Zapowiadał się raczej na muzyka. Starsza siostra grała na fortepianie, młodsza - na skrzypcach. Jemu trafił się klarnet. Chodził do szkoły muzycznej w rodzinnym Wągrowcu, a w domu słuchał jazzmanów: Joshui Redmana, Benny’ego Goodmana, Keitha Jarreta, Milesa Daviesa. "Było też trochę klasyki – przyznaje w rozmowie z Culture.pl. - Ale nie Bach czy Mozart, tylko Ravel. Pociągały mnie pejzażowe obrazy, zbliżone bardziej do muzyki filmowej niż do tradycyjnej klasyki".
Muzyczne doświadczenie wykorzystuje dziś w teatrze i kinie: w "Idzie" Pawła Pawlikowskiego na saksofonie altowym gra utwory Coltrane’a, a w teatralnym "Nietoperzu" Kornéla Mundruczó z wdziękiem śpiewa włoskie disco. "Tęsknię za muzyką, jak tylko mam okazję pograć, robię to".
Sztuka zaczynania od zera
Pytany przez Hannę Halek z "Polityki", do jakiej subkultury należał w czasach licealnych, odpowiadał żartem: "To był nurt Dawida Ogrodnika". Właśnie w liceum spotkał Annę Szymańską, założycielkę poznańskiego teatru castingowego M plus M, gdzie po raz pierwszy mógł pracować nad rolą. Do Krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej dostał się jednak dopiero za trzecim podejściem.
Nasz rocznik miał ogromne szczęście, bo wykładowcy, z którymi pracowaliśmy, wychodzili daleko poza kanon. Praca z Romanem Gancarczykiem, Małgorzatą Hajewską-Krzysztofik czy Grzegorzem Mielczarkiem to było poszukiwanie, a nie kopiowanie wzorów. Nie próbowali nic nam narzucać.
Już jako student wraz z Jerzym Trelą, Mariuszem Benoit, Teresą Budzisz-Krzyżanowską i Stanisławą Celińską znalazł się w obsadzie "Klubu Polskiego" Pawła Miśkiewicza, pierwszego w polskim teatrze spektaklu "posmoleńskiego", podejmującego temat katastrofy prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010. W rozmowie z Culture.pl, mówi:
Chyba wtedy, u Miśkiewicza, zrozumiałem, że sztuka uprawiania tego zawodu polega na zaczynaniu ciągle od zera, że wciąż trzeba przekraczać własne granice.
Łapię chwile ulotne jak ulotka
W przedstawieniu Miśkiewicza zobaczył go Leszek Dawid, którego fabularny debiut "Ki" był już wtedy zwycięzcą licznych filmowych festiwali. Wkrótce spotkali się na planie "Jesteś Bogiem", jednego z największych przebojów polskiego kina ostatnich lat.
W opowieści o legendarnym hip-hopowym zespole Paktofonika Ogrodnik wcielał się w postać Rahima, nieco wycofanego, nieśmiałego nastolatka. Wraz z kumplami z roku krakowskiej PWST, Marcinem Kowalczykiem i Tomaszem Schuchardtem stworzyli przejmujące portrety trzech muzyków na progu kariery. "Jesteś Bogiem" opowiadało o ofiarach dzikiego kapitalizmu lat 90-tych, ale też o sztuce, która potrafi być przestrzenią wolności.
Na przygotowania do ról mieli zaledwie dwa miesiące. Jeździli na koncerty, rozmawiali z Rahimem i Fokusem, żyjącymi członkami zespołu Paktofonika, słuchali ich starych nagrań. Ogrodnik wspomina:
Leszek chciał, żebyśmy doświadczyli tego, jak chłopaki komponowali swoje kawałki w latach 90. Na starym pececie z antycznym oprogramowaniem rzeźbiliśmy jakiś podkład przez cztery godziny. Potem na sekundę zniknął prąd i wszystko szlag trafił. A to był naprawdę dobry podkład. Szybko zrozumieliśmy, czym była ta męczarnia.
Dla Ogrodnika, podobnie jak dla pozostałych młodych aktorów, "Jesteś Bogiem" stało się przepustką do kariery. Film obejrzało w kinach ponad milion osób, podczas festiwalu w Gdyni Marcin Kowalczyk dostał nagrodę dla najlepszego debiutanta, zaś Dawid Ogrodnik wraz z Tomaszem Schuchardtem odebrali statuetki za najlepsze role drugoplanowe. Wkrótce dwóch pierwszych znowu spotkało się na próbach do spektaklu "Bracia i siostry" Mai Kleczewskiej według Dostojewskiego i Czechowa (ostatecznie Marcin Kowalczyk wyłączył się z obsady).
Chce się żyć
Niewiele brakowało, a w ogóle nie znalazłby się w obsadzie "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy. Przegapił pierwsze castingi do roli Mateusza. Kiedy reżyser miał już wyselekcjonowaną grupę młodych aktorów, Ogrodnik stanął przed reżyserem w dresie, ogolony na łyso. "Gdybym chciał kręcić o kibolach, od razu bym go zaangażował, ale ja szukałem innego typu aktora" – wspominał Pieprzyca podczas Gdynia Film Festival. Dopiero dłuższa rozmowa przy kawie uzmysłowiła mu, że Ogrodnik to wrażliwy i inteligentny aktor, który potrafi wcielić się w postać chłopca z rozległym porażeniem mózgowym.
Na osiem miesięcy Dawid Ogrodnik zmienił się w swego filmowego bohatera.
Na początku nie wyobrażałem sobie, że mogę stworzyć tę postać z samych gestów i grymasów. Ta niewiedza mnie motywowała. Długie miesiące spędziłem na wymyślaniu, jak skonstruować postać bez słów.
W rozmowie z Sebastianem Łupakiem mówi:
Całą ścianę w pokoju miałem wyklejoną kartkami, opis sceny po scenie. Patrzyłem na to i pisałem sobie swój monolog wewnętrzny, co myślę o tym, czy czuję to, jakie są emocje.
Do roli schudł ponad 10 kilogramów. Chciał, żeby każda żyła i każdy mięsień "cięły ekran". Czytał biograficzne powieści Christiego Browna ("Moja lewa stopa" na podstawie której Jim Sheridan zrealizował oscarowy film z Danielem Day Lewisem) i Rubena Gallego ("Białe na czarnym" o niepełnosprawnym chłopcu z rosyjskiego sierocińca). W łazience postawił dwie szczoteczki do zębów, jedna podpisana była imieniem filmowego Mateusza, druga – jego własnym. Powoli zatracał siebie.
Ćwiczył ciało, by przygotować je do akrobatycznych wyzwań. Podwiązywał palce, wykrzywiał stawy. Wraz z Bartkiem Ostapczukiem, pantomimistą z Teatru Na Woli opracowywał gesty:
Zrozumiałem, że ciało, które myślałem, że znam, jest mi zupełnie nieznane.
Wizyty w innym świecie
Spotykał się z niepełnosprawnymi. Obserwował ich świat, by z podpatrzonych gestów budować własną rolę, ale empatia i współczucie często brały górę nad chłodnym profesjonalizmem. Czasem nie wytrzymywał – zdarzały się łzy bezsilności. Pamięta niezwykłe spotkanie z chłopcem cierpiącym na porażenie mózgowe i jego całkowicie zdrowym bratem bliźniakiem. W rozmowie z Hanną Halek z "Polityki", wspomina:
Dusza robi się naprawdę ciężka z bezradności: mieszaniny pragnienia i niemocy. Dla tych ludzi wyjazd do domu jest jak dla mnie podróż do Wietnamu. Pójście do kina jak wejście na Czomolungmę. Nasza droga do zrozumienia tych ludzi jest długa. Parę dni spędziłem patrząc tylko w okno, bo byłem ciekaw, co może mieć w głowie człowiek, który nie rusza się z wózka i może tylko spoglądać, jak te chmury przechodzą po niebie. W pierwszej chwili ma się ochotę rozwalić wszystko, boli ciało, ale potem z braku innych możliwości zaczynasz sam je w sobie stwarzać, bawisz się sobą, szukasz układów, wmawiasz sobie różne rzeczy. Nigdy wcześniej nie myślałem o sobie tyle, co wtedy.
Kiedy po miesiącu przygotowań do ekipy dołączyła Dorota Kolak, znakomita aktorka wcielająca się w matkę Mateusza, odbiła się od niego jak od ściany.
Zachowywałem się wtedy jak mój bohater, byłem kompletnie zamknięty. A ona musiała na potrzeby filmu pokochać tę osobę, która siedzi obok. Pewnego razu Dorota spytała: 'A ja cię mogę w ogóle dotknąć?' No i to było przełamanie, bo później już chciałem ją non-stop przytulać.
W filmie Pieprzycy Ogrodnik z samych tylko gestów, mrugnięć i dramatycznych wrzasków, złożył znakomity portret człowieka zniewolonego przez własną ułomność. Opowieść o chłopcu, który przez 26 lat dramatycznie szuka kontaktu ze światem, zaskarbiła mu sympatię publiczności i krytyków. W 2013 roku podczas prestiżowego Festiwalu Filmowego w Montrealu "Chce się żyć" zdobyło trzy najważniejsze nagrody, a podczas 38. Gdynia Film Festival - Srebrne Lwy i dwie nagrody przyznawane przez widzów. Wiele ciepłych słów usłyszał także Dawid Ogrodnik, którego kreację porównywano do tej Daniela Day Lewisa z "Mojej lewej stopy" Jima Sheridana. Sławomir Idziak, znakomity polski operator ("Helikopter w ogniu", "Harry Potter i Zakon Feniksa") powiedział o nim, że gdyby rolę Mateusza zagrał w amerykańskim filmie, miałby gwarantowaną oscarową nominację.
Nietoperz gra na saksie
Film daje dobry grunt do pracy w teatrze, choć to zależy, jaki rodzaj teatru chcesz uprawiać. Na scenie stawia raczej na filmowy naturalizm niż nienaganne wypowiadanie kwestii.
Po zakończeniu zdjęć do "Chce się żyć" w 2012 otrzymał propozycję występu w "Nietoperzu" Kornéla Mundruczó na deskach TR Warszawa. Po raz kolejny miał się wcielać w postać niepełnosprawnego chłopaka. Przyjął ją także dlatego, by nieco złagodzić swój powrót do rzeczywistości, by nie zrywać zbyt gwałtownie ze swą filmową postacią Mateusza. Hanna Rydlewska pisała o jego roli:
Niczym Leonardo DiCaprio w 'Co gryzie Gilberta Grape'a', trzepoce się we własnym ciele, które jest jego więzieniem. Ogrodnik jest w tym autentyczny, drażniący, wzruszający. Dopiero jego taniec ciała jest w stanie poruszyć publiczność, nieco zadziwioną szaloną rewią pod auspicjami TR Warszawa. Nawet gdy Łukasz, grany przez Ogrodnika, powstaje na chwilę z wózka, opuszcza swoje ciało, by śpiewać włoskie disco, jest wspaniały. Ani na moment nie zamienia się w bohatera z farsy.
Wkrótce Ogrodnik stanął na planie kolejnego filmu – "Idy" Pawła Pawlikowskiego, która podczas Gdynia Film Festival 2013 zdobyła aż cztery nagrody.
W tej opowieści osadzonej w latach 60-tych minionego wieku wcielił się w młodego muzyka, który stanie na drodze głównej bohaterki filmu – zakonnej nowicjuszki o żydowskich korzeniach. Jego bohater jest jak połączenie Jamesa Deana i Zbyszka Cybulskiego, kinowej legendy lat 50-tych, ma w sobie chłopięcy czar, ale też cichą zgodę na życiowe rozczarowanie. O pracy z Pawlikowskim opowiada:
Paweł patrzy na kino jako sztukę synkretyczną, w której równie ważna jest gra aktorska jak obraz. To są trochę pastele, to jest snucie opowieści, malowanie i formowanie dźwięku. Jest przy tym perfekcjonistą. Wiele razy po skończonym ujęciu czuliśmy, że jest dobrze, a on mówił: 'stop, jeszcze raz' , bo pan z drabiną w trzecim planie wchodzi w nieodpowiednim momencie. Oczywiście nie mówił tego ze złością, bo Paweł daje na planie mnóstwo poczucia bezpieczeństwa i spokoju.
W 2014 roku Ogrodnika zobaczymy na kinowym ekranie w "Obietnicy" Anny Kazejak, a wcześniej –28 października 2013 roku - w spektaklu teatru telewizji "Bezdech" w reżyserii Andrzeja Barta, w którym wystąpił u boku Bogusława Lindy, Jerzego Stuhra i Andrzeja Seweryna. W TR Warszawa, którego jest już etatowym aktorem, prowadzi próby do "Nosferatu" Grzegorza Jarzyny (wcześniej występował w tym spektaklu w zastępstwie), a niedługo wraz z Leszkiem Dawidem stanie na planie Teatru Telewizji, by zekranizować sztukę Petra Zelenki "Oczyszczenie" (w obsadzie m.in. Krzysztof Stroiński i Adam Ferency).