Po wybuchu wojny Borucki zaangażowany został do jednego z formujących się we Lwowie zespołów artystycznych – działał w "Tea-Jazz" żydowskiego kompozytora Henryka Warsa, grupie afiliowanej przy Filharmonii Lwowskiej, gdzie spotkał nie tylko dawnego kolegę ze szkolnej ławki Alberta Harrisa, ale i Eugeniusza Bodo oraz swoją przyszłą żonę Renatę Bogdańską (która po wojnie poślubiła generała Władysława Andersa). W trakcie tournée zespół dowiedział się o agresji niemieckiej na ZSRR. Następnie Borucki dołączył do grupy Feliksa Konarskiego Ref-Rena, z którą kontynuował występy artystyczne. W trakcie podróży z grupą spotkał na peronie polskiego sierżanta:
Powiedział nam, że tworzy się polska armia, do której jest on upoważniony werbować ochotników. Nasz pianista, Leszek Krzaklewski, który był porucznikiem, znikł na kilka dni, po czym przywiózł ze sobą rozkaz na piśmie, nakazujący imiennie wszystkim członkom Teatru Ref-Rena zameldować się w Tocku. Radość była ogromna. Ruszyliśmy w drogę prawie natychmiast. Okazało się, że inne zespoły też samorzutnie podjęły decyzję o zgłoszeniu się do polskiego wojska.
Przemierzanie szlaku u boku Armii Andersa łączyło się z bardzo trudnymi warunkami życia. Ekstremalne temperatury (od 45-stopniowego mrozu do 50-stopniowego upału), głód, tyfus i codzienne pogrzeby, niebezpieczne zwierzęta. Wszystko to jednak nie zahamowało artystycznej działalności towarzyszących armii zespołów (w trakcie przemierzania szlaku zjednoczonych pod nazwą Polish Parade). Borucki przyjął także rolę anglojęzycznego konferansjera w trakcie przedstawień. Występował w Iraku, Iranie, Palestynie, Egipcie i w Apeninach. Na pustyniach, samochodowych platformach, w teatrach miejskich Tel Awiwu i Jerozolimy, w szpitalu wśród chorych i przed… sześcioletnim królem Iraku.
W historii zapisał się przede wszystkim jako pierwszy wykonawca ikonicznej pieśni "Czerwone maki na Monte Cassino" ze słowami Feliksa Konarskiego i muzyką Alfreda Schütza. Choć często powtarza się, że utwór ten powstał w jedną noc (dokładnie w nocy z 17 na 18 maja 1944 roku, tuż przed zajęciem klasztoru na włoskim wzgórzu), Borucki we wspomnieniach opowiedzianych Annie Mieszkowskiej zaznaczył, że pieśń "była wynikiem atmosfery wielu tygodni poprzedzających bitwę". O pracy nad wykonaniem utworu mówił po latach tak:
W środku nocy Ref-Ren obudził najpierw Fredka [Alfreda Schütza], a następnie mnie. Zdenerwowałem się, że o trzeciej nad ranem każą mi się uczyć nowego tekstu. Ostatnie noce miałem bezsenne. Ta była pierwsza, kiedy spokojnie zasnąłem. A oni mnie brutalnie obudzili. Coś tam nawet mruczałem pod nosem, że występujemy na wojnie od kilku lat, ale nikt jeszcze nie urządzał próby o takiej porze. Ale po przeczytaniu pierwszych słów, wiedziałem, że to będzie sukces.