Literacki trop związków polsko-meksykańskich prowadzi na ranczo La Epifania przez kilka lat należące do Sławomira Mrożka, który odmalował je w "Dzienniku powrotu". Idąc dalej, trafimy na ślad Eleny Poniatowskiej, potomkini księcia Józefa Poniatowskiego. Laureatka Nagrody Cervantesa (nazywanej w świecie hiszpańskojęzycznym drugim Noblem) pracuje nad książką o rodzie Poniatowskich. Narzeka jednak na brak materiałów po hiszpańsku – języka polskiego nie opanowała.
Perspektywy
Polacy udzielili Chilijczykom dwóch lekcji: mineralogii i fotografii. Pierwsza, przeprowadzona przez Ignacego Domeykę, rozpoczęła się w 1838 roku i zrewolucjonizowała szkolnictwo wyższe. Na drugą trzeba było jeszcze poczekać ok. 135 lat, by Bogusław Borowicz (zwany Bobem) wykształcił kilka pokoleń fotografów.
Domeyko przyjaźnił się z Adamem Mickiewiczem. Poznali się na Uniwersytecie Wileńskim, obu więziono za działalność w Towarzystwie Filomatów, a wieszcz upamiętnił swojego przyjaciela w postaci Żegoty z III części "Dziadów". Udział w powstaniu listopadowym zmusił młodego naukowca do emigracji. Z Prus wyruszył do Francji, gdzie zdobył dyplom inżyniera górnictwa. Jesienią 1937 roku otrzymał propozycję pracy na Uniwersytecie Chilijskim.
Prawdopodobnie Domeykę skusiły nie kwestie finansowe ani egzotyka kraju, tylko niezbadane bogactwa mineralne i łańcuch górski – raj dla geologa. Planowany na kilka lat pobyt w Chile przedłużył się do pół wieku. Lekcje zaczynał od eksperymentów, dopiero po nich podawał teorię. W czasie wolnym przemierzał Andy, oczywiście w celach naukowych. Z prowincjonalnego liceum w Coquimbo przeniósł się na uniwersytet w stołecznym Santiago, którego wkrótce został rektorem na 16 lat. Nienasycony sukcesami w dziedzinie geologii (odkrył wiele cennych surowców), zreorganizował całe szkolnictwo wyższe. Odtąd uniwersytet łączy badania naukowe z wykładami dla studentów, ci z kolei zgłębiają wiedzę również w praktyce.
Ambicji i determinacji nie brakowało również fotografowi z Poznania, który do Chile przyjechał w 1951 roku. Mówił, że skłoniły go do tego słowa przyjaciela o pięknych Chilijkach, ale nie wiadomo, ile w tym prawdy, a ile kokieterii. Bob potrafił żartować nawet ze swojego 5-letniego pobytu w niemieckim obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Uznanie zdobył dzięki czarno-białym portretom, upodobał sobie kobiece akty, na których twarz modelki jest niewidoczna. W latach 60. dokumentował biedę, mieszkające na ulicach dzieci i żebraków – część społeczeństwa, która przybyła do stolicy w poszukiwaniu pracy. Otrzymał kilka prestiżowych nagród i spełniał się jako nauczyciel. To dzięki jego staraniom w latach 70. otwarto nowy kierunek studiów – fotografikę – na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Chilijskiego.
Borowicz wpajał studentom, że najważniejsze są: uchwycenie ulotnego momentu, praca z naturalnym światłem, estetyka oraz kompozycja. Nie akceptował zdjęć mających zbyt wiele szczegółów, a gdy w oczach pozujących postaci zabrakło blasku, na odbitkach robił nacięcia żyletką. Jedna z jego pierwszych uczennic, Elisa Díaz Velasco, wspominała, że Bob na zajęciach był wymagający i zarazem zabawny, np. zdejmował buty i skarpetki, pozował z uniesionymi do góry nogami, nie zdejmując aparatu z szyi. Zmarł w 2009 roku, do końca pozostał fotografem analogowym. Powtarzał, że "współczesny człowiek nie jest kompletny, jeśli nie zna fotografii".
Zamienię rower na samolot
Jak polski pisarz, który wyprzedał cały majątek na podróż do Gwatemali (w tym słynny rower, którym przemierzał Francję), może przetrwać w obcym kulturowo kraju? Andrzej Bobkowski znalazł sposób na biznes. Wziął pięć arkuszy kalki, pióro atomiczne, obgryzioną linijkę i zamknął się w pokoju. Gdy projekt był już gotowy, udał się do gaju bambusowego po kilka tyczek. Po miesiącu dłubania nożem kuchennym seria modeli 20-u była gotowa. Pierwszą partię samolotów sprzedał w sklepie z zabawkami i tak powoli rozkręcił interes. Później założył klub aeromodelarski, który startował w międzynarodowych zawodach. Kwitnący, choć nie zawsze opłacalny, handel zakończyła choroba i śmierć przedsiębiorcy.
Bobkowski nie był jedynym Polakiem, którego do Ameryki Centralnej przyciągnęła chęć "awanturniczej włóczęgi" – jak pisał Jarosławowi Iwaszkiewiczowi. W XIX wieku kilka miesięcy w Gwatemali spędził malarz i rysownik, miłośnik sztuki indiańskiej, Gustaw Adolf Tempski, a Józef Warszewicz prowadził tam badania botaniczne. W historii kraju zapisali się też: Piątkowski (o nieznanym imieniu) – projektant i wykonawca parku centralnego, cmentarza miejskiego i kilku budynków publicznych w stolicy – oraz Józef Leonard, poliglota, poeta, nauczyciel (m.in. nikaraguańskiego liryka Rubéna Darío).
Dwaj ostatni wzięli udział w postaniu styczniowym, w którym walczył również Jan Łukasiewicz-Luka. Architekturę ukończył na Uniwersytecie Paryskim, po upadku Komuny Paryskiej wyemigrował do Urugwaju. Wkrótce objął stanowisko Inspektora Robót Publicznych w Montevideo. Zaprojektował m.in.: Pałac Prezydencki, bulwar gen. Artigaza, seminarium żeńskie, szpital dla umysłowo chorych.
Cegiełkę do budowy polskiej kultury na antypodach dołożyła także Maria Rostworowska, autorka monografii o Inkach i ceniona peruwiańska historyczka polskiego pochodzenia. Natomiast w Kolumbii uznaniem cieszą się prace malarskie Krystyny Chałupczyńskiej, a Inez Lulueta, przy współpracy z Anną Kipper, dokonała przekładu "Nie-Boskiej Komedii" Zygmunta Krasińskiego – pierwszego na terenie Ameryki Łacińskiej.
Więcej informacji o kulturze polskiej w Brazylii znajdziesz tu.
O związkach polsko-haitańskich przeczytasz tu.