Rozpatrując wszelkie aspekty rozwoju kariery Witolda, Klementyna Suchanow zaczęła od prześledzenia rodowych dziejów Gombrowiczów i Kotkowskich. Poszukiwania pierwszych prób pióra swego bohatera skierowały ją natomiast do archiwum sądu, gdzie Gombrowicz – przy okazji studiów prawniczych – odbywał praktykę. Sprawy karne dla młodego protokolanta stały się, jak wspominał, "rodzajem otworu", przez który wnikał "w nędzę życia", co też dobrze oddaje fragment jednego z zapisów, w którym można porównać prosty styl referencyjny z bogactwem językowym jego późniejszych utworów.
Podejrzany nie ukrywa "ani swego nieszczęsnego zboczenia, ani też tego, że ze skarżącym łączyły go bliskie stosunki od szeregu tygodni, twierdził jednak, że jego oskarżyciel utrzymywał te stosunki najzupełniej dobrowolnie i domagał się od niego coraz większych sum pieniężnych, grożąc złożeniem skargi przeciwko niemu, a gdy środki materialne dyplomaty były już wyczerpane – wykonał swoją groźbę i oskarżył go o gwałt".
Sprawy obyczajowe, istotne dla Witolda Gombrowicza zarówno w życiu, jak i pracy literackiej, łączą się w jego twórczości z najważniejszą dlań kwestią: formy. Ten rys jego twórczych odkryć – wyeksploatowany już na wszystkie strony przez kolejne pokolenia literackich badaczy – autorka biografii wzbogaca o szczególny akcent. Eksponuje odwagę cywilną pisarza w obronie własnej niezależności, a przede wszystkim w śmiałym zerwaniu z tradycją bogoojczyźnianej tromtadracji, co u jego rodaków jest najczęściej usprawiedliwianiem zwyczajnej nieudolności.
Wyczucie "formy" wzięło się z wyczulenia na konwenanse, na specyficzne stosunki w rodzinie, a także ze sposobu, w jaki manifestowano polskość. Polskę rozumiał Gombrowicz jako "kraj przejściowy" z osłabioną formą bytu, gdzie żadna myśl "ani renesans, ani religijne walki, ani rewolucja francuska, ani rewolucja przemysłowa", nawet rewolucja bolszewicka nie zostały przeżyte, a katolicyzm nie jest żadną myślą twórczą, jedynie biernością. […] Zerwał z formą rodzinną, klasową, potem z formą narodu, by uzyskać swobodę myślenia. Na końcu doszedł do tego, że musi odciąć się od samego siebie.
Pisarz wyszydza również zaściankową przypadłość ciągłego powoływania się na narodowych geniuszy ("Trans-Atlantyk": "Owoż, że to pisarzem jesteś, ja bym tobie pisanie artykułów do gazet tutejszych wychwalające, wysławiające Wielkich Pisarzów i Geniuszów naszych zlecił"). Pomijając fakt, że nie mieliśmy ich zbyt wielu i nie każdemu za granicą muszą być wszyscy znani, nikt rozsądny naszych postępków nie będzie oceniał przez pryzmat dokonań Adama Mickiewicza czy Fryderyka Chopina, bo też każdy sam sobie wystawia najwłaściwsze świadectwo.
Nie tylko nie pochwalał, ale wręcz drażniły go nasze ustawiczne patriotyczne lamenty i ciągłe rozdrapywania ran, co w oczach świata budzi niesmak i generuje niechęć. Bo jeśli nawet upodobania Gonzala z "Trans-Atlantyku" nazwać zboczeniem (takie słowo pada z ust narratora Gombrowicza), to równie zboczona wydaje się miłość patriotów do ojczyzny – uważa biografka. Baron, Pyckal i Ciumkała porywają Gombrowicza z estancji do piwnicy, w której w stworzonym przez nich Związku Kawalerów Ostrogi zadają sobie nawzajem ból, kłując się ostrogami, by "los nasz przeklęty przemóc i natury wrogość zgwałcić i odmienić!".
Streszczanie wszystkich wątków pracowitego życia pisarza mija się z celem, tym bardziej, że Klementynie Suchanow udało się to dopiero na blisko 1200 stronach obu tomów. Warto jednak skupić się na poszczególnych lekturowych odkryciach czy jedynie przypomnieniach.
Zastanawiają na przykład krytyczne uwagi Gombrowicza na temat Witkacego. Obaj byli arcymistrzami w strojeniu min i póz, co jednak – po bezpośredniej konfrontacji twarzą w twarz w Zakopanem – uczyniło Witolda mocno kąśliwym w wypowiedziach o "geniuszu z Krupówek". Tymczasem Stanisław Ignacy Witkiewicz wręcz przeciwnie: "wył ze śmiechu" przy lekturze "Ferdydurke", której "kawałki" uznał wręcz za "genialne".
Szczególnie ujmujące jest przypomnienie przyjaźni Witolda Gombrowicza z Brunonem Schulzem, bez którego, jak twierdził, nie ukończyłby "Ferdydurke": "Nigdy nie spotkałem kogoś mniej zawistnego, a bardziej wielkodusznie hojnego. Zawiść bywa, co tu gadać, cechą literatów". Troska o jego losy podczas wojny była tematem wielu listów do Juliana Tuwima czy Józefa Wittlina.
Nie wszystkie wiadomości o Gombrowiczu są równie budujące. Biografia nie unika informacji mało dyskretnych, jak jego długoletnie zmaganie się z syfilisem albo czasy skrajnej biedy, połączonej z głodowaniem. Na argentyńskiej emigracji zdarzało mu się zjawiać w domach niedawno zmarłych, gdzie po krótkiej modlitwie przed trumną z nieboszczykiem przechodził do pokoju z poczęstunkiem dla żałobników.
To "jedzenie trupa" stało się dla niego symbolem zupełnego zejścia na dno, a jednocześnie "wnijściem do głębin poezji życia". Suchanow podkreśla pełną niezależność Witolda Gombrowicza, który nie miał skłonności do kłaniania się autorytetom, co utrudniało mu wejście do salonów literackiego świata Argentyny. On sam twierdził, że celowo unikał "bliskich stosunków z parnasem", samotnie walcząc o "własną wybitność".
Pisarze wyzuci z "zapomóg, poklasku, tych drobnych karesów jakimi darzyło ich za dobrych czasów państwo i społeczeństwo" mają szansę na uzyskanie swobody i wolności od oczekiwań publiczności – pisać należy przeciw czytelnikom, a nie dla czytelników.
Po powrocie do Europy pisarz ostatecznie zamieszkał – z Kanadyjką Ritą Labrosse, późniejszą żoną – we francuskim Vence. Odwiedzali go tam między innymi pełni atencji Czesław Miłosz czy Sławomir Mrożek. W Paryżu Gombrowicz poznał natomiast Jerzego Giedroycia i pozostałych redaktorów "Kultury", gdzie dużo publikował, a także spotykał się z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim czy Konstantym Jeleńskim.
Pisarzowi świadomie unikającemu angażowania się w sprawy polityki, pod koniec lat sześćdziesiątych zdarzyło się pochylić nad statystykami. Przyjrzał się danym dotyczącym Związku Radzieckiego, Polski i innych krajów wschodnioeuropejskich, co utwierdziło go w przekonaniu, że komunizm musi upaść za dwadzieścia lat. Zadziwia trafność jego przepowiedni.
Klementyna Suchanow (autorka między innymi książki "Królowa Karaibów" o Kubie) biografią "Gombrowicz. Ja, geniusz" udowodniła swoją biegłość nie tylko w kwestii znajomości spraw iberoamerykańskich. Równie kompetentnie przeanalizowała polskie i francuskie epizody z życia autora "Kosmosu". Nie pomija spraw kontrowersyjnych, a niekiedy wręcz szokująco drastycznych, co jej monumentalne dzieło o Witoldzie Gombrowiczu stawia w rzędzie absolutnie rzetelnych.
Klementyna Suchanow
"Gombrowicz. Ja, geniusz"
wydawnictwo: Czarne, Wołowiec 2017 / Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Warszawa 2017
okładka: twarda, foliowana
wymiary: 133 × 215 mm
liczba stron: 1184 (komplet)
liczba stron: 584 (tom I)
liczba stron: 600 (tom II)
ISBN: 978-83-8049-557-9 (komplet)
ISBN: 978-83-8049-558-6 (tom I)
ISBN: 978-83-8049-559-3 (tom II)
Autor: Janusz R. Kowalczyk, wrzesień 2017