Wystawa-widowisko
Kuratorka Agnieszka Sosnowska miała trudne zadanie: jak sama zaznaczała w programie, "zwrot performatywny" jest bardzo rozległym zjawiskiem. Jej wystawa podkreśliła tę różnorodność, zbierając dzieła o odmiennym charakterze, np. fragmenty scenografii teatralnych (autorstwa Aleksandry Wasilkowskiej i duetu Bracia), zapisy performansów (m.in. Oli Maciejewskiej czy Wojciecha Pustoły), filmy o sztuce ("Performer" Łukasza Rondudy o Oskarze Dawickim czy "America is Not Ready For This" Karola Radziszewskiego o Natalii LL) czy obiekty-lalki Anety Grzeszykowskiej. Widz jest przeprowadzany przez instalacje dźwiękowe (Anna Zaradny, Wojtek Blecharz, Konrad Smoleński), ma zafundowane doświadczenie VR "Locus solus" zaprojektowane przez Dream Adoption Society, grupę zainicjowaną przez Krzysztofa Garbaczewskiego, a wychodzi przez pomieszczenie z instalacją Wojtka Ziemilskiego "Jest złotem": gąszcz złotych balonów, przez który trzeba się przedrzeć do drzwi.
Ta obfitość sprawia, że trudno zrozumieć intencje twórców wystawy. Nie wiadomo, czy zależało im bardziej na pokazaniu przemian w obrębie sztuk widowiskowych, czy na uchwyceniu wpływu szeroko rozumianej performatywności na sztuki wizualne. Problematyczne jest m.in. włączenie do wystawy spektaklu "Fantazja" w reżyserii Anny Karasińskiej. Choć odnosi się on do teatru jako medium, jest repertuarowym spektaklem z udziałem zawodowych aktorów, z klasycznym podziałem na scenę i widownię – i wcale nie negocjuje tych pól. Teatr Karasińskiej jest na pewno szczególny i osobny, ale nie jestem pewna, czy należy on do zespołu zjawisk, o jakim pisze kuratorka. Podzielona na działy wystawa ma ambicję wpisać się w tytułowy zwrot: ma swoją dramaturgię, za którą odpowiada Tomasz Plata, oraz scenografię autorstwa Aleksandry Wasilkowskiej. Uwypuklenie tych funkcji to ważny i potrzebny gest, mający zmieniać postrzeganie wystawy jako czegoś "niewidowiskowego".
Wzajemne migracje?
Mam wrażenie, że pułapka tkwi już w samym założeniu tej wystawy: fragmenty scenografii wyabstrahowane z pierwotnego kontekstu, umieszczone w muzealnej przestrzeni, stają się przecież archiwalnym, nieruchomym obiektem. W ten sposób produkuje się i utrwala zwyczajową relację widz-eksponat. To zagrożenie na ogół towarzyszy decyzji, żeby świeże, autonomiczne zjawiska zamknąć w ścianach galerii sztuki i połączyć je nadrzędnym kuratorskim dyskursem. Do tego klasyfikacja dzieląca 23 prac na 5 grup, mimo że porządkuje odbiór, arbitralnie oddziela od siebie zjawiska i utrwala rozgraniczenie dyscyplin i mediów (osobno prace scenograficzne, osobno rejestracje spektakli, osobno instalacje dźwiękowe…). W programie twórcy piszą o "wzajemnych migracjach teatru, sztuk wizualnych, choreografii i sztuki dźwięku", ale dokonany przez nich podział zaprzecza temu spostrzeżeniu. Przy okazji wystawy o "zwrocie performatywnym" można by było pokazać, że dźwięk może być scenografią, scenografia performansem, a zapis wideo instalacją i że granice między tymi polami rzeczywiście się dziś zacierają. Tego w "Innych tańcach" brakuje.
Czymś zupełnie nowym jest na pewno "Locus solus", doświadczenie VR: nie jest ani obiektem, ani instalacją, ani widowiskiem, ale tym, co istnieje tylko poprzez obecność uczestnika. W kontekście "zwrotu performatywnego" działania kolektywu Garbaczewskiego są czymś zdecydowanie najnowocześniejszym i wnoszącym najwięcej świeżości. To praca DAS stanowi sedno wystawy, jako że, sięgając do najnowszych technologii, realnie renegocjuje pozycje twórcy i odbiorcy. Po założeniu okularów VR jesteśmy uczestnikami i twórcami równoległego performansu, a z każdym krokiem w ramach wirtualnej rzeczywistości wytwarzamy samodzielne nowy świat. Doświadczenie VR jest jak ucieleśnienie marzeń o prawdziwej transdyscyplinarności: tu występ, praca video, gra, teatralność, nowe media i nowe metody narracji stapiają się w jeden angażujący fenomen. "Inne tańce" jako całość plasują się więc gdzieś pomiędzy tradycyjną wystawą zachowującą relację widz-obiekt, a coraz bardziej popularnym i obecnym "doświadczeniem", w którym to odwiedzający staje się nieodzowną częścią dzieła sztuki.
Ciało jako archiwum
Otwarciu wystawy towarzyszył "weekend performatywny", oferujący widzom trzy kameralne widowiska z pogranicza performansu, tańca i researchu w działaniu. Ola Maciejewska w "Loie Fuller: Research" odniosła się do twórczości wybitnej amerykańskiej choreografki, przepracowując emblematyczne dla jej tańca gesty i tłumacząc je na język własnej choreografii. Słynny "taniec serpentynowy" Fuller, w którym artystka poruszała się ruchem wirowym z narzuconymi przez głowę płachtami jedwabiu, stał się punktem wyjścia do ustanowienia nowych relacji artystki – nie tylko z charakterystycznymi "rekwizytami", ale także z historią.
Maciejewska działa na zasadzie żywego archiwum, ale sposób, w jaki łączy praktykę z researchem, ma wybitnie artystyczny charakter. Jej kostium – czarne dżinsy, koszulka i buty do biegania – wygląda jak prywatne ubranie i sprawia, że całość nabiera intymnego charakteru, jakbyśmy obserwowali jej próby czy ćwiczenia. Pojawia się pytanie o to, kto kogo tu właściwie animuje oraz czy jest to przedstawienie czy spotkanie – Maciejewska zaprosiła bowiem publiczność do zajęcia miejsc naokoło przestrzeni występu. Jej performans to niezwykle kojące doświadczenie.
Do twórczości innego artysty odniosła się także Ramona Nagabczyńska, autorka koncepcji spektaklu "More", inspirowanego procesem chirurgicznego ujednolicania ciał, jaki w 1993 roku rozpoczęli angielski muzyk, poeta i performer Genesis P-Orridge i jego partnerka Lady Jaye Breyer. "More" zaczyna się organicznym "zlepieniem" dwóch bliźniaczych ciał, powolnym wykluwaniem się. Tancerki Magda Jędra i Anna Steller występują w identycznych, cielistych strojach i perukach, których długie tlenione grzywki zakrywają im twarze; zbliżają się do siebie, ale też walczą ze sobą. "More" to nieustanna negocjacja ich relacji o dużej sile emocjonalnej, która aktywnie dziś działa, mimo że jest komentarzem do historii P-Orridge’a i Breyer. Pod koniec spektaklu zobaczymy twarze tancerek, postaci zyskają indywidualną tożsamość. To może być metafora twórczej reinterpretacji dawnych artystycznych gestów. Maciejewska i Nagabczyńska pokazały, jak można ożywić pamięć o innych twórcach, włączając dziedzictwo w obręb własnej praktyki.
Na naszych oczach
Pierwszy performatywny weekend z wystawą "Inne tańce" zamknął spektakl "blur" w koncepcji Joanny Leśnierowskiej i wykonaniu Aleksandry Borys. W intencji twórców performans miał badać możliwość rozmazania w kontekście ciała i choreografii. Spektakl rozpoczyna się od działań na języku: z ciemności wyłania się powoli mamrocząca pod nosem postać, z czasem jej słowa stają się coraz wyraźniejsze aż do pełnego brzmienia. "Zdecydowaliśmy, że moglibyśmy…" pada m.in. z ust artystki. Pourywane frazy w połączeniu z niezbyt dynamicznym ruchem sprawiają wrażenie głośnego myślenia, wahania się. W pewnym momencie słów przybywa, a gęste sekwencje "aczkolwiek, jednakże, poniekąd", choć wypowiadane z intonacją sensownego zdanie, mają funkcję komend dla ciała – tak jakby to język prowadził ruch. Przypadkowo zestawione partykuły obnażają pustkę języka. Kreacja Aleksandry Borys ma w sobie coś intymnego: mamrotanie, swobodne, codzienne ubranie strojem sugerują gest zaproszenia widzów do podglądania próby.
To znamienna cecha "zwrotu performatywnego", o jakim pisze w programie Agnieszka Sosnowska – widz przestaje być "gościem", staje się częścią wydarzenia, a nierzadko sam to wydarzenie współtworzy. Performanse zaprezentowane w Laboratorium CSW są zdecydowanie czymś więcej niż "wydarzeniami towarzyszącymi" wystawie, bo działają jak żywe przykłady, potwierdzające, że mamy do czynienia ze fenomenem, który rozwija się codziennie na naszych oczach.
W programie została podkreślona także trudność związana z archiwizowaniem tych dynamicznych, niełatwych do uchwycenia procesów. "Inne tańce" z jednej strony oferują więc żywe doświadczanie nowej performatywności, w której zaciera się granica między odbiorcą a artystą – z drugiej prezentują tradycyjnie "spreparowane" obiekty do oglądania i kreują sytuację biernego przechadzania się po galerii. Nową performatywność postrzegam także jako próbę ucieczki spod definiującego i klasyfikującego spojrzenia. “Inne tańce”, o ironio, to próba schwytania tych zjawisk i włączenia do machiny instytucjonalnego artworldu.