Do pisania skłoniła go znajomość z awangardowym literatem Władysławem Riffem. Swoje pierwsze utwory dołączał jako postscripta do listów (1931–1933) wymienianych z lwowską poetką i prozaiczką Deborą Vogel. Gotowe opowiadania złożyły się na zbiór "Sklepy cynamonowe" (1933; data na egzemplarzu: 1934), który został wydany dzięki poparciu Zofii Nałkowskiej.
Stylistyka opowiadań Schulza od początku budziła namiętności. Przeważały głosy podziwu, w tym znanych ludzi pióra, jak Stanisław Ignacy Witkiewicz: ("Na naszym zaprzałym, antyintelektualnym horyzoncie literackim, gdzie przeważa błazeństwo i podlizywanie się ohydnej Klempie publice, zepsutej już od lat ciągłymi karesami podlizywaczy, książka Schulza jest zjawiskiem pierwszorzędnym"), Witold Gombrowicz, Tadeusz Breza czy Adam Grzymała-Siedlecki; wśród krytykujących natomiast trudno doszukać się nazwisk podobnego formatu. Breza w entuzjastycznej recenzji ["Sobowtór zwykłej rzeczywistości", "Kurier Poranny" 1934, cyt. za: "Nelly. O kolegach i sobie", Warszawa 1972] pisał o "wrażeniu paradoksalnym", czyli "arcybogatej prostocie" literackiego debiutanta:
Schulz nie gardzi takimi słowami jak: Analogon, telluryczny, suficiencja, demencje, respiracje, reparatury itd. W ostatnich czasach unikaliśmy podobnych słów. Było hasło, żeby używać tylko wyrobów krajowych. Zagraniczne słowa dawały kontekstom posmak sztuczności. Tak się te rzeczy odczuwało i, zresztą do dziś, odczuwa. U Schulza słowa obce brzmią nie cudzoziemsko, a zaziemsko.
W opowiadaniach "asa porównań" (też Breza), opis zazwyczaj góruje nad fabułą. Już w otwierającej "Sklepy cynamonowe" opowieści "Sierpień" znajdziemy portret Tłui, opóźnionej w rozwoju dziewczyny, wegetującej na dzikim wysypisku śmieci w jednym z zapuszczonych ogrodów: ("Twarz jej jest kurczliwa, jak miech harmonii. Co chwila grymas płaczu składa tę harmonię w tysiąc poprzecznych fałd, a zdziwienie rozciąga ją z powrotem, wygładza fałdy, odsłania szparki drobnych oczu i wilgotne dziąsła z żółtymi zębami pod ryjowatą, mięsistą wargą").
Szczegółowy opis wypełnia także treść "Pana", gdzie przykucnięty w najciemniejszym zaułku podwórka ogorzały włóczęga: ("zdawał się ciężko pracować, mocować się bez ruchu z jakimś ogromnym brzemieniem"), po czym: ("w opadających łachmanach spodni, uciekał człapiąc przez łopocące blachy łopuchów, wielkimi skokami. Pan bez fletu, cofający się w popłochu do swych ojczystych kniei"). Wnikliwy rozbiór językowo-stylistyczny tego tekstu zawdzięczamy Krzysztofowi Miklaszewskiemu ["Barbarzyńca w ogrodzie, czyli najbardziej fachowa analiza opowiadania Schulza" w: "Zatracenie się w Schulzu", Warszawa 2009].
Żeby jednak nie pozostawać wyłącznie w depresyjnej tonacji, przytoczmy jeszcze całkiem odmienny w nastroju fragment z Schulzowskiego "Nemroda":
Bruno Schulz, "Chłopiec z psem w oknie", 1933, fot. boszart.pl Cały sierpień owego roku przebawiłem się z małym, kapitalnym pieskiem, który pewnego dnia znalazł się na podłodze naszej kuchni, niedołężny i piszczący, pachnący jeszcze mlekiem i niemowlęctwem, z nieuformowanym, okrągławym, drżącym łebkiem, z łapkami jak u kreta rozkraczonymi na boki i z najdelikatniejszą, mięciutką sierścią. Od pierwszego wejrzenia zdobyła sobie ta kruszynka życia cały zachwyt, cały entuzjazm chłopięcej duszy. Z jakiego nieba spadł tak niespodzianie ten ulubieniec bogów, milszy sercu od najpiękniejszych zabawek? […] Piesek był aksamitny, ciepły i pulsujący małym, pospiesznym sercem. Miał dwa miękkie płatki uszu, niebieskawe, mętne oczka, różowy pyszczek, do którego można było włożyć palec bez żadnego niebezpieczeństwa, łapki delikatne i niewinne, z wzruszającą, różową brodaweczką z tyłu, nad stopami przednich nóg. Właził nimi do miski z mlekiem, żarłoczny i niecierpliwy, chłepcący napój różowym języczkiem, ażeby po nasyceniu się podnieść żałośnie małą mordkę z kroplą mleka na brodzie i wycofać się niedołężnie z kąpieli mlecznej.
Wytrwały tropiciel faktów z życia i twórczości autora "Sklepów…" Jerzy Ficowski wspominał [w: "Regiony wielkiej herezji i okolice", Sejny 2002], że istotnie w domu Schulzów był piesek nazywany Nemrod.
Wolna gra wyobraźni, tak fascynująca w pisarstwie Schulza, wyrasta tu "z charakterystycznej dla schyłkowego okresu monarchii austro-węgierskiej odmiany ekspresjonistycznej modernizmu, której głównymi przedstawicielami są: Rainer Maria Rilke, Franz Kafka i Robert Musil" – napisał Jan Józef Lipski [w: "Literatura Polska. Przewodnik encyklopedyczny. Tom II", Warszawa 1984, (hasło "Schulz")]:
Cechą charakterystyczną tego nurtu, skupiającego bardzo odmienne indywidualności pisarskie, była próba ujęcia fundamentalnych spraw i problemów egzystencjalnych za pomocą języka mitów i symboliki odwołującej się do podświadomej sfery psychicznej (pokrewieństwa światopoglądowe z freudyzmem i jungizmem). Również u Schulza podstawową zasadą kształtowania świata przedstawionego jest mit, co w skali pamięci jednostkowej oznacza cofnięcie się w świat dzieciństwa i jego mitologii […]. Jest to zarazem powrót do pierwotnego sensu słowa, powodujący, że mechanizmy języka poetyckiego utożsamione zostają z mechanizmami świata takim, jakim jest on w poczuciu narratora naprawdę: ruchliwy, migotliwy, o nieograniczonej zdolności do metamorfozy. Utożsamienie mechanizmu tworzywa artystycznego i świata przedstawionego jest, wraz z elementami groteski i autoironii, głównym czynnikiem różniącym prozę Schulza od pokrewnych zjawisk dawniejszych.
Z kolei w opisie "Aktu dziewczyny z czarnymi włosami" Egona Schielego krytyk Jerzy Jarzębski [w:"Schulz", Wrocław 1999] zauważa: ("Atmosfera Wiednia okresu secesji i formującego się ruchu ekspresjonistycznego przyniosła Schulzowi fascynację jawnym nieocenzurowanym obyczajowo erotyzmem. Artyści tamtego okresu bez żenady prezentowali na obrazach i rysunkach swe erotyczne obsesje"). W twórczości plastycznej, ale także w literackiej słynnego drohobyczanina znaczącą rolę odgrywa seksualna symbolika, w powiązaniu z nieodłącznie występującym motywem poczucia winy bohatera.
Opowiadania "Sklepów cynamonowych" zakomponowane zostały w całość bliską powieści. Mają charakter inicjacyjny, mimo że dojrzewanie młodocianego bohatera Józefa przebiega tu niezbyt linearnie. Słabo akcentowany wątek fabularny sprawia, że narrację opowieści tomu spaja bardziej tożsamość bohatera (o cechach samego autora), kilka kluczowych postaci (ojciec, matka, Adela) oraz sceneria (dom, miasto).
Jakub, ojciec Józefa, wśród rozlicznych pasji miał kaprys obsesyjnego wgłębiania się w egzotykę ptasich obyczajów – wizytował na przykład uwite na domowym strychu gniazda lub też kontemplował kolorystykę i wzornictwo spoczywających w nich jaj: ("Ptaki"). Oddawał się temu całą duszą, podobnie jak i zgłębianiu sekretu tajemniczego foliału, który pieczołowicie studiował i przechowywał wraz z nietypowym trofeum: czerwonym damskim pantoflem na wysokim obcasie.
Kobieca zmysłowość wpływała nie tylko na chłopięco-młodzieńczą wyobraźnię Józefa, ale również – i to w dość szczególny sposób – na jego ojca. On to, "herezjarcha" Jakub, próbował zjednać sobie uwagę służącej Adeli, i krawieckich czeladniczek Poldy i Pauliny, "kacerską doktryną" swojego "Traktatu o manekinach". Kres tym nużącym tyradom Jakuba nieodmiennie kładła ta pierwsza:
Wystarczyło, by Adela skierowała doń palec ruchem oznaczającym łaskotanie, a już w dzikim popłochu uciekał przez wszystkie pokoje, zatrzaskując za sobą drzwi, by wreszcie w ostatnim paść brzuchem na łóżko i wić się w konwulsjach śmiechu pod wpływem samego obrazu wewnętrznego, któremu nie mógł się oprzeć. Dzięki temu miała Adela nad ojcem władzę niemal nieograniczoną.
Malowany słowem, autonomiczny świat prozy Schulza, najdobitniej charakteryzuje pojęciowa triada: Księga, kobieta, niespełnienie – w najszerszym rozumieniu ostatniego słowa. Cytowany już krytyk, Artur Sandauer konstatuje [w: "Zebrane pisma krytyczne", tom I, Warszawa 1981]:
Kiedy ojciec pada na kolana przed pogromczynią hodowanych przez siebie fantastycznych ptaków, przyziemną Adelą, jest to nie tylko demonstracja masochisty. Jest to pokłon, jaki dziewiętnastowieczna poetyczność składa brutalnej rzeczywistości nowych czasów; pokłon, jaki arkadyjskie dzieciństwo Schulza składa doświadczeniom jego lat męskich. Antyteza dwu światów zyskuje tu odcień chronologiczny; życie jego dzieli na dwie połowy kompleks powstały w okresie dojrzewania.
Sugestywny, barokowy język opowiadań zawartych w "Sklepach cynamonowych", często o charakterze marzeń sennych, wyrasta ponad estetyczno-rozumowy odbiór. Przenika duszę czytelnika. Zaprasza do powabnej małej ojczyzny – drohobyckiego świata.
Ukraiński poeta Serhij Żadan w eseju rozpoczynającym tom jego wierszy ["Drohobycz”, przełożył Jacek Podsiadło, Warszawa 2018] zastanawia się:
Co wiem o tym mieście? To miasto, o którym pisał Bruno Schulz, i ile razy bym tu nie przyjeżdżał, ilu ciekawostek i niesamowitości nie zdarzyło by mi się tu zobaczyć, poczuć i przeżyć, zawsze czytam je, to miasto, literami sklepów cynamonowych, dziwacznymi, chimerycznymi zdaniami, z jakich zbudował swój świat Schulz.