Kazimierz Władysław Wójcicki był jedynie – i aż – ich zbieraczem, jak też zręcznym kombinatorem/kompilatorem. Wykorzystywał motywy zaczerpnięte z rozmaitych zbiorów, nierzadko ze skradzionych książek. Posunął się wręcz do plagiatu: jego "Pieśni ludu" (1836) zawierają fragmenty autorskiej pracy Żegoty Pauliego powierzonej mu przezeń do oceny.
Autor "Klechd…" jako historyk i wydawca zbierał cięgi zarówno za życia, jak i po śmierci. Jerzy Maternicki (w: "Warszawskie środowisko historyczne 1832–1869", Warszawa 1970) wypunktował w jego pracy literackiej "przypadkowość w doborze materiału źródłowego, całkowity brak krytycyzmu, wypełnianie luk w źródłach własnymi domysłami oraz pochopność sądów". Zbiór "Klechdy. Starożytne podania i powieści ludu polskiego i Rusi" Kazimierza Wójcickiego są jednak nadal inspirujące dla badaczy i interesujące dla kolejnych pokoleń czytelników.
Gdyby doszukiwać się typowo polskich motywów, to można je odnaleźć w utworach inspirowanych przysłowiami. Na przykład w tekście "Nędza z Biedą", gdzie obok wątku z biblijnej przypowieści o marnotrawnym synu, autor wykorzystał także znane powiedzenie, że "Nędza z biedą w parze idą", oraz popularną na przełomie wieków XVII i XVIII satyrę "Nędza z Biedą z Polski idą". Podobnie klechda "Kania i Cicha" początek może brać z zawołania: "Dzieci, kania leci!", które zainspirowało pisarza, względnie dopiero dzięki jego powiastce zdobyło popularność.
Najciekawiej w tym kontekście rysuje się gawęda "Przysłowie", ilustrująca zwrot: "Słowo się rzekło, kobyłka u płota". Podobną propozycję podlaski szlachcic, niejaki Jakub Zaleski, złożył Janowi III Sobieskiemu, w odpowiedzi na rzucone godzinę wcześniej zapewnienie (w obliczu tegoż, nierozpoznanego przezeń władcy), że jeśli król nie rozpatrzy pomyślnie jego prośby o urząd wojewody, to "niech moją kobyłę w ogon pocałuje". Sobieskiemu zaimponowała odwaga szaraczkowego szlachcica, więc spełnił jego marzenie.
Opowiastka, zdałoby się, całkowicie swojska z ducha, ma jednakże orientalny rodowód, czego dowiódł prof. Julian Krzyżanowski, a co Wójcicki w swoim tekście całkowicie pominął. Mimo, że wzorował się na znanym sobie, a później zaginionym rękopisie Jana Stanisława Jabłonowskiego, zatytułowanym "Polityka włoska i polska albo przysłowia włoskie po włosku zebrane i na polski język przetłumaczone, polskimi... przysłowiami przyczynione…" (1715).
Inne podane przez Wójcickiego, a nieznane wcześniej tematy, to na przykład "Trzy Niewidy" – staromazurskie podanie o aniołach ukojenia Tęsknoty, jakby przejęte z literatury kaznodziejskiej, czemu jednak przeczy pogańsko-sobótkowy finał. Należy do nich zaliczyć także staropolskie anegdoty: "O staroście kaniowskim" – czyli o Mikołaju Bazylim Potockim, choć opowieść o panu obitym przez skrzywdzonego chłopa jest historią pochodzenia asyryjskiego; "Gawędę o Radziwille Panie Kochanku" wraz z "Radziwiłłem Panie Kochanku" – o rodzimym Münchhausenie; podobnie jak "Osobliwe przypadki Szymona Konopki" – którego łgarstwa mają mocno rozbudowaną bibliografię.
Związane z historią polskich władców krakowskie baśnie "Rycerze śpiący pod Wawelem" czy "Stopka królowej Jadwigi" to z kolei rodzime legendy odwzorowane z wcześniejszych podań innych krajów, rozpowszechniane przez pielgrzymów przybywających ze znanych miejsc szczególnego kultu religijnego. "Przejażdżka chwilowa po Mazowszu", jest z kolei powiastką, którą – zdaniem Ryszarda Wojciechowskiego – można nazwać reportażem folklorystycznym, udowadniającym typowe dla romantyków twierdzenie, że lud jest niewyczerpaną skarbnicą podań i wierzeń, gdyby nie fakt, że większość zasłyszanych rewelacji ma udokumentowane zapisy, dobrze znane od lat, albo i wieków, z czego niewątpliwie czerpał i Wójcicki.
Zbiór Wójcickiego kończą "Opowieści starych wiarusów" – oczywiście z epoki napoleońskiej, w czym na przykład motyw o zupie z kołka (czy też gwoździa) ma wiele literackich wariantów. Poczynając od znanego wiersza "Cygan i baba" pióra Aleksandra Fredry, oficera ordynansowego w sztabie cesarza Francuzów. Bo też Wielka Historia nieustannie wdziera się do opowieści zawartych w tym tomie.
Nie sposób w krótkim szkicu zawrzeć wiedzy o całym zbiorze, bo wypadałoby też wspomnieć o kilku tekstach z diabłem w tle ("Diabli taniec", "Twardowski", "Boruta", "Diabeł Rokita", "Mądrzejszy mazur niż diabeł", "Do swego diabeł łyżkę miodu włożył, a do cudzego dwie", "Diabeł ożeniony", "Jak diabeł wiatr ofiarował", "Iskrzycki", "O spółce diabła z chłopem") czy innymi nieczystymi siłami, bez których ludowe baśnie obejść się nie mogą. Na swój sposób wyrażały one niepokój prostego zjadacza chleba, jego nieustanną troskę o zaspokojenie bytu licznej rodziny, często trapionej chorobami – a skądinąd baśnie te wskazywały także na objawy chłopskiej niedoli, czemu zapobiec mogły wyłącznie(?) ingerencje z całkiem innego świata, sprzyjające najbardziej odważnym i przemyślnym, choć również bogobojnym, miłosiernym, o pokornym sercu.