Spektakl realizujecie w Rydze, Rothko pochodził z łotewsko-żydowskiej rodziny, tutaj powiązanie jest jasne. Ale jakie były inne powody, dla których zdecydowaliście się pracować właśnie nad tą biografią?
Łukasz Twarkowski: Rothko faktycznie pojawił się z racji połączenia geograficznego, ale szybko zestawiliśmy go z drugą częścią inspiracji – książką Byung-Chul Hana (urodzony w Korei Południowej szwajcarsko-niemiecki filozof i teoretyk kultury – przyp. red.) pt. "Shanzhai: Deconstruction in Chinese". To dwie równoważne inspiracje. Nie byłoby w spektaklu Rothki, gdyby nie Byung-Chul Han. Rothko stał się pryzmatem, przez który można się przyjrzeć sztuce współczesnej. Jego malarstwo jest z jednej strony bardzo hermetyczne, a z drugiej wypełniające być może potrzeby człowieka Zachodu związane z duchowością i odpowiadające na marzenia o transcendencji. Byung-Chul Han naprowadził nas na tor refleksji nad kwestią oryginału i kopii, która w przypadku Rothki jest bardzo ciekawa.
Anka Herbut: Szukając czegoś, co będzie mogło zainteresować publiczność w Rydze, uznaliśmy Rothkę za dobry wybór także z tego względu, że nie do końca jest Łotyszem. Jest dziwną figurą – trochę jest stąd, trochę nie. Wybór tematu szedł rzeczywiście dwutorowo. Nie chcieliśmy robić biograficznego spektaklu o Rothce. Książka "Shanzhai: Deconstruction in Chinese" pozwala spojrzeć inaczej i na niego, i na malarstwo w ogóle, i na to, na czym ufundowana jest współczesna sztuka – na oryginalnym geście artysty, na indywidualizmie. Te klocki – zainspirowane Rothką i książką Byung-Chul Hana – zaczęły się coraz bardziej składać, kiedy pojawił się trzeci element, czyli historia rzekomego obrazu Rothki sprzedanego za 8,5 miliona dolarów, który okazał się obrazem namalowanym przez chińskiego nauczyciela matematyki z Szanghaju. Przez kilkanaście lat cały artworld wierzył, że to magicznie odnaleziony obraz Rothki. Przeprowadzono szczegółowe badania na materii dzieła, eksperci analizowali styl i poetykę i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek może się nie zgadzać. Wszyscy dali się nabrać. W naszych głowach pojawiło się pytanie o to, co powoduje, że coś jest sztuką, a coś nie; co powoduje, że coś jest dobrą sztuką albo nią nie jest. I czy możemy się wzruszać, patrząc na podróbkę. Źródło, które leży u podstaw tego projektu, każe nam myśleć, że różnica między oryginałem i kopią, autentycznością i fejkiem jest bardzo płynna. A patrząc z perspektywy chińskiej – właściwie jej nie ma.