Rhodes
Jednym z ciekawszych punktów tegorocznego Festiwalu Prawykonań w Katowicach będzie koncert utworów napisanych na elektryczny fortepian Rhodesa i orkiestrę kameralną. Utwory napisane przez Zygmunta Krauzego, Marcina Stańczyka i Sławomira Kupczaka wykona Orkiestra AUKSO pod dyrekcją Marka Mosia oraz Piotr Orzechowski.
Filip Lech: Jakie możliwości wykonawcze daje fortepian Rhodesa?
Piotr Orzechowski (Pianohooligan): Rhodes jest instrumentem elektroakustycznym – to nie instrument cyfrowy, pianista może tu modelować dźwięk. Nie przekreślam oczywiście modulacji cyfrowej, ale tutaj chodzi o pewną namacalność, bezpośredniość – mam kontakt z mechaniką instrumentu – z młotkiem, który uderza o blaszkę. Z tego też względu możliwe są w tym przypadku zabiegi sonorystyczne. Rhodes w kilku aspektach zachowuje się inaczej niż fortepian, na przykład przy nakładaniu się na siebie bliskich dźwięków. To również zupełnie inne barwy, które inaczej stymulują słuchacza i wykonawcę. Pomimo kilku ciekawych zalet to oczywiście bardziej ograniczony instrument niż fortepian, rzadziej go wykorzystuję.
Jakie zabiegi sonorystyczne można osiągnąć używając Rhodesa?
Całe wnętrze instrumentu właściwie stoi przed nami otworem jak w fortepianie. Rezonujące blaszki odpowiadają każdemu dźwiękowi niczym struny, na których można grać. Przy odpowiedniej amplifikacji właściwie wszystkie elementy Rhodesa mogą służyć jako narzędzie wyrazu. Ja używam na przykład pałek dla uderzeń perkusyjnych, duże możliwości daje też o dziwo pedał, który unosi cały wewnętrzny mechanizm, co wzbudza jakby jego dźwięki peryferyjne. Nad tymi i innymi technikami pracowałem przy nagrywaniu albumu „Experiment: Penderecki” w Szwajcarii.
Czy jednak Rhodes rzeczywiście może pomóc w wyrażeniu czegoś więcej niż fortepian? W pewnych obszarach chyba tak. W wypadku tego przedsięwzięcia zależy to od kompozytorów, którzy musieli zastanowić się jakie techniki są im potrzebne do ekspresji swoich muzycznych pomysłów. Twórcy zapoznali się z instrumentem i moimi technikami wykonawczymi stosowanymi na tym instrumencie, miejmy nadzieję, że cały zamysł się powiedzie. Będą też partie improwizowane – utrzymane raczej w stylu danego utworu. Tutaj podejście do Rhodesa leży ostatecznie w gestii twórcy, którego dzieło wykonuję.
Możemy wymienić wiele przykładów użycia fortepianu Rhodesa w jazzie, muzyce rockowej: od Raya Charlesa do The Doors. A w muzyce komponowanej, muzyce współczesnej? Szukałem, niczego nie znalazłem.
Też nie kojarzę takich przykładów. Częściej już można usłyszeć syntezatory, ale to oczywiście coś zupełnie innego. W ubiegłym roku wykonałem wraz z AUKSO utwór Aleksandra Nowaka na Rhodesa i orkiestrę smyczkową, to jednak pewien ewenement. Nie myśli się o Rhodesie, jako o instrumencie, który ma potencjał w muzyce klasycznej. Chyba właśnie dlatego, że kojarzony jest zanadto z brzmieniami rozrywkowymi, popowo-funkowymi. Ale to powinno się zmienić.
Kilka lat temu nagrałem z Marcinem Maseckim album ''Bach Rewrite'', gdzie z towarzyszeniem Capelli Cracoviensis graliśmy barokowe koncerty na Rhodesie i Wurlitzerze, innym pianinie elektrycznym. Te utwory nie były pisane na konkretny rodzaj instrumentu klawiszowego, więc można próbować je w ten sposób odświeżać: barwą, która jest bliska słuchaczowi. Wurlitzer wydaje się świetnym narzędziem do interpretacji muzyki dawnej – muszę pomyśleć nad jego użyciem. On jednak nie ma już tych możliwości sonorystycznych, jest zamknięty. Jeśli chcieć go przestroić albo użyć jego wnętrza do gry, trzeba by go rozlutować. Zatem póki co moim drugim instrumentem po fortepianie pozostaje Rhodes.
Na jakim modelu Rhodes'a grasz? Produkcje rozpoczęto pod koniec lat 50., najnowszy został stworzony w 2007 roku.
Modele produkowane w latach 60. i 70. mają podobne brzmienie, mechanikę i możliwości jej wykorzystania. Ja używam Rhodesa Mk1. Na płycie ''Experiment: Penderecki'' używałem Mk2, ale to prawie bliźniaczy instrument.
Dziady
W listopadzie 2016 roku w Krakowie odbyła się premiera napisanego przez Piotra Orzechowskiego programu, inspirowanego II Księgą ''Dziadów'' Adama Mickiewicza. W koncercie udział wzięli Pianohooligan i jego High Definition Quartet oraz William Basinski, Robert Rich, Christian Fennesz i Krzysztof Knittel – czterech twórców reprezentujących różne stylistyki poszukującej muzyki elektronicznej (i absolutne gwiazdy w swojej niszy). W marcu 2017 roku High Definition Quartet zagrali serię koncertów prezentujących ''Dziady'' zaadaptowane na kwartet.
Kiedy odbędzie się premiera waszej nowej płyty?
Zastanawiamy się jeszcze nad formą albumu. Póki co planujemy udział Igora Boxxa w naszej trasie koncertowej z tym materiałem. Wszystko przed nami, graliśmy ten materiał dopiero kilka razy. Myślimy nad nowymi rozwiązaniami. Z pewnością jednak do studia wejdziemy jeszcze w tym roku.
Czym są Dziady?
To muzyczna interpretacja drugiej części dramatu Mickiewicza. Chciałem zrobić to wyłącznie poprzez muzykę i aby tego dokonać skupiłem się wyłącznie na warstwie psychologicznej dzieła. Akcent położony jest na dwa światy – ziemski i duchowy – one ze sobą korespondują. Świat ziemski to improwizacja, instrumenty akustyczne; duchowy to dzieło domknięte, elektronika. Spróbowałem ująć te zderzenia w ścisłą formę, w rodzaj spektaklu muzycznego.
Nie używacie tam zbyt wielu elementów, które mogłyby dosłownie kojarzyć się z folklorem i pogaństwem.
Muzyczna warstwa tańców ludowych tworzyła się na gruncie takich czy innych momentów grupowego podekscytowania. Jeśli przeanalizujemy przebieg obrzędu pod względem psychologicznym, to występują tu również momenty takich stanów, i właśnie tam niejednokrotnie pojawiają się w mojej interpretacji motywy stricte ludowe. Może nie jest tego dużo, ale moje ''Dziady'' z założenia nie odwołują się do kontekstu kulturowo-historycznego, a bardziej do psychologiczno-mistycznego. Folklor jest tutaj gruntem dla pokazania siły pierwotnej świadomości zbiorowej. Ona właśnie, działając na sposób improwizacji, odtwarza w sobie wyobrażenia duchów jako pewnego rodzaju bytu intencjonalnego.
Dlaczego ''Dziady''?
Jazz wyraża, a raczej operuje emocjami, które są spontaniczne i szczere, co jest celebrowane na scenie. Można to opisać, jako pewne sceniczne zmagania osobowościowe, które pokazujesz innym. To znaczy, że można za pomocą jazzu opowiadać historię procesów wewnętrznych, przezwyciężania dylematów itp. ''Dziady'' wydały mi się utworem po pierwsze odnoszącym się ściśle do tego tematu, po drugie klarownie skonstruowanym, dzięki czemu możliwym do takiej adaptacji.
Jazz
W lutym 2017 roku nakładem wytwórni For Tune ukazała się płyta ''Atrium'', którą nagrałeś w ramach trio Daniela Toledo. Jest bardzo spokojna, klasyczna, przyjemna... Akurat przez ostatni tydzień pisałem o Pendereckim, twórcy bardzo ci bliskim – jego muzyka zawsze reagowała na historię, politykę i jego osobiste doświadczenia, często bardzo traumatyczne. Potem dowiedziałem się, że właśnie pracujesz nad nowym utworem z Zygmuntem Krauze, który jeden ze swoich ostatnich utworów poświęcił uchodźcom – chociaż wcześniej nie czuł potrzeby tworzenia muzyki komentującej politykę. Jazz też jest, a przynajmniej w przeszłości był, muzyką polityczną. Zastanawiałem się, jak młody muzyk jazzowy odnosi się do otaczającej go rzeczywistości?
Według mnie jazz wpływał na politykę właśnie dlatego, że w swoim korzeniu był zawsze apolityczny. To znaczy, że reprezentował siłę, której nie dało się zamknąć w żaden kanon – był kijem w mrowisku. Ale jak połączyć to z powszechnym, banalnym stwierdzeniem, iż muzyka „tworzy mosty”, czy „zrzesza, zbliża do siebie”? Jak coś może być jednocześnie kijem i mostem? Otóż tak właśnie jest, bo autentyczna improwizacja, jazz pokazuje, że obie strony konfliktu zawsze muszą ze sobą dialogować. W duchu muzyki odbywa się odbicie antagonizmów społecznych, które możemy zaobserwować na całym świecie. W Polsce widać to dziś bardzo wyraźnie.
Muzyka jazzowa, będąc niesłychanie bezpośrednim medium, tak bezpośrednim, że aż nieinterpretowalnym słownie, tłumaczy wszystkie te konflikty i wyraża ich sens. Angażując najszczersze pokłady osobowości opowiada o nich wyłączając stronniczość i zacietrzewienie, kładąc nacisk na prawdziwe znaczenie wolności i posłuszeństwa. Moglibyśmy uczyć się od niej postaw, obserwując jej wewnętrzne procesy – mam zresztą głębokie przekonanie, że jest to celem tej muzyki. Pomimo, że używam tutaj liczby mnogiej, odbiór sztuki pozostanie jednak w tej mierze indywidualny.
To wciąż wschodzący gatunek muzyki, który bardzo konkretnie wskazuje, że wszystkich nas łączy wspólny cel. Tym samym uczy dystansu do obranego przez siebie stanowiska, jednocześnie nie znosząc jego znaczenia. Dobrze by było, aby nie sprowadzać jazzu do konkretnego stylu wykonawczego, czy robić z niego wolną amerykankę. To dziewiczy skarb naszych czasów, który trzeba chronić.
Czy ciebie, jako muzyka, dotykają te antagonizmy, o których mówiłeś? Kino, teatr, literatura są przesiąknięte podziałami.
W muzyce jest generalnie najspokojniej. Muzykę można upolitycznić, ale wykroczenie poza jej ramy jest wtedy rażące. W odróżnieniu do innych sztuk, jej istota w całości pozostaje poza procesem zrozumienia i interpretacji. Jest po prostu silniejsza od interpretacji, bo sama jest jakby interpretacją. Jazz zaś pokazuje, że z jednej strony trzeba się wyzwolić, zrzucić z siebie zakonserwowane naleciałości aby być szczerym; z drugiej, że niedobrze jest nie mieć żadnej podstawy, że trzeba budować na fundamentach. Trzeba być kreatywnym i otwartym, ale nie ma możliwości, żeby latało się bez skrzydeł. Postęp i zachowawczość muszą wejść tutaj w miłosną wręcz relację.
Codziennie obserwuję, jak silny jest pociąg do odtwarzania dawnych formuł, które kiedyś tam się sprawdziły. Niektórzy myślą, że wystarczy wrócić do przeszłości i wszystko będzie w porządku. Inni, że należy na nią napluć i rzucić się w przepaść. Nie, to nie o to chodzi. Naszą wewnętrzną pasję musimy w jakiś sposób wypuścić – lecz by było to godne naszych czasów, powinniśmy być po pierwsze szczerzy, po drugie pasję tę musimy umieć okiełznać.