Miejscem akcji opowiadań Brunona Schulza jest senne prowincjonalne galicyjskie miasteczko, utożsamiane z jego rodzinnym Drohobyczem. Narratorem i bohaterem – czasem głównym, niekiedy tylko obserwatorem zdarzeń – jest Józef, postać o cechach samego autora. W niektórych przypadkach bohater/narrator przybiera cechy staruszka ("Emeryt"), co już wykracza poza zakres bezpośrednich doświadczeń pisarza, choć tak przeobrażona postać zachowuje niewątpliwie psychologiczną jednolitość.
Od poprzedniego tomu opowiadań ("Sklepy cynamonowe", 1933) kolejny ("Sanatorium pod Klepsydrą", 1937) różni się bardziej rozbudowaną akcją, niekiedy także odmienną scenerią. Zmienia się ona w coraz to nowe plenery na trasie dynamicznych peregrynacji Józefa, angażującego się choćby w misję rozplątania skomplikowanej dynastycznej intrygi, co stanowi treść najbardziej rozbudowanej, podzielonej na 40 epizodów, noweli "Wiosna". Motyw dalekiej podróży wypełnia również sporą część opowiadania "Sanatorium pod Klepsydrą", od którego zbiór zaczerpnął swój tytuł – z Józefem odwiedzającym swojego ojca Jakuba, w klinice doktora Gotarda.
– Czy ojciec żyje? – zapytałem, zatapiając wzrok niespokojny w jego uśmiechniętej twarzy.
– Żyje, naturalnie – rzekł, wytrzymując spokojnie moje żarliwe spojrzenie. – Oczywiście w granicach uwarunkowanych sytuacją – dodał przymrużając oczy. – Wie pan równie dobrze jak ja, że z punktu widzenia pańskiego domu, z perspektywy pańskiej ojczyzny – ojciec umarł. To się nie da całkiem odrobić. Ta śmierć rzuca pewien cień na jego tutejszą egzystencję.
Bruno Schulz nie należał do pisarzy szafujących dialogami (przyzwyczaił nas raczej do monologów "herezjarchy" Jakuba), jednak zacytowana tu wymiana zdań świadczy o wirtuozerskiej wszechstronności autora, wykraczającego poza własne predylekcje do fantasmagorycznych opisów. Życie "w granicach uwarunkowanych sytuacją" niekoniecznie musi oznaczać wyłącznie bierny letarg wyczekującego śmierci starca. Przeciwnie, jest to jedno z tych sformułowań pisarza, które powinno przykuć uwagę każdego czytelnika i zmusić go do przyjrzenia się własnej kondycji egzystencjalnej.
Każde z opowiadań Schulza wychodzi od bujnego zauroczenia biologiczną stroną istnienia i stopniowo przechodzi do ekscytujących, często "kacerskich" medytacji (specjalność Jakuba, ojca bohatera) nad sprawą "zbawienia świata pośród tępego i obojętnego otoczenia, nieczułego na jego troski metafizyczne", jak nam to wyjaśnił sam autor [Bruno Schulz, "Exposé o »Sklepach cynamonowych«", w: "Księga listów", w opracowaniu Jerzego Ficowskiego, Gdańsk 2016]. Wielu badaczy uważa, że Schulz miał silnie rozwiniętą świadomość historyczną i zdawał sobie sprawę, że żyje na granicy epok. Ciekawą wykładnię pisarstwa Brunona Schulza daje Bolesław Faron [w: "Mały słownik pisarzy polskich", część II, Warszawa 1981].
Przedstawiony w opowiadaniach Schulza świat jest wyrazem dualizmu przeciwstawiającego dzieciństwo – dojrzałości i jej kompleksom. Osadzona chronologicznie w początkach naszego [XX] stulecia proza Schulza rysuje w fantastyczno-mistycznej autobiografii szeregi konfliktów, m.in. między starym obyczajem a nowoczesnym zepsuciem, mężczyzną a kobietą, wiecznym niepokojem a samozadowoleniem, ascezą a zmysłowością, marzeniem a prozą życia, prawdziwym pięknem a tandetą, mitem a jego zdegradowanym wcieleniem. Ujęte w formę sennego marzenia i groteskowej poetyki zdarzenia rozgrywają się w scenerii prowincjonalnego miasteczka i uwikłane są głównie w przeżywającą rozterki duchowe i przeobrażającą się zgodnie z regułami groteski biografię ojca. Twórczość Schulza, wyrastając na gruncie młodopolskich doświadczeń zdołała jednak m.in. dzięki swoiście dozowanej autoironii wykroczyć poza poetykę modernistyczną i zająć w prozie dwudziestolecia wyraźnie odrębną pozycję. Schulz stał się jednym z jej odnowicieli dzięki wysokiemu kunsztowi narracyjnemu, znaczonemu hiperboliczną metaforyką i nastrojowym liryzmem. Zgodnie z przekonaniem, że w sztuce dominować winna sama forma, dokonuje eksperymentów, bada niejako materię, z jakiej rodzi się dzieło literackie.
Spośród tematów zajmujących młodego Józefa, do rangi naczelnego problemu urasta poszukiwanie Księgi/Autentyku ("Księga"). Takie predylekcje narrator przedstawiał już od wczesnego dzieciństwa ("Genialna epoka"): ("Nie można mi było nastarczyć papieru. Brat i matka przybiegali wciąż z nowymi naręczami starych gazet i dzienników i rzucali je stosami na ziemię. A ja siedziałem wśród tych papierów, oślepiony blaskiem, z oczami pełnymi eksplozyj, rakiet i kolorów, i rysowałem").
Księga przybiera rozmaite kształty, pełni też wiele funkcji – raz jest to foliał ze stronicami pokrytymi kalkomaniami, kiedy indziej staje się nią markownik, czyli klaser z pocztowymi znaczkami, śmiało otwierający przestrzenie wyobraźni na cały obszar świata ("Wiosna"). Księga i świat, poznawanie i uniwersum – teoria przedustawnego ładu, w którym każdy ma swoją Księgę, każdy inną, a wszystkie one odsyłają do jednej, wspólnej idei: ("Taki jest świat i nie masz innych światów prócz tego – głosiła pieczęć z cesarsko-królewskim starcem") – co poniekąd koresponduje z fragmentem ballady "Dziewczyna" Bolesława Leśmiana: ("Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?"). Taki jest bowiem dyskretny urok Autentyku – na co w szczególny sposób zwraca uwagę ojciec Józefa w "Wiośnie":
Czy zauważyliście, że między wierszami pewnych książek przelatują tłumnie jaskółki, całe wersety drgających, spiczastych jaskółek? Należy czytać z lotu tych ptaków.
Takim wnikliwym czytelnikiem opowiadań Schulza był Witold Gombrowicz, który w jednym z wątków "Emeryta": ("Pan radca chciałby zapisać się do pierwszej klasy? […] Bardzo chwalebne i godne uznania. Rozumiem, radca chcesz od podstaw, od fundamentów swą edukację odbudować") etc., dostrzegł potencjał na własną powieść. Autor "Sanatorium pod Klepsydrą" nie tylko nie miał nic przeciwko temu zapożyczeniu, ale publikację młodego kolegi po piórze powitał własną entuzjastyczną recenzją [Bruno Schulz, "Ferdydurke", w: "Skamander", lipiec–wrzesień 1938]: ("Od dawna odwykliśmy w naszej literaturze od zjawisk tak wstrząsających, od wyładowań ideowych tej miary, co powieść Witolda Gombrowicza »Ferdydurke«. Mamy tu do czynienia z niezwykłą manifestacją talentu pisarskiego, z nową i rewolucyjną formą i metodą powieści i w końcu z fundamentalnym odkryciem, z aneksją nowej dziedziny zjawisk duchowych, dziedziny bezpańskiej i niczyjej, na której dotychczas hulał tylko nieodpowiedzialny żart, kalambur i nonsens").