Tymczasem w sąsiednich Prusach zaostrzała się polityka germanizacyjna. Cesarz Wilhelm II w 1902 roku na zamku w Malborku mówił: "wzywam was wszystkich, rycerze zakonu niemieckiego, do świętej wojny z polską bezczelnością i sarmacką butą". W odpowiedzi Polacy poczęli szykować jubileusz pięćsetlecia bitwy pod Grunwaldem, aby przypomnieć spadkobiercom Krzyżaków, kto komu dał łupnia.
Jeśli chodzi o rozmach i logistyczną skalę przedsięwzięcia, było to wydarzenie bez precedensu w całej rozbiorowej historii. W gronie organizatorów znaleźli się m.in. Ignacy Jan Paderewski – fundator pomnika grunwaldzkiego, Henryk Sienkiewicz, Włodzimierz Tetmajer, Jan Kasprowicz, Feliks Nowowiejski i Maria Konopnicka, która ponoć właśnie z tej okazji napisała Rotę. Jako że w Prusach tępiono polskie wystąpienia równie zaciekle jak w Rosji, na miejsce uroczystości wytypowano Kraków.
Szacuje się, że w trzydniowej imprezie mogło wziąć udział nawet 150 tysięcy osób. W całym mieście zamknięto ruch uliczny, z wyjątkiem kolejowego – kursowało 50 dodatkowych pociągów. Były delegacje Polonii z różnych zakątków globu, przedstawiciele innych krajów słowiańskich. Większość atrakcji odbywała się w plenerze. W mieście zaroiło się od festynów, ulicznych spektakli, koncertów, członkowie Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" tworzyli żywe obrazy. Przygotowano wystawę pamiątek z czasów Jagiełły, w kościołach i synagogach odprawiano nabożeństwa.
Burzliwe dzieje Polski sprawiały, że rocznicowych okazji do obchodzenia było bez liku, więc formy obchodów z czasem przybierać powtarzalną i patetyczną formę. Tak wyśmiewał to zjawisko Wilhelm Feldman na łamach młodopolskiej "Krytyki":
Wyrobił się już u nas typ mówców wieczorkowych; mowy ich tym się odznaczają, że ze zmianą nazwisk odnoszą się zarówno do Kościuszki, jak i Mickiewicza, zarówno do "belwederczyków" [z Nocy Listopadowej], jak i Grunwaldu. Szerokogębny frazes podnosi piersi mówcy i tym chce podnosić serce "narodu".
W oparach romantyzmu
Wspomnieliśmy o obchodach powstań i bitew, a przecież świętowano nie tylko wydarzenia militarne. W stulecie urodzin Mickiewicza miasta i miasteczka prześcigały się w organizowaniu akademii, a tam, gdzie można było, stawiano pomniki Wieszczowi. Odsłonięcie pomnika w Warszawie, które miało miejsce 24 grudnia 1898, musiało odbywać się w zupełnej ciszy, gdyż władze zabroniły wszelkich przemówień. Tylko na koniec zgromadzenia orkiestra odegrała Poloneza z "Halki" Stanisława Moniuszki. Konopnicka tak opisywała swoje wrażenia:
Cisza... Jak mocne, żywe, jak potężne głosy
Z milczących tłumów biją nawskróś niemej ciszy!
Objęły ziemię... lecą... objęły niebiosy...
Cisza... Ziemia i niebo słucha ich... Już słyszy!
W 1909 roku wyprawiano setne urodziny Juliusza Słowackiego. Rocznicowa księga pamiątkowa wspomina o przeszło tysiącu najrozmaitszych uroczystości ku jego czci (akademie, przedstawienia teatralne, wieczory muzyczno-recytatorskie, itp.), które, jawnie lub konspiracyjnie, zorganizowane zostały w 550 miejscowościach.
Po raz pierwszy wydano wtedy we Lwowie, centralnym punkcie obchodów, dzieła zebrane poety. Wielkim wydarzeniem w historii polskiego teatru był kilkunastodniowy przegląd jego dramatów (które do niedawna jeszcze uchodziły za niesceniczne) w krakowskim Teatrze Miejskim, wtedy właśnie ochrzczonym imieniem autora.
Na początku XX wieku Słowacki był uważany za poetę "postępowego" i "antyklerykalnego". Krakowska studenteria, środowiska młodopolskie i lewicowe domagały się jego pochówku na Wawelu, co nie w smak było galicyjskim konserwatystom i biskupom. Słano petycje w tej sprawie, pisano pamflety w prasie, dochodziło nawet do ulicznych burd. Kardynał krakowski jednak zgody nie udzielił. W wawelskiej krypcie szczątki autora "Kordiana" znalazły się dopiero osiemnaście lat później za sprawą jego wielkiego wielbiciela – Józefa Piłsudskiego.
Ułani defilują, strzelcy maszerują
Czasy zaborów dobiegały końca. W 1916 roku w Warszawie, po raz pierwszy od 1830 roku legalnie, świętowano 125 jubileusz ustanowienia Konstytucji 3 maja. Sprawozdawca "Tygodnika Ilustrowanego" nie krył wzruszenia:
Rozwija się pochód niby ogromna taśma kinematografu. Idą bez końca…[…] Samej młodzieży szkolnej jest z górą 32,000 […] Warszawa nie zawodzi.
Dwa lata później za tworzenie patriotycznego kalendarza wzięło się odrodzone państwo. Bardzo skromnie zresztą: pierwszym dniem ustawowo wolnym od pracy został w 1919 roku 3 maja, a dopiero w 1937 dołączono do niego 11 listopada. Nie znaczy to jednak, że ten ostatni dzień nie był należycie świętowany. Przez całe dwudziestolecie odbywały się wtedy wojskowe rewie (parady), podobnie jak w Dzień Żołnierza, przypadający w kolejne rocznice bitwy warszawskiej.
Jednym z mitów założycielskich II RP był kult oręża, a każda okazja była dobra do wyeksponowania militarnej siły. W dalszym ciągu celebrowano cały szereg narodowych rocznic, zazwyczaj według wypracowanego religijno-wojskowego schematu, okraszając uroczystości wydarzeniami kulturalnymi i bankietami. Joseph Roth, austriacki pisarz, który latach 20. był korespondentem z Polski, tak opisywał to zjawisko:
Reprezentatywna część życia publicznego w Polsce rozgrywa się pomiędzy orkiestrą wojskową a mszą świętą. Bardzo ludzka, bardzo dramatyczna i bardzo bolesna historia tego kraju obfituje w godne uczczenia rocznice – a równie dramatyczne narodziny młodego państwa do dawnych dat dołożyły nowe, domagające się uświęcenia.
Już wtedy pojawili się protoplaści dzisiejszych grup rekonstrukcyjnych i przy różnych okolicznościach publiczność mogła oglądać husarię, kosynierów czy konfederatów barskich. Szczególnie ważna była pamięć o powstaniu styczniowym. Wielu uczestników żyło jeszcze wtedy, traktowano ich jako patronów Drugiej Rzeczpospolitej i obdarzono przywilejami.
Kultem za życia otoczono osobę Józefa Piłsudskiego. Hucznie obchodzono jego imieniny, 19 marca. Akcję masowego wysyłania życzeń zainicjowano po raz pierwszy, gdy był jeszcze uwięziony w Magdeburgu W późniejszych latach, jak kraj długi i szeroki odbywały się z tej okazji obowiązkowe defilady, wieczorki literacko-artystyczne, spektakle, wystawy. Dzieci w szkołach rysowały laurki, dorośli słali karty życzeniowe, co gorliwsi jechali do Sulejówka, by przekazać Naczelnikowi podarek. Nawet, gdy w 1931 roku Piłsudski z powodów zdrowotnych wyjechał na Maderę, to przez kilka dni pod willę podjeżdżały ciężarówki wypełnione workami pocztowymi (doliczono się dwóch ton korespondencji).
Aleksandra Piłsudska wspominała:
Pamiętam że, na jedne imieniny mąż dostał dwa psy, przeszło dziesięć królików, jedną owcę, sarenkę, lisa, gęsi i wojowniczego koguta.
"Boże, coś Polskę Ludową…"
Zaraz po wojnie nowe władze, niepewne jeszcze swej pozycji, nawiązywały do sprawdzonej w II RP formuły obchodów patriotyczno-religijnych. 22 lipca 1945 roku z okazji pierwszej rocznicy manifestu PKWN przywrócono zrabowaną przez Niemców figurę Chrystusa przed warszawskim kościołem Św. Krzyża. "Boże, coś Polskę" zaintonował Bolesław Bierut.
Szybko zaczęto układać nowy rok obrzędowy. Wypadło z niego listopadowe wspomnienie "burżuazyjnej" II RP, zastąpione 22 lipca – Świętem Odrodzenia Polski. Zawłaszczono Święto Pracy 1 maja, celebrowane oddolnie w środowiskach robotniczych już od 1890 roku. Te dwa dni nazywano potocznie urodzinami i imieninami systemu.
Początkowo władze nie zakazywały świętowania 3 maja, starano się jednak, aby nie było to spektakularne. Z czasem ten dzień z kalendarza obchodów wykreślono, bo kojarzył się z czasami przedwojennymi. Dla zaakcentowania przyjaźni z ZSRR 7 listopada czczono rocznicę rewolucji październikowej.
Rywalem w walce o rząd dusz został Kościół katolicki. Najjaskrawszym tego przykładem był rok 1966, gdy Partia stawała na głowie, by przyćmić obchody Millenium Chrztu Polski świeckimi obchodami Tysiąclecia Państwa Polskiego.