Udało wam się jednak znaleźć wspólnotę.
A.L.: Tak, to jest rzeczywiście wspólnota, dość specyficzna.
D.L.: To jest Kadłub Wolny – wieś, która wykupiła się z poddaństwa czterysta lat temu. Najpiękniejsze w tej historii jest to, że ci ludzie się dogadują. To jest jedna z nielicznych miejscowości, z której młodzi ludzie nie chcą wyjeżdżać. Większość dziewcząt należy do ochotniczej straży pożarnej. Sołtys jest dwudziestoparoletnim rolnikiem, młodym, świadomym, ukorzenionym we współczesności. Myślisz sobie – to się udaje.
Akurat kiedy przyjechaliśmy poznać mieszkańców Kadłuba, trafiliśmy na odpust i mogliśmy sobie pod lupą zaobserwować relacje, które między nimi panują. Byliśmy jakimś elementem obcym, ale to im kompletnie nie przeszkadzało. Jeżeli masz relacje ustalone w taki zdrowy sposób, to jeśli przyjeżdżają ludzie z zewnątrz, ty nie musisz przed nimi nic udawać.
A co jest naszą największą siłą?
A.L.: Coś, czego niestety w ogóle nie pokazujemy – nasza kultura. Gdyby tak odwrócić sytuację i odejść od tego naszego pejzażu ran i skupić się na tych słoneczkach, czyli całej naszej literaturze, muzyce, kinematografii, rzeźbie, malarstwie, zrobić film o Oldze Tokarczuk…
D.L.: …przede wszystkim stwarzać taką możliwość w procesie edukacji, żeby poznawać kulturę współczesną. Moim zdaniem naszą największą słabością jako Polaków jest to, że budujemy tożsamość na historii, a nie na kulturze.
Naszą największą siłą jest wrażliwość. Mamy naprawdę niezwykłą emocjonalność. To jest coś, co odczuwaliśmy razem, niezależnie od tego, w jakie miejsce pojechaliśmy. Może to jest nieuchwytne, ale to właśnie tworzy naszą kulturę.
Gdybyśmy tylko stwarzali dzieciakom możliwość poznawania nie tylko tego, co było doskonałe w przeszłości, ale też budowania w sobie poczucia dumy, że mamy świetną muzykę alternatywną czy świetnych sportowców. Ale na to nie ma miejsca. My całą przestrzeń zbiorowej pamięci wypełniamy historią, datami, nazwiskami z przeszłości.
"Rewizje" nasączone są symbolami. Jednym z nich jest orzeł pojawiający się też w tytule angielskiej wersji książki "How to Rejuvenate an Eagle" ("Jak się regeneruje orła"). Symbol niby oczywisty, a jednak przewrotnie do niego podchodzicie. Jaki jest ten orzeł, którego poznaliście?
A.L.: Poznawaliśmy go długo. Obserwowaliśmy bielika w naszym ukochanym miejscu na Warmii. Pomyśleliśmy, że fajnie byłoby sfotografować go z bliska.
D.L.: Na początku szukaliśmy bielika, który będzie wypuszczany na wolność po rehabilitacji.
A.L.: Przypadkiem gdzieś na Mazurach spotkaliśmy kobietę, która nam powiedziała, że mieli kiedyś bielika, takiego ciamajdę, który się obijał o stodołę. Odchowali go, wypuścili i… co robi bielik?
D.L.: Kia, kia…
A.L.: Zakiaczył…
D.L.: Krzyknął!
A.L.: Tak, krzyknął i odleciał, czyli jeszcze im podziękował.
D.L.: Usłyszeliśmy historię, że bielik jako ptak jest straszną gapą. Jak jest mały, sam nie zje, tylko trzeba mu rybę wsadzać do gardła. Jak nie lata, to tak będzie siedział, jest taki spokojny… I tak sobie pomyśleliśmy: "Dobra, może sprawdźmy, jakie te ptaki są z charakteru".
A.L.: W Wielkopolsce znaleźliśmy takie miejsce, umówiliśmy się, pojechaliśmy…
D.L.: …do Ośrodka Rehabilitacji Ptaków Drapieżnych. Zadaliśmy pytanie: "Jak się regeneruje orła?". Człowiek, który zajmuje się bielikami, powiedział nam, jakie te orły, które nie są orłami, są z charakteru. Nam się wydaje, że mamy w godle dostojnego ptaka królewskiego. Ale bielik nie jest orłem właściwym, w związku z tym też ma trochę inne cechy charakteru: jest bardziej wariacki, mniej zrównoważony, to jest płochliwa istota. Tym bardziej te ranne ptaki dochodzą do siebie bardzo długo. Wydało nam się to niezwykle symboliczne w wyborze naszego symbolu narodowego i w tym procesie regeneracji polskiego społeczeństwa, które regularnie doświadcza jakichś traumatycznych wydarzeń. Rehabilitacja przebiega albo bardzo podskórnie, albo wcale. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo jesteśmy jeszcze przed tym etapem rehabilitacji.
A.L.: Nie przeszliśmy jej jeszcze.
D.L.: A jeżeli ją przechodzimy, to bardzo powoli – jak ten bielik, czyli tłukąc się o ścianę klatki.
O co pytaliście swoich bohaterów?
D.L.: Pytania były dziwne, bo na co dzień raczej o tym nie rozmawiamy: jakie ma dla ciebie znaczenie Polska?, jaka ona jest?, co dla ciebie oznacza patriotyzm? O pojęcie małej ojczyzny, swojskości i obcości.
A.L.: Czasami pytania powstawały przez wiele godzin. Pojechaliśmy w jedno miejsce, rozmawialiśmy z konkretną osobą, już wracaliśmy do hotelu i nagle zdawaliśmy sobie sprawę, że ten wywiad powinien iść w kompletnie innym kierunku. Zawracaliśmy i jeszcze raz rozmawialiśmy. Pozwalaliśmy sobie na to, że dopóki czegoś nie zamkniemy, jeżeli czujemy, że w tym coś jest, to nie odpuszczamy.
D.L.: Na początku dokładnie się przygotowywaliśmy do tych wyjazdów i do konkretnych spotkań. A potem się okazywało, że jeżeli stworzysz sobie taką w miarę komfortową przestrzeń z osobą, którą po prostu chcesz poznać i chcesz zobaczyć, jak wygląda jej dzień, jej rzeczywistość, to jesteś w stanie przejść do pytań, które są już dużo bardziej poważne.