Minimalizm: estetyczny czy etyczny
W latach 80. XX wieku modernistyczne hasło "mniej znaczy więcej" zaczęto rozumieć jako apel o prostotę i surowość brył bez detalu i dekoracji. Jednak dziś termin minimalizm zmienia swoje znaczenie. Zamiast kwestii wyglądu budynków zaczyna dotyczyć tego, czy w ogóle powinny one powstawać.
"Budynki są sztucznymi tworami. Składają się z elementów, które należy ze sobą połączyć. Jakość tych połączeń w znacznym stopniu wpływa na jakość gotowego projektu" – pisał w jednym ze swoich esejów Peter Zumthor, szwajcarski architekt, którego dorobek często zalicza się do nurtu minimalizmu. Zumthor swoje projekty rzeczywiście tworzy z niewielkiej liczby najprostszych, geometrycznych elementów, a wspomnianych połączeń nie ukrywa pod dekoracją. Surowe, klarowne w swojej prostocie bryły są pozbawione ozdobników – urzekać ma harmonia ich proporcji, czasem faktury czy gra światła, ale nie detal czy zdobienia. Pod względem umiłowania prostoty, a nawet surowości form Peter Zumthor nie odstaje od większości swoich rodaków: architektoniczny minimalizm brył wznoszonych zazwyczaj z surowego betonu to znak rozpoznawczy współczesnej architektury szwajcarskiej. Umiłowanie Helwetów do minimalizmu stanęło zresztą u podstaw wieloletnich kłopotów z budową w Warszawie gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wybrany w drodze konkursu architektonicznego projekt Szwajcara, Christiana Kereza został źle przyjęty przez opinię publiczną właśnie dlatego, że nad Wisłą nie ma tradycji budowania minimalistycznych brył z betonu – a taką właśnie zaproponował Kerez. Projekt ostatecznie trafił do kosza i dziś gmach muzeum powstaje wg zupełnie innej koncepcji.
Oszczędność czasów kryzysu
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wizualizacja Muzeum Sztuki Nowoczesnej i TR Warszawa, projekt: Christian Kerez, fot. materiały prasowe MSN w Warszawie
Badacze dziejów architektury XX wieku narodziny minimalizmu datują na koniec lat 80. To dekada niełatwa dla wielu krajów na świecie, bo nie tylko Europa Wschodnia pogrążała się wtedy w chaosie związanym w upadkiem komunistycznych reżimów. Wskutek m.in. kryzysu paliwowego Europa Zachodnia czy USA także doświadczały gigantycznych problemów ekonomicznych i społecznych (bezrobocie, bieda). Choć minimalizm jako nurt w architekturze nie został nigdy oficjalnie opisany i usystematyzowany, uważa się, że powstał właśnie jako odpowiedź na tamtą recesję. Niektórzy architekci uznali, że w obliczu szybujących wskaźników bezrobocia i niepewnej przyszłości nie wypada wznosić zdobnych gmachów – surowość betonu i prostota brył miały lepiej odpowiadać nastrojowi epoki. Tym bardziej, że chwilę wcześniej świat zachodni zachłystywał się kolorowym, prześmiewczym, ekstrawaganckim i wyjątkowo bogatym w detal postmodernizmem, który minimaliści oczywiście odrzucali.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Modern Art Museum of Fort Worth, Fort Worth, Texas, proj. Tadao Ando, fot. Johann Kräftner/Imagno/Getty Images
W światowej architekturze wśród zwolenników minimalizmu prym wiodą projektanci ze Szwajcarii i Japonii. Może się to wydać zaskakujące, wszak oba te kraje pod względem kultury architektonicznej, ale przede wszystkim sposobu kształtowania przestrzeni dzieli bardzo wiele. Okazuje się, że chłód surowych brył może być metodą na uzupełnianie zabudowy szwajcarskich miast, pełnych ładu, ale zdominowanych przez zabudowę historyczną, zdobną i chyba nieco monotonną. Tak samo dobrze gładkie, proste, geometryczne struktury wpisują się w bardzo gęsto zabudowane, chaotyczne, zróżnicowane i tłoczne miasta japońskie. Nie bez znaczenia dla tej estetyki jest z pewnością także buddyzm, kultura zen, surowość tradycyjnych japońskich wnętrz czy sztuki.
Podejście twórców z obu tych krajów nieco się różni – Japończycy są radykalni w redukowaniu elementów brył, niektóre domy tworzone w ich "odmianie" minimalizmu – to po prostu – dosłownie – białe kubiki, pozbawione balkonów, gzymsów, a nawet... okien (źródłem światła jest wtedy dachowy świetlik). Kazuyo Sejima i Ryue Nishizawa, założyciele pracowni Sanaa i zdobywcy Nagrody Pritzkera z 2010 roku (w 2009 zdobył ją Peter Zumthor), mają na koncie dom skomponowany z kilku białych sześcianów, w których pozbawione tradycyjnych ram okna przypominają przypadkowo wybite w ścianach otwory. Polscy miłośnicy architektury "odkryli" minimalizm za sprawą projektów architekta-samouka, Tadao Ando, który za pomocą gładkich betonowych powierzchni rzeczywiście umie kreować obiekty o bardzo różnym nastroju. Jak w przypadku protestanckiej świątyni, którą Ando w 1989 roku zaprojektował w mieście Ibaraki. Tu dwie krzyżujące się wąskie szczeliny przecinające betonową ścianę tworzą nastrój sacrum dużo skuteczniej niż wypełnione rzeźbami, obrazami czy witrażami wnętrza wielu świątyń.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Dom z jedną ścianą, projekt: Christian Kerez, Szwajcaria, fot. Walter Mair/www.kerez.ch
Szwajcarzy nieco więcej uwagi poświęcają materiałowi: to faktury, kolory, tworzone za ich sprawą wrażenia stanowią o wyjątkowości brył. Zaprojektowany przez Christiana Kereza w Zurychu "Dom z jedną ścianą" – to betonowy szkielet w formie łamanej ściany i przechodzących przez nią stropów oraz wykonanych ze szkła elewacji. W tej maksymalnie pozbawionej elementów składowych bryle wyraz architektoniczny tworzą… białe zasłony, osłaniające mieszkalne wnętrza. Valerio Olgiati natomiast lubi barwić beton, z którego buduje potem zwarte, monolityczne obiekty. Arcydziełem architektury radykalnie oszczędnej, a zarazem bardzo silnie oddziałującej na użytkownika są termy w Vals: Peter Zumthor kamienne pomieszczenia wypełnił dźwiękiem chlupiącej wody, wpadającym przez wąskie szczeliny światłem, zapachem wilgoci, echem ludzkich głosów, nie używając prawie w ogóle środków architektonicznych.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Szkoła w Paspels, Szwajcaria, proj. Valerio Olgiati, fot. Anna Cymer
W polskiej tradycji budowlanej minimalizm nie jest rozpowszechniony. Kiedy na świecie architekci świadomie ograniczali zasób motywów, polscy projektanci właśnie odzyskiwali wolność twórczą, jaką przyniosła transformacja ustrojowa – nie było wtedy miejsca na odmawianie sobie projektowej kreatywności, podobnie jak kilkanaście lat później, gdy z pomocą europejskich funduszy nastąpił w Polsce prawdziwy boom na realizowanie ważnych, dużych, znaczących brył. Nadrabianie zaległości i odreagowywanie czasów prefabrykacji nie zostawiało miejsca na surowość zredukowanych do minimum form.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Lubelski Park Naukowo-Techniczny, projekt: Stelmach i Partnerzy Biuro Architektoniczne, 2013, fot. Marcin Czechowicz
Choć i nad Wisłą znaleźć można budowle skomponowane w oszczędny sposób. Minimalistą nazywa się często Bolesława Stelmacha, architekta chętnie sięgającego po beton i świadomie stosującego go jako główny środek wyrazu. Doskonale to widać w skrytym za betonowymi żyletkami kameralnym biurowcu Zana House w Lublinie czy w siedzibie Lubelskiego Parku Naukowo-Technicznego, który choć rozbity na kilka brył sprawia wrażenie poważnego, chłodnego monolitu. W zaprojektowanej przez Stelmacha kilka lat temu rozbudowie Sejmu, choć duża część nowej bryły skryta jest pod ziemią, dominuje beton, a różnorodność wrażeń architekt osiągnął, nadając niektórym jego płaszczyznom bogatą fakturę.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Pawilon Paleontologiczny w Krasiejowie k. Opola, fot. materiały prasowe
Sięgniecie po niewielką liczbę elementów i środków wyrazu pozwala czasem lepiej dopasować nowy obiekt do trudnego kontekstu. Minimalistyczna forma pawilonu zamkniętego za betonowymi prostymi ścianami okazała się doskonałym wyborem dla wpisanego w skalisty teren dawnej kopalni iłu Pawilonu Paleontologicznego w Krasiejowie projektu dwóch śląskich pracowni: Goczołowie Architekci Studio Autorskie oraz OVO Grąbczewscy Architekci. Surowa, wręcz abstrakcyjna bryła z betonu wyrastająca ponad chaotyczną i bardzo mało ciekawą przestrzenią peryferii Warszawy – to Aerotunel Flyspot w Morach. Piotr Lewicki i Kazimierz Łatak nie odnieśli się do brzydkiego otoczenia, a wstawili w nie nieco rzeźbiarską, nieco industrialną, surową, szarą wieżę.
Echa typowej dla Szwajcarów maestrii w posługiwaniu się prostymi płaszczyznami chłodnego materiału widać w architekturze Zintegrowanego Węzła Przesiadkowego Wrocław Stadion, który przy okazji Euro 2012 zaprojektowała pracownia Zbigniewa Maćkowa. Beton ma w tym projekcie różne oblicza: stanowi solidną podstawę kładki, ale i miękko wygina się na smukłych słupach nad przystankami komunikacji miejskiej. Od inspiracji stylistyką japońskiego minimalizmu w buddyjskim stylu nie odżegnują się natomiast architekci z pracowni Ingarden & Ewý, którzy pod koniec lat 90. zaprojektowali siedzibę Szkoły Języka Japońskiego w Krakowie. W niesymetrycznej, szarej bryle rzeczywiście gra brył i proporcji zdaje się być najważniejsza, a Krzysztof Ingarden, Konsul Honorowy Japonii w Krakowie, na pewno kulturę tę i estetykę rozumie lepiej niż większość polskich architektów.
Przeglądając katalogi projektów domów jednorodzinnych lub magazyny opisujące nowe realizacje z tej dziedziny można by odnieść wrażenie, że właśnie w architekturze polskich willi minimalizm ma się dziś najlepiej. Niezwykle popularna stała się bowiem forma "białej kostki", a w wielu wypadkach fasady owych domów na modłę japońską pozbawione są okien. O ile jednak w ekstremalnie gęstej zabudowie Tokio takie projektowanie "dośrodkowe" ma sens, bo nie ma tam innej możliwości zapewnienia mieszkańcom prywatności, w przypadku projektu realizowanego na polskiej wsi chodzi o efekt czysto estetyczny, wynikający z mody, a nie z realnej potrzeby.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Willa Poznań, projekt: Moomoo Architects, fot. dzięki uprzejmości Moomoo Architects/https://moomoo.pl
Ten efektowny "minimalizm" współczesnych polskich domów jednorodzinnych jest zarazem ciekawym przykładem na to, jak wyrosła z pewnej etycznej idei estetyka może działać w całkowitym od niej oderwaniu. Owe "białe kostki" - to w większości luksusowe domy o dużej powierzchni użytkowej, stylowym wykończeniu, garażach dla co najmniej dwóch aut i rozległych ogrodach. Ich minimalizm jest zabiegiem wyłącznie estetycznym, co więcej pozwalającym często usprawiedliwić "odwrócenie" domu od otoczenia, jego niekorzystne dla przestrzeni wyizolowanie. Dla tych budynków częściej niż powściągliwość w stylu japońskim inspiracją bywa geometryczna, a zarazem dość efektowna i… luksusowa forma pawilonu na Wystawę Światową w 1929 w Barcelonie projektu modernisty, Ludwiga Miesa van der Rohe.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Dom w Będzinie, proj. jojko nawrocki architekci, fot. Michał Jędrzejowski/Jojko + Nawrocki
Tymczasem w rozwijającej się ostatnio światowej debacie o architekturze, o tym, jak należałoby zmienić sposób projektowania w obliczu klęski klimatycznej, przeludnienia, wyczerpywania się naturalnych zasobów planety minimalizm zyskał znów na znaczeniu. Już pod koniec lat 80. XX wieku wielu architektów dostrzegających walory płynące z ascetycznej prostoty budowli uważało, że minimalizmu nie należy rozumieć jako stylu czy zbioru rozwiązań formalnych, ale jako postawę wobec świata, sposób życia i postrzegania rzeczywistości ocenianej jako przepełnionej chaosem i cierpiącej na nadmiar elementów. Dziś do tego zestawu coraz częściej dodaje się słowa "etyka" i "odpowiedzialność". O ile bowiem w latach 80. czy 90. minimalizm mógł wyrastać z wrażliwości społecznej czy empatycznego oceniania kryzysowej ekonomii, dziś coraz częściej jest deklaracją postawy moralnej. Doszliśmy jako ludzkość do miejsca, w którym już wiemy, że dotychczasowy styl życia przynosi tragiczne konsekwencje i jedyną szansą uniknięcia dalszych negatywnych jego skutków są ograniczenia. Dlatego też wg współczesnych kryteriów minimalistycznym nie jest luksusowy, dużym dom zamknięty w białym kubiku. Jeszcze niedawno byłby nim liczący 140m2 powierzchni użytkowej, zbudowany z szarych pustaków i ekstremalnie prosty dom w Będzinie, projekt pracowni jojko+nawrocki architekci. Dziś raczej należałoby powiedzieć, że naprawdę minimalistycznym jest dom, który po prostu nigdy nie powstał. Bo wyhamowanie eksploatacji planety nie może opierać się na surowej stylistyce i zmniejszaniu metrażu. Powinno raczej kierować refleksję ku realnemu ograniczeniu w tworzeniu wciąż nowej zabudowy (szczególnie tej na prywatne potrzeby).
Podobno Leonardo da Vinci mówił, że "prostota jest szczytem wyrafinowania". Nie sposób się z tym nie zgodzić, biorąc jednak poprawkę na to, że każda epoka prostotę rozumie inaczej.