przemian dziejowych. Skupiona głównie na latach 50. i 60. ekspozycja ma szansę zmienić postrzeganie tych niejednoznacznych obiektów – lokujących się na przecięciu rekwizytu i postaci; obiektu i "osoby".
Bezpieczny i prosty tytuł może być nieco mylący – wystawa nie jest "niewinnym" źródłem wiedzy, lecz ciekawym doświadczeniem zmysłowym; nie stanowi także przekrojowego pochodu przez historię lalek i ich zastosowania. Nie koncentruje się na chronologii, ale skomponowana jest problemowo. Architektura "Lalek…" autorstwa Macieja Siudy nawiązuje do dziedzictwa Bauhausu. Twórcy wystawy stanęli przed wyzwaniem: jak zaprezentować obiekty, które – zwykle w swoim “naturalnym środowisku” wprawiane w ruch – tu zmuszone są zastygnąć do roli eksponatu. Wyszli jednak z tej próby obronną ręką. Stelaże, na których umieszczone zostały lalki, nie stanowią "przezroczystych", użytkowych jedynie konstrukcji, ale inspirowane są zdynamizowaną awangardową geometrią. Tym samym współtworzą dramaturgię prezentacji. Wypełniona obiektami główna sala intryguje też jasnoróżową podłogą – dającą pozór przyjemnej, uroczej przestrzeni, która dopiero po bliższym przyjrzeniu się zaczyna jawić się jako przerażający gabinet osobliwości.
Prezentowane w Zachęcie prace dowodzą, że spora część twórczości lalkowej była przeznaczona dla dorosłych. Zwłaszcza gdy służyła agitacji politycznej. Uwypuklony wówczas walor propagandowy lalek sprawił, że stały się czymś więcej niż naśladującymi w uproszczony sposób rzeczywistość pacynkami. Zaczęły być nośnikami myśli, zaczęły – niczym animowane sztandary – mieć swoją sprawczość. To ważny wniosek płynący z obcowania z tą wystawą – zwłaszcza dziś, w kontekście narracji posthumanistycznych. Obiekt w ich świetle staje się czymś więcej niż martwą rzeczą podległą człowiekowi. Zaczyna żyć własnym życiem, stanowiąc ośrodek sytuacji. Takie ich miejsce w historii chciała podkreślić kuratorka.
Na wystawie znajdziemy – obok wydobytych z teatralnych magazynów lalek – szereg nagrań wideo oraz szkice i projekty. Widzimy więc marionetki w różnych stadiach rozwoju i w różnych kondycjach. Główna sala wystawy przypomina dziwaczny bal, na którym spotkały się lalki m.in. Jerzego Nowosielskiego, Marii Jaremy, Jadwigi Maziarskiej, Franciszki Themerson, czy Kazimierza Mikulskiego. Poruszające (i imponujące) jest spektrum estetyczne obejmujące zebrane obiekty: od stereotypowych, grubo ciosanych, schematycznych kukiełek (np. przedstawiających osoby o egzotycznym pochodzeniu), poprzez zjadliwe karykatury (m.in. prześmiewcza lalka imitująca Ludwika Solskiego autorstwa Jerzego Zaruby), po wysmakowane artystycznie przedmioty z pogranicza rzeźby i instalacji, jedynie w niuansach przypominające realistyczne postaci ludzkie i zwierzęce (przykładem mogą być stworzone z geometrycznych fragmentów koniki Jana Berdyszaka). Wystawa spełnia więc złożoną przez kuratorkę obietnicę – rzucenia "spojrzenia na teatr lalkowy jako przestrzeń wizualnego eksperymentu".
Ciekawym zabiegiem było zaproszenie do współtworzenia "Lalek..." dwojga współczesnych artystów: specjalnie na wystawę swoje prace przygotowali Paulina Ołowska i Rom Dziadkiewicz we współpracy z Wojtkiem Ratajczakiem. Artystka stworzyła inspirowaną twórczością Maziarskiej kurtynę z nadrukowanymi fragmentami sfotografowanych oczu – nieco przypominającą lekarski parawanik; Dziadkiewicz natomiast "zainfekował" ekspozycję osobliwą instalacją łączącą malutką kunstkamerę – pokoik o lustrzanych ścianach i pluszowej różowej podłodze – z fabularną pracą wideo. Dzieło artysty było pomyślane jako dialog ze sztuką Andrzeja Pawłowskiego, którego videoart również został zaprezentowany w Zachęcie.
"Lalki: teatr, film, polityka" to ekspozycja mająca niewątpliwą zaletę: jest w stanie zafascynować tematem, nie męcząc i nie wprowadzając w stan przesytu. Ma też szansę trafić do szerokiego grona odbiorców – teoretyków nakierować na mało eksploatowany obszar historii sztuki i teatru, a laików zafrapować wizualnie. Wszystkim zaś zaprezentować marionetkowe widowiska i animacje jako pełnoprawne – choć ulokowane poza mainstreamem – działania twórcze, dalekie od uroku dziecięcych bajek.