Nic więc dziwnego, że właśnie on stał się przepustką do pełnometrażowego debiutu. "Chleb i sól", bo o tym filmie mowa, powstał dzięki Studiu Munka, by w 2022 roku stać się jednym z odkryć festiwali w Wenecji i Gdyni.
Kocur znów sięgał tu po aktorów-amatorów, stawiając przed kamerą swoich wieloletnich przyjaciół, braci Jacka i Tymoteusza Biesów, a w filmowej historii zawarł fragmenty zarówno własnej biografii, jak i życiorysu swoich "aktorów".
Opowiadał o młodym pianiście, który przyjeżdża na wakacje do rodzinnego miasteczka. Tu czeka na niego życie, które za chwilę na zawsze porzuci: koledzy-dresiarze, osiedle z wielkiej płyty, ustawiona między blokami budka z kebabem. Historia o żegnaniu się z młodością i poczuciu obcości u Kocura splatała się z opowieścią o polskiej ksenofobii i narastającej agresji, zaś dokumentalna obserwacja szła w parze z dramaturgiczną intensywnością.
Kocur zabierał nas na prowincjonalne blokowisko, ale nie robił tam za przewodnika-antropologa, przybliżającego obyczaje dzikich. Zapraszał widzów do swoich znajomych. Nie cenzurował ich, nie oceniał. Opowiadał o nich z czułością, ale też dojmującą szczerością. Bo w "Chlebie…" mówił o sobie samym, o swoich kolegach (występujący w głównej roli Tymoteusz Bies tak jak jego bohater jest wybitnie zdolnym pianistą), kreśląc na ekranie opowieść, w której to, co prywatne i intymne, stawało się częścią opowieści o Polsce A.D.2022