Teraz w Katowicach, ściślej rzecz biorąc w przytulnej i zachwycającej akustycznie siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, odbywa się biennale polskich kompozycji, czyli Festiwal Prawykonań. Od 24 do 26 marca publiczność zgromadzona w sali koncertowej położonej pomiędzy placem Kilara a ulicą Góreckiego mogła wysłuchać 27 premierowych wykonań utworów, które wyszły spod piór, ołówków i klawiatur polskich (i studiujących w Polsce) kompozytorów. Joanna Wnuk-Nazarowa – dyrektorka NOSPR i pomysłodawczyni Festiwalu Prawykonań – zaprasza na festiwal twórców wszystkich pokoleń i preferencji estetycznych.
''Nie ma tu żadnych ograniczeń, poza tym, by utwory pochodziły z ostatnich siedmiu lat – mówiła w wywiadzie dla Tygodnika Powszechnego – To bywa czasem zarzutem ze strony krytyków. Mówią, że to taki groch z kapustą, że mieszają się utwory pisane językiem bardzo nowoczesnym z pisanymi językiem zachowawczym, albo wręcz będącym pastiszem dawnych stylistyk. I tak właśnie ma być''.
Nie rozumiem tych docinków ze strony krytyków, w końcu dobrze przyrządzony groch z kapustą może być na stole rarytasem. Niektórzy bardzo cenią sobie taką kuchnię, na przykład Ludwik Fauerbach w ''Tajemnicy ofiary, czyli człowiek jest tym, czym się żywi'' udowadniał, że ''substancja grochowa'' jest bardzo wartościowym pokarmem, ''rękojmią przyszłości'', którym niższe warstwy społeczne mogłyby zastąpić ziemniaki powodujące ''leniwe ruchy kartoflanej krwi''. Przetwory z roślin strączkowych, na czele z wegańskimi pasztetami podbijają w tej chwili krajową gastronomię (jedną z najpopularniejszych kuchni Katowic jest wegetariański bar Złoty Osioł, w którym znajdziemy groch pod wieloma postaciami).
Poczucie nadmiernego wypełnienia substancją muzyczną może być powodowane dość specyficznym sposobem prezentacji utworów. 27 kompozycji wybrzmiało na 7 koncertach, często jedynym spoiwem jest tutaj obsada, na którą dane utwory zostały napisane. Na przykład orkiestra symfoniczna, i tak na jednym koncercie mogą być zaprezentowane trzy niespokrewnione ze sobą utwory. Słuchacze przyzwyczajeni do festiwali, w których każdy program jest kuratorską i gruntownie przemyślaną kompozycją mogą być trochę zagubieni. Mnie taki ferment odpowiada, słuchacz nie jest obarczony obowiązkiem przebywania przez ponad godzinę w uniwersum jednej stylistyki. Inna sprawa, że na Festiwalu Prawykonań trudno byłoby, zarówno logistycznie, jak i estetycznie, uporządkować kalejdoskop nowych polskich utworów w bardziej rozmyślny sposób.
Innym zarzutem stawianym przez krytyków, a dokładniej rzecz biorąc przez Jana Topolskiego na łamach Dwutygodnika (tekst ''Poematy egocentryczne'' z 2015 roku), jest całkowite odklejenie kompozytorów od otaczającej ich rzeczywistości, przede wszystkim politycznej i społecznej. W moim idealnym świecie muzyka komentowałaby szeroko rzeczywistość, ale nic na siłę. W programie tegorocznego festiwalu znalazły się dwa utwory, które przynajmniej według not programowych, odnosiły się do współczesnego świata i nie wyszło to zbyt dobrze. Roman Czura w swojej II Symfonii ''Wie ein Naturlaut'' skupił się na problemie gwałtownych zmian klimatycznych. Młody kompozytor posługuje się językiem symfonicznym nawiązującym do wielkich dzieł Mahlera, Straussa i Szostakowicza, do składu orkiestry zaprosił trzy rogi alpejskie. Wspaniałe instrumenty ginęły pod natłokiem orkiestry, chociaż dodawały dużo kolorytu. Czura sprawnie posługuje się wielkim zespołem, słuchało się tego bardzo przyjemnie, szczególnie w doskonałej pod względem akustycznej sali. Tylko czy w XXI wieku tak klasyczny język może rzeczywiście uczulić kogoś na problemy ekologii? Podobnie było z ''Normandie'' Jacka Domagały, który stworzył ilustracyjną epopeję o D-Day, zakończoną długą, cichnącą fanfarą trąbki. ''Pisząc ten utwór chciałbym, aby młoda generacja uświadomiła sobie grozę wojny, terroryzmu i fanatyzmu, co obecnie jest tematem najbardziej aktualnym'' twierdzi kompozytor. Czy muzyką ilustracyjną można przed czymś przestrzec?
Słuchając coraz to nowych utworów w głowie brzęczała mi parafraza tytułu pracy Fauerbacha: kompozytor jest tym, czego słucha. Wiele utworów prezentowanych podczas Festiwalu Prawykonań krążyło wokół dawnych form muzycznych, nie szukając zaczepienia w innych dziedzinach kultury. Zdarzały się wyjątki, na przykład ''Fontana di amore per nessuno'' Dariusza Przybylskiego, inspirowana wierszem Piera Paolo Pasoliniego. Przybylski nie sięgnął po tekst wiersza, który go natknął. Ograniczył się do wokalizy zaśpiewanej, fantastycznie, przez 14-letniego Józefa Biegańskiego. Świętym prawem muzyki, przynajmniej według niektórych, jest zakotwiczenie się w świecie dźwięków, który pozostaje niedopowiedziany, nie podlegający ścisłemu opisowi. Ale może wyjście z historii muzyki pomogłoby wtłoczyć muzykę w szeroki obieg intelektualny, z którego chyba w ostatnim stuleciu wypadła? Może pomogłoby to publice ekscytować się prawykonaniami w równym stopniu, co programem festiwali filmowych?
Na przykład uczestnictwo w premierowym wykonaniu nowego utworu-rytuału PRASQUALA ''MASHRABIYYA. Poemat wędrującego światła'' na rożek angielski/obój, waltornię, muzykę elektroniczną oraz 93 muzyków orkiestrowych rozmieszczonych w 6 grupach (zasiadających na scenie i pomiędzy publicznością) było przeżyciem, które bez wątpienia było wydarzeniem bardziej podniosłym niż premiera filmu z udziałem reżysera. Maszrabijja to termin zaczerpnięty z islamskiej architektury, oznacza bogato zdobioną kratę zakrywająca okno, pozwalającą wyglądać na zewnątrz pozostając jednocześnie niezauważonym z perspektywy ulicy.
Przy pomocy świateł, przestrzeni sali, strojów, ruchów i gestów solistów PRASQUAL stworzył traktat dźwiękowo-architektoniczny. Swobodnym punktem odniesienia może być świat stworzony przez Karlheinza Stockhausena, autora 28-godzinnego cyklu operowego ''Licht'', twórcę własnej mitologii i języka odniesień symboliczno-muzycznych. To u Stockhausena znajdziemy szeroko rozwiniętą grę przestrzenią, charakterystyczne stroje wykonawców, multum gestów nawiązujących do kulturowych archetypów. O czym opowiadają dialogi solistów, ich rozmowy z orkiestrą? Jakie znaczenie miała warstwa elektroniczna, która penetrowała nasz słuch wyjątkowo wysokimi tonami? Gdzie wędruje światło rozbijane przez maszrabijję? Przydałoby się więcej czasu na dogłębną interpretację tego utworu.
PRASQUAL najpełniej wykorzystał możliwości przestrzeni sali NOSPR. Eksplorował ją również Krzysztof Wołek w ''Spin'' na wielką orkiestrę symfoniczną i live electronics, miksując orkiestrowy monolit z krążącymi po sali odgłosami sprzężeń i wyładowań elektrycznych. Ciekawy był też Koncert altówkowy Hanny Kulenty, która wzmocniła dźwięk altówki wprowadzając go do krwiobiegu głośników.
Omawiając Festiwal Prawykonań trzeba zaznaczyć, że występują na nim świetni muzycy, którzy stają przed bardzo trudnym zadaniem: wykonać ponad 20 zupełnie nowych utworów, nie mając zbyt wiele czasu na przygotowanie. Spisali się wszyscy: NOSPR, Kwartet Śląski, Camerata Silesia, trio braci Krzeszowców (wspaniały kontakt z publicznością!) i Orkiestra AUKSO.
AUKSO i Pianohooligan – Piotr Orzechowski, pianista kojarzony ze światem jazzu pod batutą Marka Mosia zagrali koncert zamykający festiwal. W programie znalazły się cztery utwory: neoklasyczne ''Divertimento'' Sławomira Czarneckiego i utwory napisane na orkiestrę i elektryczny fortepian Rhodesa przez Zygmunta Krauzego, Marcina Stańczyka i Sławomira Kupczaka. O możliwościach akustycznych i wyzwaniach stojących przed kompozytorami piszącymi na Rhodesa, instrument pomijany przez muzykę współczesną, możecie przeczytać w rozmowie z Orzechowskim. Jakie były efekty spotkania przeciwstawnych temperamentów, estetyk i osobowości?
Krauze w ''Rondzie'' pozostawił Pianohooliganowi dużo miejsca do kontrolowanej improwizacji – mam wrażenie, że uwzględnił w partyturze jazzowego ducha pianisty. Błyskotliwie skontrastował elektryczny fortepianu z orkiestrą, skupił się na melodii i brzmieniu. Stańczyk podporządkował wszystko opowiadanej przez siebie historii, w tym utworze Rhodes mógłby być zastąpiony przez jakikolwiek inny klawisz. W swoim ''A due'' bawi się światłem i parateatralnymi gestami, mieszając je z syntetycznymi akordami i zrealizowanymi przez siebie nagraniami terenowymi: odgłosami wiatru, morza, śpiewem świerszczy i tak dalej (wyjątkowo osobisty utwór, rzadkie i cenne zjawisko na festiwalach muzyki współczesnej). Kupczak w ''Pełni'' jako jedyny wykorzystał możliwości instrumentu Orzechowskiego, który mógł wykazać się w grze swoją wyobraźnią. Tutaj orkiestra, pianista i warstwa elektroniczna zlewały się w koherentną całość, tworząc jednorodny świat brzmieniowy.
Organizatorzy Festiwalu Prawykonań zapomnieli o jednej bardzo ważnej kwestii. Dlaczego nie zapewnili przestrzeni do wymiany myśli pomiędzy kompozytorami i słuchaczami? Na festiwalu zgromadziło się kilkudziesięciu kompozytorów, to wymarzona sytuacja do zorganizowania kilku spotkań autorskich. Może wtedy kompozytorzy staliby się bliżsi słuchaczom, a artyści mogliby lepiej zrozumieć swoją publiczność?