Tanie jest piękne – polskie filmy mikrobudżetowe
Prowincjonalny western i czarno-biała miłosna ballada, metafizyczny horror feministyczny, brawurowy portret pokolenia Z i dystopijne science-fiction ze Śląska. Oto najlepsze polskie filmy niskobudżetowe ostatniej dekady.
Ich twórcy udowadniają, że w sztuce mniej znaczy więcej, a talent, zaangażowanie i determinacja pozwalają pokonać wiele budżetowych ograniczeń. Mają do dyspozycji niewielką ekipę, proste narzędzia, ograniczoną liczbę obiektów i kilkoro aktorów. Mimo to tworzą filmy, które jakością przewyższają produkcje realizowane za kilka i kilkanaście milionów złotych. Zapraszamy na spotkanie z 9 najlepszymi filmami mikrobudżetowymi ostatnich lat.
"Tyle co nic", reż. Grzegorz Dębowski (2023)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "Tyle co nic" w reżyserii Grzegorza Dębowskiego, 2023, fot. Oleksandr Pozdnyakov / Studio Munka SFP
Nagroda za scenariusz i najlepszy debiut reżyserski na Festiwalu w Gdyni, nagroda Złotego Pazura, laury dla najlepszego aktora i drugoplanowej aktorki, wreszcie – Orzeł dla będącego odkryciem roku reżysera Grzegorza Dębowskiego. To tylko część nagród, które w ostatnich miesiącach zdobyło "Tyle co nic".
Gdyby w ocenie filmów kierować się relacją ceny do jakości, obraz Grzegorza Dębowskiego byłby w absolutnej czołówce najlepszych filmów zrealizowanych nad Wisłą. Zarówno ze względu na maleńki budżet, jak i ilość zdobytych nagród i artystyczną jakość.
Podczas gdy koszty przeciętnych filmów fabularnych z roku na rok szybują coraz wyżej, Grzegorz Dębowski nakręcił swój debiutancki film za 1,5 miliona. Ograniczenia finansowe, które mogłyby sparaliżować niejedną produkcję, tutaj albo udało się ominąć, albo wręcz – obrócić na swoją korzyść. Zamiast ton filmowego sprzętu twórcy musieli postawić na kamerę z ręki (świetne zdjęcia Aleksandra Pozdnyakova) i realizację ujęć w naturalnym świetle, a zamiast zapraszać nas do efektownych filmowych obiektów – urządzili widzom wycieczkę po zwyczajnym, ale na wskroś prawdziwym świecie polskiej wsi. Nie mogąc pozwolić sobie na wielkie aktorskie gwiazdy, odkryli własne: fenomenalnych Artura Paczesnego i Agnieszkę Kwietniewską. To dzięki ich talentowi, a także wrażliwości i rzemieślniczej sprawności Grzegorza Dębowskiego powstał prowincjonalny western o ostatnim sprawiedliwym, film pełen czułości wobec świata i drugiego człowieka. Wielkie, małe kino.
"Wieża, jasny dzień", reż. Jagoda Szelc (2017)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu Wieża. Jasny dzień" w reżyserii Jagody Szelc, 2018, fot. Against Gravity
Wśród dziewięciu wymienionych tutaj tytułów obraz Jagody Szelc wyglądać może jak arthouse’owy blockbuser. "Wieża, jasny dzień" kosztowała bowiem "aż" 2,3 miliona złotych.
Debiutująca Jagoda Szelc nakręciła za te pieniądze jeden z najbardziej spektakularnych i charakterystycznych debiutów ostatnich dekad – rodzinny dramat łączył się u niej z metafizycznym horrorem, feministyczną baśnią i opowieścią o tajemnicy. Młoda reżyserka otrzymała za niego filmowy Paszport Polityki i gdyńską nagrodę dla najlepszej debiutantki.
Szelc imponowała nie tylko autorską wizją, odwagą kreowania języka filmowego, ale też swobodą, z jaką wchodziła w dialog z mistrzami współczesnego kina: od Lanthimosa i Polańskiego po Jordana Peelego. I – tak jak Dębowski – odkrywała aktorskie twarze nieznane wcześniej polskiej branży filmowej. To dzięki "Wieży…" mogliśmy zobaczyć na wielkim ekranie charyzmatycznego, a niewykorzystanego przez polskie kino Rafała Cielucha, a przede wszystkim Annę Krotoską, która rolą zaborczej matki przebiła się do filmowego mainstreamu.
"Chleb i sól", reż. Damian Kocur (2022)
Kolejne z mikrobudżetowych arcydzieł w naszym zestawieniu to pełnometrażowy debiut jednego z najgłośniejszych młodych talentów polskiego kina ostatnich lat. Damian Kocur jeszcze jako student Szkoły Filmowej w Katowicach dał się poznać jako autor przewrotny, chętnie bawiący się formą (jego krótkie "1410" było np. opowieścią o rycerzu i giermku, którzy zbłądzili w drodze na Grunwald) i niebojący się radykalnych artystycznych decyzji. Dość powiedzieć, że już we wczesnych etiudach Kocur zamiast zatrudniać profesjonalnych aktorów stawiał na naturszczyków (m.in. wspaniałe "Dalej jest dzień"), a zamiast sztywno trzymać się scenariusza, stawiał na improwizację.
Na niej oparł też swój fabularny debiut – "Chleb i sól", opowieść o poszukiwaniu tożsamości, o polskiej ksenofobii i odchodzącej młodości. W historii młodego pianisty, który przyjeżdża na wakacje do rodzinnego miasteczka, łączył dokumentalną obserwację z talentem do budowania dramaturgicznych napięć. Nakręcony z naturszczykami i bez klasycznie rozumianego scenariusza, zbudowany na improwizacji i obserwacyjnym talencie film powstał w ramach programu "60 minut" organizowanego przez Studio Munka. W 2022 roku był jednym z najczęściej nagradzanych polskich filmów i zdobywał m.in. Nagrodę Specjalną Jury festiwalu w Wenecji (konkurs Orrizonti), laury festiwalu w Gdyni, Anntalyi, Cottbus, Kairze i Gijon.
"Ultima Thule", reż. Klaudiusz Chrostowski (2023)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
“Ultima Thule”, reż. Klaudiusz Chrostowski, fot. Madness
Dwóch mężczyzn, stado owiec, wyspa pośrodku oceanu – tyle wystarczy, by nakręcić jedno z największych objawień ubiegłorocznego festiwalu w Gdyni. Są jednak pewne warunki – trzeba mieć scenariuszowy i reżyserski talent Klaudiusza Chrostowskiego, zgraną ekipę, niezachwianą wiarę w projekt i Jakuba Gierszała gotowego poświęcić swój czas, by zrealizować film za półdarmo.
Tak właśnie powstało "Ultima Thule", piękny, poruszający obraz, który w 2023 roku zgarnął tytuł najlepszego polskiego mikrobudżetu, a Klaudiuszowi Chrostowskiemu przyniósł też nagrodę Perspektywa.
Michał Piepiórka pisał o nim dla Filmwebu:
Niewiele mamy w polskim kinie takich filmów – które minimalizują środki filmowe, ograniczają scenografię, wyrzucają wszystkie zbędne dialogi, a nawet ograniczają czas na charakterystykę bohaterów. »Ultima Thule« ma w sobie coś z kina dokumentalnego – naturalność inscenizacji, realizm rozmowy, wiele scen wygląda wręcz na podejrzane, wyreżyserowane przez wiatr czy niesforne zwierzęta".
Istotnie – debiutujący reżyser za milion złotych zrealizował plastycznie wysmakowaną, pięknie sfilmowaną i na wskroś prawdziwą opowieść o ucieczce przed życiem, o stracie, żałobie i wyrzutach sumienia. Nakręcił go w ciągu 17 dni spędzonych na wyspie Foula, najbardziej odizolowanej części Archipelagu Szetlandów, pracując z mikroskopijną ekipą, miejscowymi naturszczykami oraz znakomitym Gierszałem, który stworzył tu jedną ze swoich najlepszych kreacji.
"Piosenki o miłości", reż. Tomasz Habowski (2021)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
“Piosenki o miłości”, reż. Tomasz Habowski, fot. Gutek Film
"»Piosenki o miłości« zachwycają na każdym poziomie, choć są kinem minimalistycznym – pisał Janusz Wróblewski dla "Polityki" - Tomasz Habowski zadebiutował w stylu Richarda Linklatera (»Przed wschodem słońca«, »Boyhood«) czy Mike’a Millsa (»C’mon C’mon«) – skromnie, lecz oszałamiająco. »Piosenki o miłości« wnoszą niewymuszony wdzięk oraz powiew prawdy w polskim kinie młodzieżowym wręcz niespotykany, choć to etykietka mocno zawężająca".
Choć debiutancki film Tomasza Habowskiego wzbudził zachwyty większości polskich krytyków, a do kin przyciągnął 65 tysięcy widzów (wynik więcej niż przyzwoity w przypadku tak taniego filmu), droga do jego realizacji wcale nie była prosta. Młody twórca nie miał bowiem reżyserskiego doświadczenia, nie ukończył szkoły filmowej, a rzemieślnicze szlify zbierał w jednej popularnych telenowel. Szukając drogi to realizacji "Piosenek…", myślał o programach Studia Munka, by ostatecznie spróbować sił w programie mikrobudżetów. Za 700 tysięcy złotych zrealizował poetycką, czarno-białą opowieść o marzeniach, ambicjach i bólu niespełnienia.
Mikry budżet nie ułatwiał sprawy. Za obiekty filmowe musiały czasem służyć prywatne mieszkania członków ekipy, pandemiczne obostrzenia dodatkowo podnosiły koszty, a z powodu podejrzenia covidu u jednej z osób na planie, producentka Marta Szarzyńska musiała wydać dodatkowe 20 tysięcy złotych na jego powtórzenie. Dzięki uporowi, profesjonalizmowi i wsparciu gwiazd (na ekranie oglądamy Tomasza Włosoka, Andrzeja Grabowskiego i Jowitę Budnik) udało się stworzyć poetyckie kino, które swoim poziomem zawstydza większość kilkakrotnie droższych produkcji.
"Supernova", reż. Bartosz Kruhlik (2019)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Supernova", reżyseria: Bartosz Kruhlik, 2019, na zdjęciu: Marcin Hycnar, fot. materiały prasowe
Ten film zrodził się z małego "oszustwa". Pierwotnie miał być bowiem obrazem 60-minutowym, jedną z kilku telewizyjnych produkcji realizowanych w Studiu Munka przez młodych twórców. Reżyser Bartosz Kruhlik wyszedł jednak z założenia, że skoro udało się złapać palec, trzeba chwycić także rękę i mimo bardzo ograniczonego budżetu postanowił wydłużyć swój film do 78 minut i nakręcić pełnometrażowy debiut.
Żeby zmieścić się w budżecie, Kruhlik z operatorem, Michałem Dymkiem tygodniami rozrysowywali kolejne ujęcia, a w domu jednego z panów stworzyli nawet makietę, na której zabawkowe "resoraki" udawały filmowe samochody. Dzięki tym "ćwiczeniom" udało im się jeszcze przed startem zdjęć zaplanować inscenizację kolejnych ujęć, a w ciągu czternastu dni zdjęciowych powstał film uznany za najlepszy debiut festiwalu w Gdyni 2019 roku.
Lista zdobytych przezeń nagród jest zresztą sporo dłuższa. Nieprzypadkowo, bo w opowieści o kilkorgu bohaterów, których losy splatają się za sprawą tragicznego wypadku drogowego, Kruhlikowi udało się stworzyć angażujący dramat, w którym – niczym w antycznej tragedii – nie ma łatwych wyborów, prostych rozwiązań i niewinnych ludzi.
"W nich cała nadzieja", reż. Piotr Biedroń (2023)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Kadr z filmu "W nich cała nadzieja" w reżyserii Piotra Biedronia, 2023, fot. Wiktor Obrok/Galapagos Films
Chyba nikt w Polsce nie wierzył, że za milion złotych można nakręcić intrygujące dystopijne science-fiction. Nikt z wyjątkiem Piotra Biedronia, filmowca i wieloletniego dyrektora ekologicznego Green Film Festivalu. W 2023 roku zaprezentował on swój reżyserski debiut zrealizowany w ramach PISF-owego programu filmów mikrobudżetowych, pokazując, że niemożliwe nie istnieje.
Zabierał w nim widzów do postapokaliptycznej przyszłości, do świata, przez który dawno przetoczyły się wojny klimatyczne, roztopione lądolody zdążyły zalać całe kontynenty, a Ziemia pozbyła się swojego największego wroga – ludzi. Nie wszystkich – wśród nielicznych ocalałych znajdowała się dwudziestoparoletnia Ewa (Magdalena Wieczorek) oraz stary, zdezelowany robot Artur (mówiący głosem Jacka Belera), który stworzony został po to, zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo, a w toku filmowych zdarzeń ma się okazać dla niej największym zagrożeniem.
U Biedronia spotykały się motywy z "Łowcy androidów" Scotta, "2001: Odysei kosmicznej" Kubricka, a nawet Cameronowskiego "Terminatora", a najważniejszymi tematami okazywały się ekologia i przewrotnie sportretowany kryzys uchodźczy.
"W nich cała nadzieja" stanowiło dowód niebywałej kreatywności jego autorów. Dysponując zaledwie dziewięcioma dniami zdjęciowymi, Biedroń musiał ograniczyć nie tylko liczbę postaci, ale i lokacji. Swój film nakręcił w Łaziskach Górnych, na największej hałdzie skalnej w Europie, którą dzięki odpowiedniemu zaadaptowaniu i przywleczeniu na górę kilku ton złomu zmieniła się w scenerię godną niskobudżetowego "Mad Maxa".
"Ostatni komers", reż. Dawid Nickel (2020)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Ostatni Komers", reż. David Nickel, fot. Jakub Socha / Galapagos Films
Gdy w 2020 roku debiutancki film Dawida Nickela zaprezentowano w Gdyni, zachwycił nie tylko festiwalowych jurorów i młodą publiczność czekającą na prawdziwe portrety jej pokolenia, ale też ludzi zarządzających Polskim Instytutem Sztuki Filmowej. "Ostatni komers" był bowiem pierwszym superprzebojem powołanego kilkanaście miesięcy wcześniej programu mikrobudżetów i dowodem na to, że finansowanie tanich debiutów może przynosić nieoczekiwane korzyści.
Dawid Nickel przystąpił do jego realizacji, nie mając dorobku reżysersko-scenariuszowego. Po ukończeniu studiów w Warszawskiej Szkole Filmowej pracował jako asystent przy trzech filmach Małgorzaty Szumowskiej, a później – w Szkole Wajdy stworzył projekt filmu o nastolatkach, który w efektownej plastycznie formie opowie o dojrzewaniu pokolenia Z. Jego pomysł zaintrygował producentkę Martę Habior, dzięki której wkrótce udało się uzyskać mikrobudżetową dotację w wysokości 700 tysięcy złotych, a potem uruchomić produkcję filmu.
"To nie jest dużo kasy, więc i odpowiedzialność była mniejsza. Bo gdyby to było te pięć milionów i dziesięciu koproducentów, to nagle wszyscy na planie pilnowaliby tej historii, czy na pewno jest opowiadana właściwie – mówił reżyser dla Culture.pl. Jego film stał się przebojem festiwalu w Gdyni, zdobywając nagrodę dla najlepszego filmu mikrobudżetowego, ale także statuetkę Jury Młodych oraz wyróżnienie dla aktorki Sandry Drzymalskiej i autora zdjęć Michała Pukowca.
"Słoń", reż. Kamil Krawczyński (2022)
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
“Słoń”, reż. Kamil Krawczycki, fot. PISF
Właśnie dla takich filmów stworzono program wspierania mikrobudżetów. "Słoń", debiutancki film Kamila Krawczyckiego, autora docenianej na festiwalach etiudy "Ktoś zostanie ostatni", to przykład kina na wskroś osobistego i bardzo intymnego. Tworząc opowieść o miłości dwojga młodych mężczyzn, o potrzebie bliskości i jednoczesnym lęku przed nią, wreszcie – o polskiej homofobii, Krawczyński unika wielkich słów i podniesionego tonu. Opowiada półszeptem, ufając, że widz usłyszy jego historię.
Gdy "Słoń" zadebiutował w konkursie filmów mikrobudżetowych festiwalu w Gdyni, zdobył nagrodę za "najbardziej spełniony debiut (…), za bezwstydnie romantyczny melodramat, film szczery i odważny". Prowincjonalne, gejowskie love-story porównywano (na wyrost, przyznajmy) do "Tamtych dni, tamtych nocy" Guadanino, a także do wielkich filmów Adrew Haigha. Nieźle jak na film zrealizowany za 700 tysięcy złotych.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]