Głównymi instrumentami artystki są saksofon i laptop. Grając na saksofonie, używa szerokiego wachlarza technik. Improwizuje solo i z innymi muzykami, występując na żywo lub w studiu nagraniowym. Tutaj improwizacja bliska jest rozumieniu muzyki eksperymentalnej przez Johna Cage'a, który podkreślał, że eksperyment nie oznacza laboratoryjnego procesu prowadzącego do konkretnego wyniku, lecz otwarcie na przypadek i nieprzewidywalność osiąganych efektów. U Zaradny improwizacja zaciera klasyczne granice między próbą a właściwym odegraniem utworu, kreacja staje się doświadczeniem organicznym, a ostateczna forma - jeśli została zarejestrowana - wynika z procesu. Artystka podkreśla jednak: "fakt improwizowania nie jest dla mnie wartością samą w sobie, istotne jest to, jakie ono przynosi rezultaty". Mówi też:
"Szanuję tradycyjną muzykę, ale mam swoje preferencje. Te przestrzenie poszerzają się i beze mnie, historia muzyki wciąż się pisze, ja eksploruję, poszerzam dla siebie jej niewielki fragment. Przeraża mnie, że tak wielu przestrzeni jeszcze nie znam, nie wiem czy zdążę poznać".
Zaczynała w latach 90. od muzyki współczesnej, free-jazzu, punk rocka i ska-punku (Włochaty, Dr Mengele). Pod koniec dekady rozpoczęła współpracę z zespołem StuckOnCeiling (wraz z Robertem Piotrowiczem, Sebastianem Krawczukiem, Kacprem Jaskiewiczem, a potem Jackiem Majewskim), początkowo grającym eksperymentalnego noise-rocka, a potem ewoluującym w kierunku muzyki improwizowanej. Zespół intensywnie koncertował, zwłaszcza w latach 2000-2002.
Później Zaradny grała solo oraz uczestniczyła w licznych projektach, czasem efemerycznych, czasem bardziej trwałych (np. Terra Polska, Aux Pole'n, Art Rythmic Depot, Audio Art, Muzyka z Mózgu). Często koncertowała w składach aranżowanych ad hoc, m.in. z takimi muzykami jak Burkhard Stangel, Tony Buck, Cor Fuhler, John Butcher, John Hegre, Otomo Yoshihide, Martin Klapper, Boris Hauf, Sophie Agnel, Ute Volker, Ingar Zach. Uczestniczyła w licznych festiwalach międzynarodowych.
W latach 2002-2009 wspólnie z Robertem Piotrowiczem Zaradny organizowała w Szczecinie festiwal muzyki eksperymentalnej i improwizowanej Musica Genera. Pod tą samą nazwą funkcjonuje też ściśle związana z wydarzeniem wytwórnia płytowa. Unikalna formuła festiwalu otwierała się na eksperyment muzyczny, łącząc muzyków w składy, które nigdy wcześniej ze sobą nie współpracowały, i skupiając się na różnorodnych aspektach pracy z dźwiękiem. Ósma i jak dotąd ostatnia edycja festiwalu odbyła się w 2009 roku w Warszawie.
Nakładem wytwórni Musica Genera w 2003 roku ukazała się, nagrana w wiedeńskim Amman Studio, płyta "Can't Illumination", improwizatorskie dzieło Zaradny (saksofon, komputer), Roberta Piotrowicza (gitara, syntezator) i Austriaka Burkharda Stangla (gitara, elektronika), efekt dwóch sesji studyjnych. Pozostając na marginesie przemysłu muzycznego, płyta uznana została przez krytyków za jedną z najciekawszych propozycji muzycznych 2003 roku.
"Operując swobodnie, przede wszystkim w obrębie zawężonych do nieklasycznych środków artykulacyjnych brzmień swoich instrumentów, wśród których znalazły się gitary, saksofon altowy, syntezator, komputer oraz rozmaite urządzenia elektroniczne, artyści potrafili zbudować prawdziwie fascynujący mikrokosmos dźwięków, zawierający jednocześnie wszystko to, co delikatne i subtelne, jak również to, co chropowate i drapieżne" - pisał na łamach "Anteny Krzyku" Tadeusz Kosiek.
Na festiwalu Musica Genera w 2006 roku Zaradny wystąpiła wspólnie z Holendrem Corem Fuhlerem (fortepian preparowany) i Australijczykiem Tonym Buckiem (perkusja). Koncert, kolektywna improwizacja trójki artystów, został zarejestrowany i wydany rok później na płycie "Lighton". Interpretacji poszczególnych fragmentów koncertu dokonał Piotr Tkacz:
"Pierwszy fragment (…) kojarzy mi się z morzem i pozbawioną wczasowiczów plażą: fale (dźwięków z wnętrza fortepianu) delikatnie wpływają na ląd, gdzie dotykają różnych małych przedmiotów (perkusjonalii), czasem śmieci, innym razem przedmiotów naturalnych, takich jak muszle czy patyki. Saksofon: tu statek zawija do portu, daje sygnały, a może to syrena przeciwmgielna? Druga ścieżka jest aktywna i najcięższa, co jest przede wszystkim zasługą fortepianu. (…) Trzecia ścieżka to próby wydobycia jak najwyższego dźwięku, którym Buck daje wsparcie w niskich częstotliwościach. Na samym końcu całość, po spiętrzeniu napięcia, delikatnie rozpływa się w perkusyjnych szmerach".
Michał Mendyk z kolei doceniał "wyczucie dramaturgii" oraz "niekonwencjonalną wirtuozerię" muzyków.
Pierwsza solowa płyta Zaradny, "Mauve Cycles", zawierająca dwie elektroniczne, minimalistyczne kompozycje o długości 25 i 13 minut, ukazała się dopiero w 2008 roku. Wydawnictwo spotkało się z licznymi, głównie entuzjastycznymi recenzjami. Płyta łączyła to, co rytmiczne z chaosem. Daniel Brożek proponował odbiór tej płyty w kategoriach rzeźby dźwiękowej oraz pisał o niej:
"Pierwsze, co przykuwa uwagę, to bogactwo barw i faktur dźwiękowych, hałaśliwych, drapieżnych, preparowanych, przetwarzanych elektronicznie. Zaskakująca jest tu niemalże barokowa ornamentyka. Motywy zmieniają się bardzo często, bogate są zarówno pierwszy, jak i pozostałe plany muzyczne".
Massimo Ricci nieco górnolotnie pisał o jednym z fragmentów, że jest to prawdopodobnie "moment, w którym Zaradny osiąga kulminację i nie sposób nie dać się porwać przekazowi, który sięga tak głęboko, pomimo teoretycznej prostoty. Mówiąc wprost, jest to moment transcendencji, którą tylko nieliczni, odczuwający wibracje w specyficzny sposób, potrafią osiągnąć". Sama artystka podkreśla, że płyta stanowi materializację pewnej idei rozwijającej się w czasie:
"Proces tych kompozycji zaczął się w warunkach koncertowych. To doświadczenie zredefiniowałam już w warunkach czysto studyjnych. Wtedy określona została zasadnicza forma i przebieg kompozycji. Z drugiej strony pracowałam nad strukturą elektroniczną, która jest swoistą rzeźbą dźwiękową. Mówiąc banalnie potrzebowałam dłuższego obcowania z tą pracą. Na ostateczny efekt złożyło się bardzo wiele maleńkich detali".
Zaradny zdarzają się też występy z dużą dozą humoru. Podczas ISEA (International Symposium on Electornic Art) w 2010 roku dała spontaniczny koncert na instrumencie powstałym z podłączenia instalacji elektronicznych do kwiatów doniczkowych. Jednocześnie opanowała technikę gry - dźwięk powstawał, gdy artystka dotykała łodyg i liści.
Od 2004 roku Anna Zaradny tworzy też muzykę dla spektakli, m.in. szczecińskiego Teatru Kana i poznańskiego Teatru Usta Usta. Komponowała muzykę do przedstawień reżyserowanych przez Marcina Libera ("Śmierć Człowieka-Wiewiórki", "Bóg/Honor/Ojczyzna: Katarzyna Medycejska") i Pawła Miśkiewicza ("Peer Gynt" w warszawskim Teatrze Dramatycznym). O swojej pracy dla teatru mówiła w wywiadzie z 2007 roku:
"Najważniejszym aspektem funkcjonowania muzyki w spektaklu jest dla mnie jej współistnienie i współkreacja. Musi nawiązywać organiczną relację z pozostałymi elementami w sztuce, przestrzenią, gestem autora, rytmem dramaturgicznym. Zawsze najbardziej zależy mi na tym, aby możliwie scalić w jedność te środki wyrazu".
Artystka znana jest także z działań w tzw. pozamuzycznych przestrzeniach dźwięku, gdzie dochodzi do integracji sztuk wizualnych i dźwiękowych - tworzy instalacje multimedialne i audioartowe, kompozycje muzyczno-przestrzenne. Nie dziwi więc fakt, że w 2011 roku znalazła się w finałowej siódemce nominowanych do nagrody "Spojrzenia", przyznawanej co dwa lata artyście sztuk wizualnych, który nie przekroczył 35. roku życia.
Niezwykle ciekawe są właśnie te momenty twórczości Zaradny, w których wykracza ona poza pole muzyki, także tej definiowanej jako "muzyka nowa", podążając w bardzo różnorodnych kierunkach, chociaż zdecydowanie najbliżej jest jej do sztuk wizualnych. Artystka nie boi się zmiany kontekstu dla tego, co robi, ani wielości obiegów, co pozwala z kolei na uniknięcie łatwego zaszufladkowania, ale z drugiej strony - wielu odbiorców może pozostawiać w konsternacji. Bo czym właściwie zajmuje się Zaradny? W wywiadzie mówiła:
"Nie oddzielam muzyki od sztuki. Tym mianem określa się tylko sztuki wizualne, to jest klasyczny podział, ale bywa mylący. Muzyk w naszej kulturze to instrumentalista, a kompozytor to ktoś kto stawia nuty na pięciolinii. To bardzo archaiczne skojarzenie. W takim ujęciu nie czuję się muzykiem czy kompozytorem (choć mam te przymioty). Materią, w której głównie pracuję jest dźwięk, a to o wiele więcej niż muzyka w tradycyjnym rozumieniu. I to zarówno kiedy komponuję w studio, gram na scenie, tworzę instalację czy obiekt".
Rzecz nie rozbija się o samą interdsycyplinarność. Sound art uznawany jest zresztą za dziedzinę swoiście "bezdomną", odróżniając się zarówno od muzyki bazującej na percepcji czasowej - czy to poprzez obecność na koncercie, czy wysłuchanie nagrania - oraz wykonawstwie, jak i specyfiki sztuk wizualnych. Jednocześnie dziedzina ta nie wykształciła (jeszcze?) ani właściwej sobie ekonomii (bo jak sprzedawać dzieła soundartowe?), ani języka, jakim się te prace omawia.
Ta płynność może być zresztą atutem. W pracach Zadradny dźwięk traktowany jest jako integralny komponent przestrzeni - zarówno sali galeryjnej, jak i - rzadziej - przestrzeni miasta. Artystka używa go do artykulacji tej przestrzeni. Prace zazwyczaj pomyślane są dla konkretnych miejsc i uwzględniają ich specyfikę (włączając lokalną audiosferę i właściwości przestrzenne). Ale odrzucają też tradycyjne, linearne percypowanie muzyki "od - do". W instalacjach dźwiękowych na nowo definiowana "muzyka" jest nieograniczona cezurami czasowymi, jakby trwała wiecznie, stanowiąc integralną część czasoprzestrzeni czy kreowanego przez artystkę środowiska. Z czasem coraz więcej realizacji Zaradny zaczęła orientować raczej na stronę wizualną niż dźwięk. Muzyka staje się tu funkcją przestrzeni i obrazu i vice versa.
Poszukiwania audiowizualne Zaradny i Piotrowicz prowadzili w ramach festiwalu Musica Genera. W 2005 roku rozszerzyli formułę festiwalu, dotychczas skupionego na muzyce improwizowanej, o zjawiska wizualne, projekcje, instalacje, taniec. Zaprosili wtedy do współpracy artystów wizualnych: Pawła Kulę i Marię Stefaniak, którzy za pomocą światła i dźwięku ożywili historyczne budynki portu rybackiego Gryf w Szczecinie ("Zmartwychwstanie"). Na kolejnej odsłonie festiwalu, w 2006 roku, swoją premierę miał projekt TOJTOJ, autorstwa Zaradny, Piotrowicza, Matyldy Sałejewskiej i Michała Kopaniszyna, łączący muzykę, wideo, obiekt i aranżację przestrzenną. W 2007 roku Zaradny tłumaczyła:
"Mam silne przekonanie, że muzyka jest samowystarczalna, co wcale nie wyklucza realizacji i ambicji wiązania jej z innymi dziedzinami. Muzyka, którą się zajmuję ma bardzo otwartą, często organiczną formę, jej funkcjonowanie ze słowem, obrazem, czy przestrzenią architektoniczną wydaje się czymś naturalnym".
Przełomowym momentem w poszukiwaniach Zaradny był pobyt stypendialny w Wiedniu w 2005 roku. Wtedy powstała praca "hTIAL", łącząca siedem zdjęć i skomponowany specjalnie do nich dźwięk. Fotografie pozostają z pozoru abstrakcyjne, ale ich motywem przewodnim jest światło, jakby zatrzymane w czasie. Budowana przez artystkę paralela w swej naturze dotyczy więc czasu - długości dźwięku i "trwania" światła.
"Fascynuje mnie światło ponieważ ma tak samo niematerialną naturę jak dźwięk, bezkompromisowo zmienia przestrzeń. Jest rodzajem żywiołu, który w połączeniu z dźwiękiem stanowi pełnię" - mówi Zaradny.
Wątek ten rozwinęła w instalacji "Backwards ku słońcu" (2008), zintegrowanej z naturalnym cyklem nocy i dnia. Praca składała się z dwóch tuneli: światła i dźwięku, o przeciwstawnych kierunkach. Instalacja inaczej funkcjonowała w dzień (światło naturalne) i w nocy. Posługując się światłem i dźwiękiem jako równoważnymi "materiami" artystka podważyła też tradycyjną podległą relację między wizualnym i dźwiękowym, patrzeniem i słuchaniem.
Swoistą rzeźbę dźwiękową, a może należałoby raczej powiedzieć - dźwiękowy asamblaż, stworzyła Zaradny przy okazji organizowanego w Warszawie festiwalu Wola Art w 2008 roku. Uczestnicy wystawy dostali do wykorzystania notesy firmy Moleskin. Artystka wybrała notes-harmonijkę i wmontowała w niego osiem modułów pozytywki - urządzeń emitujących proste okolicznościowe melodie, znanych z popularnych grających pocztówek, z ich charakterystycznym kiczowatym dźwiękiem. Poszczególnym stronom odpowiadała jedna melodia. "Harmony of Happiness (Never Reached)" dokonywała w pewien sposób redukcji pocztówek grających, oczyszczając je ze strony wizualnej, pozostawiając sam dźwięk i prostą, abstrakcyjną formę notesu-harmonijki. Ten, rozłożony, stawał się obiektem dźwiękowym, emitującym - przynajmniej w pierwszym wrażeniu - rodzaj kakofonii, jednocześnie znajomej i obcej. Utwory jednak, przez swą melodyczność, układały się w nową harmonię.
"Pojedynczo banalne, piskliwe, kiczowate, irytujące, może nawet perwersyjne, nałożone na siebie po dłuższym obcowaniu sprawiają wrażenie harmonii. Ale to tylko pozór - szczęście pozornie osiągnięte. Wieloznaczność tego projektu realizuje się także na poziomie pierwowzoru. Osoba obdarowana kartką okolicznościową stoi przed przymusem odczuwania umownego szczęścia, okraszonego fałszującą, cząstkową melodią" - mówiła artystka.
Ostatnia odsłona Musica Genera Festival, zorganizowana w 2009 roku w Warszawie, poświęcona została w dużej mierze realizacjom z dziedziny sound artu i instalacjom dźwiękowym. Zaradny stworzyła wówczas dwie instalacje site-specific w tymczasowej siedzibie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pierwsza, zatytułowana "eM U Zet E U eM" stanowiła dźwiękową interwencję w fasadę budynku - wchodziła w dialog w umieszczonym tam neonem autorstwa Pauliny Ołowskiej i Mateusza Ramaszkana, układającym się w prosty napis "Muzeum". Zaradny nagrała głos Ołowskiej, która odczytuje to słowo, dekonstruując je, rozbijając na pojedyncze sylaby, głoski, litery (jak w tytule instalacji), co z kolei stanowiło dalekie nawiązanie do pracy Ołowskiej "Alfabet" z 2005 roku. W swoistym zapętleniu głos rozbijał słowo i składał je na nowo, w niekończącym się procesie uczenia się i "oduczania", budowania znaczenia i podważania go, ciągłej redefinicji wiedzy. W ten sposób obiekt wizualny otrzymał interpretację dźwiękową, eksplorującą jako tworzywo ludzki głos. Była to równocześnie próba zakomponowania fragmentu miejskiej audiosfery, jak i ingerencji w nią.
Druga instalacja nosiła tytuł "Trigonometry 7" (2009). Można by nazwać ją totalną - w niewielkim schowku pod schodami artystka stworzyła osobny świat, rządzący się własną logiką zarówno w sferze wizualnej (załamanie osi patrzenia, wykorzystanie iluzji optycznej), jak i dźwiękowej. W śnieżnobiałej przestrzeni zagnieździły się abstrakcyjne, geometryczne formy.
"Boki, kąty, najprostsza fala harmoniczna to główne tworzywo pracy będącej swoistą rzeźbą wycinaną w przestrzeni przez obiektywny promień światła i pierwotną falę dźwiękową. Subtelny byt idealny matematycznej definicji, jego wewnętrzna poetyka materializuje się w pracy w fizyczną formę, estetycznie niezależną i samoistną" - pisała artystka.
Widz mógł do tego świata jedynie zajrzeć, no i wytężyć słuch.
Na przełomie 2009 i 2010 roku powstała kolejna instalacja Anny Zaradny, tym razem wykorzystująca wideo, zatytułowana "Pass | ed". Została zaprezentowana na indywidualnej wystawie artystki w krakowskiej fundacji No Local jako część projektu "Fragile Boredom". Tym razem praca przybrała formę environmentu, a zarazem utworu muzyczno-wizualnego, w którego strukturę wpisana została przypadkowość i swoista organiczność. Było to świadome nawiązanie do doświadczeń artystów Fluxusu. Warstwę wizualną stanowiły abstrakcyjne zjawiska optyczne, a do poszczególnych obrazów Zaradny skomponowała osobne utwory, trwające nieprzerwanie. Całość była więc niekończącą się kompozycją, swoistym "studium nudy". Jednak przy bliższym wniknięciu w materię pracy wrażenie spokoju okazywało się pozorne, uchwycone przez artystkę procesy jawiły się bowiem jako dynamiczne. Subtelne zmiany i ulotne fenomeny wytężały percepcję widza, wciągały w stan swoistej kontemplacji i uwrażliwiały go na "mikro-zdarzenia".
Działania z muzyką w przestrzeni kontynuowała "Dzida z małymi elementami", zrealizowana w 2010 roku podczas paryskiego "Seminarium na wsi" poświęconego słynnej "Dzidzie" Edwarda Krasińskiego z pierwszej połowy lat 60. "Dzida" uchwycona została na fotografiach Eustachego Kossakowskiego, a Julian Przyboś nazwał ją "dzidą wieku atomowego". Zaradny dokonała jej dźwiękowo-przestrzennej interpretacji. Wrażenie ruchu lewitującej w powietrzu rzeźby nadawały pozostające za nią "fragmenty", jakby ślady jej trajektorii. Artystka potraktowała rzeźbę Krasińskiego jak partyturę, jednak nie odgrywaną tradycyjnie, linearnie, zaś symultanicznie i samoczynnie (bez interpretatora), co oddawać miało swoiste "fotograficzne" zatrzymanie "Dzidy" w przestrzeni. Do budowy swojej "Dzidy" artystka wykorzystała ponownie niewielkie urządzenia znane z pocztówek grających, które razem wydawały wibrującą kakofonię, oddając pozostawiany przez "Dzidę" ślad, tym razem percypowany jako "urywający się" czy rozpraszający się dźwięk. Artystka po raz kolejny dowiodła tym samym prostą prawdę, że dźwięk jest funkcją przestrzeni. Ważna była też jednak forma wizualna pracy - moduł pozytywki, zazwyczaj ukryty, został wydobyty na światło dzienne i ukazał swą specyficzną estetykę.
Jedną z ostatnich prac Zaradny jest "Lekcja kastracji" (2010), w której artystka podjęła problem funkcjonowania muzyki klasycznej w kulturze popularnej. W kilkukanałowej instalacji wideo użyła różnych nagrań współczesnych interpretacji arii "Lascia ch'io pianga" z opery "Rinaldo" Georga Friedricha Händla. Tytułowa kastracja odnosiła się nie tylko do legendy, jaką obrośli śpiewacy-kastraci, ale była też - jak mówi artystka - "odarciem arii ze swych głównych atrybutów, powagi i uniesienia". Autonomiczną część "Lekcji kastracji" stanowi kolaż, który Zaradny stworzyła z partytury arii, jakby naigrywając się z awangardowej tradycji przekształcania zapisu muzycznego w artefakt.
W 2010 roku artystka wzięła udział w przygotowanej przez Barbarę Piwowarską wystawie "Footnote 2. Correction". Zgodnie z ideą tytułowego przypisu i korekty, powróciła do swych wcześniejszych prac ("Harmony of Happiness", "Trigonometry 7"), poddając je autorskiej dekonstrukcji. Ponownie użycie połączenia prostych, abstrakcyjnych, harmonijkowych form z papieru oraz nieskomplikowanego źródła dźwięku zaowocowało realizacjami zatytułowanymi "Cuts and Part 1" (2010) oraz "Cuts and Part 2" (2010). Artystka dokonywała reinterpretacji wcześniejszych prac opartych na module pocztówki grającej, rozdzielając ich poszczególne elementy i pozbawiając je samego dźwięku, aczkolwiek nie samego potencjału dźwiękowego.
Autor: Karol Sienkiewicz, czerwiec 2011
Wystawy indywidualne:
• 2010 - "Pass | ed", No Local, Kraków
Wybrane wystawy zbiorowe:
• 2008 - Wola Art 2008, Warszawa
- "Unpredictable Encounters", Club Transmediale, Berlin
- "Something Must Break. An Exhibition on Hearing and Listening", Off Festival, Mysłowice
• 2009 - Musica Genera Festival 2009, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa
• 2010 - "Footnote 2. Correction", Silberkuppe, Berlin
- "Mediacje / przestrzeń", Galeria Szara, Cieszyn
- "Early Years", KW Institute for Contemporary Art, Berlin
• 2011 - "Dump Time. For a Practice of Horizontality", Shedhalle, Zürich, Szwajcaria
- "Spojrzenia", Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa
Wybrane festiwale:
• 2000 - Audio Art, Kraków
• 2001 - In Between, Chicago
• 2002 - Audio Art, Kraków
- Copenhagen Jazz Festival, Kopenhaga
- Musica Genera Festival 2002, Szczecin
• 2003 - Musica Genera Festival 2003, Szczecin
• 2004 - Terra Polska, Berlin
- Musica Genera Festival 2004, Szczecin
- Festival NPAI 2004,Parthenay, Francja
• 2005 - Aux Pole'n, Niemcy
- Musica Genera Festival 2005, Szczecin
• 2006 - Musica Genera Festival 2006, Szczecin
• 2007 - Ultra Hang, Budapeszt
- Musica Genera Festival 2007, Szczecin
• 2008 - Stimul, Praga
- Musica Genera Festival 2008, Szczecin
• 2009 - Super Deluxe, Tokio
- What is music?, Melbourne, Sydney
- Musica Genera Festival 2009, Warszawa
• 2010 - All Ears, Oslo
- Fragile Boredom, Kraków
• 2011 - Unsound Festival, Nowy Jork
- Stockholm Fringe Fest (STOFF), Sztokholm
- Sottovoce Festival 2011, Londyn