Czytelnik ocenia publikację, ale nie zawsze docenia pracę projektanta, który dba o jego komfort obcowania z tekstem. Zajrzyjmy ponownie – jeszcze głębiej – do wnętrza książki. Dębowski: "Dopiero gdy zstąpimy piętro niżej, czyli popatrzymy na to, jak wygląda tekst sam w sobie, będziemy mogli ustalić parę podstawowych fizycznych właściwości, które zadecydują o tym, czy książkę będzie się czytało dobrze, czy źle".
Sens w szczegółach
To po kolei. Po pierwsze: wielkość, czyli stopień pisma. "Za mały spowoduje, że osoby ze słabszym wzrokiem będą miały kłopoty z rozróżnieniem kształtu wyrazów, za duży – całość będzie wyglądała niezdarnie i kulfoniasto". Po drugie: interlinia, czyli pionowa odległość między linijkami. "I znowu: za mała spowoduje, że oko będzie miało problem z przeskakiwaniem z linii do linii. Jeśli interlinia będzie zbyt duża, stracimy wrażenie ciągłości tekstu". Po trzecie: marginesy, czyli to, "jak blok tekstu siedzi na stronie, a właściwie na rozkładówce". Krótka lekcja matematyki: "klasyczny układ ma dwukrotnie większy margines dolny od górnego, a zewnętrzny – dwukrotnie większy od wewnętrznego. Optymalne proporcje marginesów wewnętrznego, górnego, zewnętrznego i dolnego to 2:3:4:6".
Na marginesie: w średniowieczu odpowiedzialność za przetrwanie pisanej historii Europy spadła na mnichów. Wysoce cenili sobie milczenie, więc podczas zapełniania kolejnych ksiąg mogli dać upust swoim emocjom jedynie na marginesach stron. Keith Houston w "Książce. Najpotężniejszym przedmiocie naszych czasów zbadanym od deski do deski" przytacza taki przykład: "Pisanie jest nadmierną mordęgą. Plecy garbią się, wzrok psuje, skręcają się kiszki i boki".
Teorie się mnożą: "Całość rozważań można zamknąć rozlicznymi rozprawami na temat harmonijnych i nieharmonijnych proporcji wymiarów stronicy, ciągnie się ten temat właściwie od średniowiecza. W XX wieku zgłębiał go najbardziej Jan Tschichold, najpierw w latach 20., potem w 40. i 50., za każdym razem dając dwie sprzeczne odpowiedzi: najpierw radykalnie rewolucyjną i modernistyczną, a potem skrajnie klasycyzującą i zachowawczą – obydwie bardzo ładne".
Jak widać, wszystko się liczy. Dębowski podsumowuje: "Chodzi o to, żeby było maksymalnie czytelnie przy wykorzystaniu minimum środków. Jakie sobie do tego uzasadnienia i konwencje podepniemy, to już zależy od nas. Ważne, żeby być w swoich wyborach konsekwentnym i jak najmniej pozostawić w projekcie przypadkowi. Ja osobiście wyrównuję wszystko na stronie co do mikrometra, nikt tego oczywiście nie wyłapie, a w druku i tak się rozjedzie, ale przynajmniej mam spokojną głowę".
Honza Zamojski w "Krótkiej instrukcji projektowania książki" (prelekcja wygłoszona w ramach Strefy Designu Uniwersytetu SWPS w Warszawie) porównał projektowanie do rzeźbienia, czyli odejmowania treści od gotowego lub wyobrażonego materiału w taki sposób, żeby uzyskać esencję.
Sowiński przestrzega przed stereotypowym rozumieniem kreatywności jako "artystowskiego szaleństwa". Wyjaśnia: "Kreatywność w projektowaniu to po prostu umiejętność rozwiązywania problemów, niestereotypowe myślenie, co oznacza np. powstrzymanie się od czegoś, a nie nadmiar farby czy porzucenie funkcjonalności. Mapa londyńskiego metra Harry Becka jest kwintesencją kreatywności a jednocześnie rozwiązuje trywialny ergonomiczny problem, oszczędzając miejsce".