Tworząc swoją kolekcję Izabela Czartoryska kierowała się oświeceniową regułą, według której wartość dzieła zależy od jego potencjału dydaktycznego i edukacyjnego. Z pewnością malarstwo nie było jej ukochaną dziedziną sztuki, choć miała nieźle wyrobiony smak. Galeria obrazów w Domu Gotyckim była raczej zasługą jej synów: Adama Jerzego i Konstantego. W 1800 roku pisała w liście do Adama Jerzego przebywającego we Włoszech:
"Ekstra jestem kontenta z ruderów, jakie mi wybrałeś, i z tych, które mi obiecujesz. Od dawna nic mi nie sprawiło tyle przyjemności! Urna Scypiona i obelisk to arcypiękne rzeczy. Dziwisz się, że Ci nie daję poleceń na obrazy i na posągi. Pierwsze drogie, a ja nie mam do nich wielkiego upodobania. Co do rzeźby ja Cię prosiłabym o biust fauna albo o panterę, jedno lub drugie dość duże, aby na dworze stać mogły. Ale to mój kochany panie Adamie, w razie jeśli nie będą nazbyt drogie. Ponieważ chcę skończyć moją świątynię w tym roku, muszę zachować na to wszelkie środki, odmawiając sobie najmniejszych fantazji, aby wszystkie pieniądze na to obrócić(…)".
W tym samym roku znowu pisze do syna:
"A propos mojej świątyni, która się posuwa, bądź tak dobry i zbadaj rzecz jedną. P. Sta[…]O. powiada, że w Tivoli, gdzie była starożytna świątynia Sybilli, z której wzięłam model do mojej, jest oberża, że w tej oberży jest oberżysta, i że ten oberżysta ma u siebie stary ołtarz z tejże świątyni, który mu służy zamiast stołu. Jeżeli tak jest, panie Adamie, staraj się nabyć to dla mnie. Jemu to na nic się nie przyda, a do mojej świątyni byłaby to prawdziwa rzecz."
Męża Izabeli Adama Kazimierza, w latach 80. XVIII wieku spadkobiercy ogromnej fortuny oraz właściciela m.in. Pałacu Błękitnego w Warszawie oraz pałaców w Sieniawie i Puławach, bawiły zabiegi żony pozyskującej relikwie zmarłych. Pewnego razu na cennej hebanowej szkatułce w Świątyni Sybilli z napisem: "Pamiątki Polskie zebrała Izabela z Flemingów Czartoryska" dodał brylant nad "z", zamieniając słowo na "żebrała". Innym razem kazał hajdukowi zanieść swojej żonie swój but jako but Dżyngis-chana.
W Domu Gotyckim można było zobaczyć "fragment łosiowego kaftana po królu szwedzkim Gustawie Adolfie". Księżna sama wycięła go i przywiozła z wiedeńskiego arsenału. Prof. Zdzisław Żygulski jun. potwierdził, że w przechowywanym aktualnie w Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu łosiowym kaftanie królewskim rzeczywiście brakuje czworokątnego fragmentu. A jak Izabela zdobyła "kość człeczą wyjętą w kaplicy Morat w Szwajcarii"? Tak to opisała:
"Roku 1789, na końcu października, jadąc samym wieczorem przy księżycu drogą, która prowadzi z Berna do Neuchatel, gdy śruba w moim pojeździe wypadła, musieliśmy wysiąść, ale że noc była piękna, światła i spokojna, umyśliliśmy dojść piechotą do pierwszej wioski i tam na pojazd zaczekać. Tak idąc postrzegliśmy kapliczkę, na boku przy drodze wzniesioną, z kratą żelazną. Ta kaplica, jak napis świadczył, okrywała blisko od czterech wieków kości i zwłoki Burgundów zabitych w bitwie sławnej, w której Karol przezwany Śmiałym, książę Burgundii był zwyciężony przez Szwajcarów w roku 1477.(…) Pomyślałam sobie patrząc na te ostatki, iż w przeszłości przecież były częścią sławnych wojowników, walecznych żołnierzy (…). Przejęta tym wszystkim nie mogłam się wstrzymać od chęci wzięcia przez kratę jednej z tych kości, którą złożyłam z innymi pamiątkami w Domu Gotyckim. Wkrótce potem gazety doniosły, że podczas rewolucji francuskiej między wielu innymi pomnikami rozrzuconymi przez Francuzów i kapliczka w Morat zupełnie była zniszczona, a kości rozproszone tak, że już nigdzie na świecie nie ma pamiątki walecznych Burgundów tylko jedynie w Puławach."
Żądza kolekcjonerska Czartoryskiej była tak ogromna, że nieraz posuwała się do kradzieży. Małżeństwo córki Izabeli Marii z księciem wirtemberskim zbliżyło ją do pruskiego króla Fryderyka II. Pewnego razu odwiedziła go w jego mieszkaniu w Poczdamie, w porze obiadowej. Zaciekawiona podeszła do stołu zapełnionego papierami.
"Zbliżyłam się ku niemu i wzięłam pełne jeszcze atramentu pióro, którym on dopiero przed chwilą pisał. Ten to sam Fryderyk II rozszarpał ojczyznę moją. Był tylu naszych nieszczęść przyczyną, a ja brałam pióro jego jak drogą pamiątkę! […] Nie mogę zamilczeć okoliczności, która wypadła z wzięcia przeze mnie tego pióra. Gdy w kilka dni potem byłam na obiedzie u dworu, król przysunąwszy się do mnie wymawiał mi żartobliwym sposobem, żem kradzież w jego pokoju popełniła. –Najjaśniejszy Panie, odpowiedziałam – ta kradzież nie może obrażać Waszą Królewską Mość, ponieważ musisz być bardzo znakomitą osobą i mieć sławę niepospolitą, żeby Polka tak ceniła twoje pióro. Roześmiał się na tę prawdę i nie miał co odpowiedzieć".
Izabela potrafiła też być bezwzględna. Będąc w Anglii pojechała do Stratford. W domu Szekspira zwróciło jej uwagę krzesło – ulubione miejsce pracy i odpoczynku dramatopisarza.
"Ja siadłszy na tym krześle, w moim urojeniu widziałam przed sobą Julię i Romea, Mirandę, Desdemonę, Hamleta i Ofelię. […] Naprzód wyznać muszę, że za pierwszym spojrzeniem na krzesło Szekspira przyrzekłam sobie, że jakimkolwiek sposobem dostać je muszę, i do Domu Gotyckiego przeniesione będzie. Pierwsza wprawdzie moja prośba w tej mierze odrzucona była. Właścicielka domu, nie bardzo majętna, przełożyła nam, że oprócz przywiązania, które ma do tej pamiątki, tyle dla niej drogiej, z powodu, że będąc sama z familii Szekspira, chciałaby ją uwiecznić, przy tym jeszcze, że ma z tego wielki zysk, każdy bowiem, kto jej dom odwiedza, drogo płaci najmniejsze ułamki i drzazgi odłupane z krzesła, które potem oprawiają w pierścionki i medaliony. Po długich sporach 20 gwinei ułatwiły trudności. Czuła wdowa o wszystkim zapomniała z radością krzesło na pieniądze zamieniwszy."