Rysownik i malarz, czołowy polski ilustrator na rynku książkowym i prasowym drugiej połowy XIX wieku, powstaniec styczniowy i twórca pierwszych podwarszawskich "świdermajerów". Urodził się w Wilnie 14 listopada 1836 roku, zmarł w Nałęczowie 23 sierpnia roku 1893.
-
Przyszedł na świat jako syn Włocha Francesco Andriollego, który uczestnicząc w wojnach napoleońskich trafił w 1812 roku do rosyjskiej niewoli, a następnie osiadł w Wilnie, oraz poślubionej przezeń szlachcianki Petroneli Gośniewskiej. Sztuką Elwiro otoczony był już od dziecka – Francesco, choć nigdy nie zdobył ułamka sławy, jaką cieszył się jego syn, także po osiedleniu się w Wilnie parał się sztuką, przede wszystkim snycerką, rzeźbą w kamieniu i drobnymi pracami konserwatorskimi.
Drugim po ojcu nauczycielem z młodości, a także przyjacielem na całe życie, stał się dla Andriollego Antoni Zalewski, w połowie XIX wieku rozpoznawalny, dziś już zupełnie zapomniany artysta. Jego ilustracje do klasyka sarmackiej literatury, pamiętników Jana Chryzostoma Paska, reprodukowane były w formie litograficznej i wisiały na ścianach wielu dworków na Wileńszczyźnie, gdzie zetknął się z nimi i zachwycił także młody Elwiro, wspominając później tę chwilę jako moment formacyjny: "Wiem, że stanowczo od tej chwili miałem jasną przed sobą drogę: poznać kraj, jego dzieje – i – o ile zdołam, odtworzyć je." Ścisły związek z literaturą i nostalgia za odchodzącą w przeszłość szlachecką kulturą faktycznie legły u podstaw jego dorobku. Młody Andriolli aktywny był też na innych polach – należał m.in. do chóru założonego i kierowanego przez Stanisława Moniuszkę – nie tylko słynnego kompozytora, ale od 1840 roku także organistę w wileńskim kościele św. Jana.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Michał Elwiro Andriolli, "Scena z powstania listopadowego na Litwie (Emilia Plater)", 1889, fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
Choć pierwsze nauki pobierał od ojca, właściwe studia artystyczne podjął wbrew jego woli – Francesco Andriolli nalegał, by Elwiro poszedł w ślady starszego brata studiującego w Moskwie medycynę. Początkowo wolę ojca spełnił, szybko jednak wydział lekarski porzucił na rzecz Moskiewskiej Szkoły Malarstwa i Rzeźby, a następnie Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, gdzie studiował pod okiem portrecisty Siergieja Zarianki. Choć dyplomowym obrazem Andriollego w 1858 roku również był portret, po powrocie do Wilna szybko skoncentrował się na malarstwie historycznym, wystawiając niezachowaną dziś "Potyczkę Litwinów z Krzyżakami w lesie". W rodzinnym mieście nie zabawił długo, około 1859 roku ruszył do Rzymu, by studiować w prestiżowej Akademii Świętego Łukasza. Ważniejsze od studiów pod kierunkiem rzymskich profesorów okazało się jednak dla Andriollego poznanie przy okazji tej podróży Władysława Mickiewicza, syna poety, którego darzył on bezgranicznym uwielbieniem. Podczas pobytu we Włoszech powstała też grupa wczesnych szkiców krajobrazowych Andriollego, która jednak przepadła w pożarze domu artysty w roku 1884.
Po rzymskim epizodzie ukształtowany już twórca nie zdążył jednak rozwinąć swojej kariery. W 1863 roku zaangażował się w powstanie styczniowe, czego konsekwencje odczuwał znacznie dłużej, niż trwały same walki powstańcze. Początkowo werbował Andriolli ochotników i dowodził małym oddziałem, następnie walczył pod dowództwem Ludwika Narbutta. Gdy powstanie już dogorywało, przed represjami uciekł tym samym szlakiem, który kilka lat wcześniej przebył jako student – przez Moskwę do Petersburga. Tam wpadł w ręce policji, z więzienia jednak udało mu się uciec i wrócić ponownie do Wilna. W kolejnych relacjach obdarzonego krasomówczym talentem artysty mnożą się szczegółowe wersje tego fragmentu jego życiorysu, zmieniają tożsamości ludzi, którzy go ukrywali, detale przebrań i kryjówek, choć żadnej z nich nie powstydziłby się autor powieści awanturniczych. Według jednej z wersji miał się na przykład chować w rodzinnym domu zamurowany w niewielkiej wnęce w kominie i przez szparę otrzymywać posiłki.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Michał Elwiro Andriolli, "Boruta", drzeworyt wg rys. M. E. Andriollego, ryt. Jan Holewiński; ilustracja do książki Kazimierza Władysława Wójcickiego "Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe", 1876, fot. Biblioteka Narodowa Polona
Następnie w przebraniu uciekł Andriolli do Rygi, stamtąd do Londynu, a kolejno Paryża. Zaczął współpracę z "L'Illustration", obracał się w kręgu polskich działaczy emigracyjnych, odnowił kontakt z Władysławem Mickiewiczem, który zamówił u niego ilustracje do "Pamiątek starego szlachcica litewskiego" Henryka Rzewuskiego. Pod przybranym nazwiskiem wyruszył z powrotem do kraju przez Turcję. W drodze jednak znów został aresztowany, ponownie próbował salwować się ucieczką, tym razem jednak nieudaną. W lipcu 1868 roku za udział w powstaniu jako przestępca polityczny skazany został na piętnastoletnie zesłanie. W kolejnym zwrocie akcji rodem z powieści awanturniczej udało się jednak artyście złagodzić wyrok dzięki wstawiennictwu żony gubernatora.
W Wiatce, jako zesłaniec, Andriolli szybko zajął się portretowaniem lokalnych mieszkańców, parał się też drobnymi pracami konserwatorskimi, do cerkwi w kilku pobliskich miejscowościach namalował ikonostasy. Tam też został nauczycielem dwunastoletniej wówczas Anny Bilińskiej, córki praktykującego w Wiatce lekarza, a wkrótce wybitnej malarki. Nawiązał też współpracę z "Tygodnikiem Ilustrowanym", nadsyłając ilustracje do publikowanych tam tekstów poetyckich. W 1871 odzyskał wolność, wyjechał do Warszawy i podjął współpracę z kilkoma kolejnymi ilustrowanymi periodykami – m.in. "Kłosami", "Wędrowcem" i "Tygodnikiem Powszechnym". Niemal dekadę spędzoną na tułaniu się, ukrywaniu, wreszcie zesłaniu nadrabiał Andriolli pracując za czterech, a środek ciężkości jego sztuki z malarstwa przeniósł się na ilustrację. W tym czasie jako ilustratorzy pracowali też w polskich periodykach m.in. Wojciech Gerson, Franciszek Kostrzewski czy Ksawery Pillati, aktywni jednak też na innych polach, przez co na łamach prasowych obecni rzadziej. Skoncentrowany w pełni na działalności ilustratorskiej Andriolli wkrótce stał się więc na tym rynku czołową figurą.
Seria ilustracji Andriollego do "Marii" Antoniego Malczewskiego zreprodukowana została nową w Polsce techniką – w postaci fotograficznych odbitek wielkoformatowych rysunków kredką. Po czasie okazała się ona mało wytrzymała, fotografie błyskawicznie blakły. Znacznie trwalsza była dominująca w tym czasie ilustracja drzeworytnicza, w której rysunek artysty, nanoszony zwykle wprost na zagruntowany drewniany klocek, z którego powstawała matryca, opracowywany był już do druku przez drzeworytnika interpretującego kompozycję rysownika. W przypadku mniej zdolnych rzemieślników groziło to uproszczeniami i przeinaczeniami oryginalnej kompozycji. Choć zdarzało się na to narzekać i Andriollemu, początek jego kariery okazał się pasmem sukcesów. Pracował dużo i odpowiednio dużo zarabiał, wkrótce kupił niewielki murowany dworek w podwarszawskim Stasinowie (dziś na terenie Mińska Mazowieckiego).
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Michał Elwiro Andriolli, Ilustracje do "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza, 1881, akwarela, gwasz, papier, 40 x 31 cm, fot. wł. Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
W 1879 roku otrzymał zamówienie na serię ilustracji do "Pana Tadeusza" od lwowskiego wydawcy Hermana Altenberga. Wydanie poematu z ilustracjami Andriollego ukazało się w 1882 roku i było pierwszą ilustrowaną edycją utworu. Kilka lat wcześniej co prawda próbował zilustrować "Pana Tadeusza" Juliusz Kossak, ale bez powodzenia, niezachowane rysunki nie zostały nigdy opublikowane. Krytycznie komentował te szkice Stanisław Witkiewicz, krytyk nie zostawił jednak suchej nitki także na ilustracjach Andriollego. Choć nie brak było w prasie głosów entuzjastycznych, przy okazji "Pana Tadeusza" pojawiły się też wyraźne zastrzeżenia wobec twórczości ilustratora, któremu w czasie, gdy umacniał się realizm, a w prasie pojawiać się zaczęły ilustracje autorstwa m.in. Józefa Chełmońskiego, coraz częściej zarzucano powtarzalność, popadanie w manierę, nadmierne komplikowanie form i odbieganie od natury. Najdobitniej wyraził te zarzuty właśnie Witkiewicz, widząc w Andriollim:
Text
"talent zmanierowany doszczętnie, pozbawiony dwóch kapitalnych cech poematu Mickiewicza: prostoty i prawdy, jak również znajomości życia i ludzi, których miał przedstawiać [...], talent na wskroś ornamentacyjny, winietkowy [...]."
Andriolli sam zaakceptował tę ocenę, tłumacząc porażkę kłopotami osobistymi w połączeniu z odwieczną zmorą wszystkich twórców – wiszącym nad karkiem deadlinem. Pisał artysta w liście do Teofila Lenartowicza:
Text
"«Pan Tadeusz» mi się całkiem nie udał. Robiłem go przy łóżku umierającej matki, niedługo po stracie dziecka, obarczony kłopotami najrozmaitszymi, zgnębiony, ale zmuszony kontraktem na termin."
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Michał Elwiro Andriolli , Ilustracje do książki Elizy Orzeszkowej "Meir Ezofowicz", fot. Biblioteka Narodowa Polona
Nie było to jednak jego ostatnie podejście do tematu. W 1883 powrócił Andriolli na kilka lat do Paryża, gdzie szybko nawiązał kontakty z lokalnymi wydawcami i zasypany został kolejnymi zleceniami. W tym samym roku zmarł Gustave Doré, przez kilka dekad ikona francuskiej ilustracji, podziwiany również przez Andriollego, w którym francuscy krytycy widzieli poniekąd jego kontynuatora. W Paryżu także na zamówienie hrabiego Benedykta Henryka Tyszkiewicza wykonał wielkoformatowy rysunek z ilustracją "Koncertu nad koncertami" z "Pana Tadeusza", przyjęty o wiele entuzjastyczniej niż wcześniejsze ilustracje. Na przełomie 1887 i 1888 tę samą scenę opracował znów dla Tyszkiewicza w kolejnej wersji, a ze zlecenia tego wykiełkowała idea zilustrowania wszystkich poetyckich i dramatycznych tekstów uwielbianego wieszcza, którego utwory znał na wyrywki. Plan nie powiódł się w pełni – artysta zmarł zaledwie kilka lat później, nigdy nie ukazały się choćby rysunki do "Dziadów".
Oprócz Mickiewicza ilustrował Andriolli m.in. teksty dwóch pozostałych romantycznych wieszczów, Słowackiego i Krasińskiego, ale i bardziej współczesną literaturę, jak utwory Orzeszkowej. Nie tylko jako czytelnik darzył Andriolli szczególnie uczuciem romantyków, ale i sam w swojej sztuce pozostawał z ducha romantykiem. "Romantyzm wewnętrzny Andriollego przeżył kierunek", pisał krótko po śmierci artysty krytyk Henryk Piątkowski w szkicu o jego twórczości. Skomplikowane kompozycje, bogactwo detali, akcesoriów, różnorodność kostiumów i wyrazistych fizjonomii, gwałtowna gestykulacja i dramatyczny światłocień to podstawy artystycznego słownika Andriollego. Ten "romantyczny duch" ujawnia się także w krajobrazach, zwłaszcza w ilustracjach do "Starej baśni" czy "Pana Tadeusza", gdzie dominują gęste puszcze z potężnymi, wiekowymi sosnami i dębami o grubych pniach i poskręcanych, rozłożystych gałęziach. Zamiłowaniu do rodzimego pejzażu dawał wyraz także na piśmie:
Text
"Czemuż nasi pejzażyści smutną Kampanię rzymską albo nudne francuskie wioszczyny malują! Tu niech kto zajrzy, gdzie roślinność aż się dusi, gdzie łąki urocze, duże drzewa, wzgórza z wioskami, kościółkami i dworami, rzeczka kapryśna z dziwacznym mostkiem, jakaś oryginalna kuźnia, [...] karczma wśród drzew, staw w dole".
Pejzaż ten powracał w licznych rysunkach krajobrazowych z jego regularnych wycieczek po kraju. Jednocześnie w rysunkach krajobrazowych i reporterskich szkicach z podróży, a także pojedynczych ilustracjach literackich, przede wszystkim do "Meira Ezofowicza" Orzeszkowej, ujawnia się "pozytywistyczna", bliższa realizmowi twarz Andriollego, zamiłowania etnograficzne i zmysł obserwacji.
Andriolli pozostał wierny wcześnie obranej formule, mimo zmieniających się realiów – dość powiedzieć, że do Paryża wyjechał artysta na kilka dni przed śmiercią Maneta. Sam nie był jednak głuchy na sygnały nowych prądów w sztuce, mimo że dokonywał pod ich wpływem znaczących przewartościowań we własnej twórczości. Notował na przykład: "impresjonizm wniósł do sztuki pierwiastki nowe, rozszerzył skalę wrażeń przez pilniejszą obserwację natury i zwiększył bogactwo środków kolorystycznych."
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Michał Elwiro Andriolli, "Zwaliska zamku w Czersku", 1900, fot. Biblioteka Narodowa Polona
Jeszcze przed wyjazdem do Paryża dawny skromny dworek zamienił artysta na nowy dom. W 1880 kupił od Zygmunta Kurtza zalesioną część (ogromną, bo liczącą około dwustu hektarów) folwarku Anielin, z czasem przemianowanego na Brzegi, przez którą przepływa rzeka Świder, nieopodal krótko wcześniej wybudowanej stacji kolejowej w Otwocku. Na miejscu postawił własny dom i wille dla letników. Tym sposobem Andriolli stał się pionierem przekształcania otwockich okolic nad brzegiem Świdra w letnisko, wiedziony i zamiłowaniem do podwarszawskiej natury, i żyłką biznesową. Przy okazji został też twórcą unikatowej odmiany lokalnej architektury – pierwszy dom nad Świdrem wzniósł niemal sam, opracował przy tym i dekoracje, i system konstrukcji ścian będący wariacją na temat konstrukcji szachulcowej. Eklektyczny, dekoracyjny styl domów łączył w sobie elementy architektury tzw. stylu alpejskiego (nazywanego też szwajcarskim i tyrolskim), powszechnie naśladowanego wówczas w kurortach tej części Europy, przed powstaniem stylu zakopiańskiego m.in. w polskich Tatrach, a także pierwiastków lokalnego budownictwa i fantazji samego Andriollego. Obsypane ażurowymi snycerskimi dekoracjami zdobiącymi drewniane szczyty, balustrady i wieżyczki domy, budowane już przez kontynuatorów Andriollego, dzięki Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu i jego wierszowi "Wycieczka do Świdra" z 1949 roku do historii przeszły jako "świdermajery".
W odróżnieniu od powstającego jako narodowa kontra dla stylu alpejskiego stylu zakopiańskiego Witkiewicza, świdermajer, bądź co bądź także lokalna odmiana architektury uzdrowiskowej końca XIX i początku XX wieku, nie był świadomie projektowanym stylem. Andriolli nie kierował się żadnym programem, nie obudowywał swojego letniska teorią, a jedynie przepuszczał przez własną wrażliwość podpatrzone tu i ówdzie elementy architektoniczne. Zapewne po części dlatego nie tylko nazwy, ale i docenienia i ochrony doczekały się świdermajery z okolic Otwocka dopiero po wielu dekadach, a z pierwszych stawianych rękami artysty budynków żaden do dziś nie dotrwał.
Przez okres powstania, ukrywania się i zesłania Andriolli karierę zaczął stosunkowo późno, będąc już sporo po trzydziestce, a że mimo witalności i krzepy, jaką się odznaczał przez większość życia, nie dożył sześćdziesiątki – jego kariera zamyka się w okresie zaledwie dwudziestoletnim. W tym czasie zdążył jednak zyskać sławę zarówno na rodzimym gruncie, jak i w będącym niekwestionowaną stolicą ówczesnej sztuki Paryżu. Jak na ironię jednak, to nie do końca udane ilustracje do "Pana Tadeusza" i zapoczątkowany niejako mimochodem lokalny styl architektoniczny, nie zaś najbardziej fetowane za życia artysty prace stały się najlepiej zapamiętanym dziedzictwem Andriollego.
Oprac. PP, marzec 2021