Dufferowie nie byli jedynymi, którzy potrafili zmonetyzować fanowską nostalgię. Noah Hawley w 2014 sięgnął po klasyczny film braci Coen z połowy lat 90., by przerobić go na kongenialny pięciosezonowy serial telewizyjny, a u progu nowego tysiąclecia na telewizyjne ekrany za oceanem wracali bohaterowie takich serii jak "MacGyver","Życie na Marsie", "Aniołki Charliego" czy "Kojak".
Za ich powrotem na małe ekrany stało wówczas nowe pokolenie producentów, które przejęło władzę w amerykańskich telewizjach. J.J. Abrams, Damien Lindelof, Paul Sheuring (odpowiedzialni za "Zagubionych" czy "Skazanego na śmierć"), wychowani na telewizyjnej popkulturze lat 80-tych i kinie nowej przygody spod znaku George’a Lucasa i Stevena Spielberga, zaczęli na własnych zasadach odtwarzać hity, które ich ukształtowały. Nagle do ramówek amerykańskich stacji telewizyjnych wrócił gadający samochód Davida Hasselhoffa z "Nieustraszonego", a sam David prezentował opaleniznę w nowym "Słonecznym patrolu". Po broń sięgał "Magnum P.I.", detektywi z kultowego "Hawaii Five-O" znowu pacyfikowali hawajskich przestępców, zaś "Star Trek" na nowo stał się tętniącą życiem franczyzą, a nie tylko ramotką z przeszłości.
Czterdziestoletni producenci wracali do produkcji swojej młodości, wierząc, że także nowe pokolenie pokocha tych samych bohaterów i te same opowieści, jeśli tylko podda się je odpowiedniemu liftingowi i adaptacji. I nie mylili się. Ale dziś to właśnie oni są dinozaurami telewizji, którzy obrośli w tłuszcz doświadczeń, władzy i pieniędzy, a na ich stanowiska czekają młodsi. A z nimi nadchodzi nowa, serialowo-filmowa retromania. I jeśli naturalny cykl popkultury nie zostanie zaburzony, wkrótce powinniśmy doczekać się kolejnych sentymentalnych produkcji będących hołdami dla najważniejszych produkcji lat dwutysięcznych, które – choć wielu wydaje się, że wydarzyły się wczoraj – stają się dziś elementem kultury retro.
Małe tęsknoty, krótkie tęsknoty
Przyglądając się współczesnej popkulturze, zauważyć można, że skraca się okres interwałów oddzielających kolejne mody. Jeszcze w latach 90. i na początku millenium na telewizyjne ekrany wracały remake’i seriali z lat 60. ("Prisoner" z 1967 i 2009 roku) i 70. (serialowy "Westworld" z 2016 na podstawie filmu z 1976 roku), a najlepszą ilustracją cykliczności popkultury była "Strefa mroku", która podbijała ekrany na początku lat 60., by powrócić dwadzieścia lat później i… po kolejnych dwóch dekadach. Dziś natomiast, w epoce przepychu i streamingowego nadmiaru, telewizyjne produkcje starzeją się nieporównanie szybciej i nieporównanie szybciej zyskują status fenomenów "retro".
Także nad Wisłą moda na opowieści z czasów PRL-u w ostatnich latach zostały przecież wyparte przez sentymentalne refleksy z lat 90. Opublikowana przez Olgę Drendę "Duchologia polska", opowieść o nostalgii, epoce transformacji i upadku pewnego marzenia, stała się jednym z pokoleniowych tekstów dzisiejszych czterdziestolatków. To dla nich powstały filmowe "Psy 3" Władysława Pasikowskiego oparte na sentymencie do niegrzecznego arcydzieła sprzed trzydziestu lat, a także osobisty "Powrót do tamtych dni" Konrada Aksinowicza, opowieść o chłopcu dorastającym w latach 90-tych, świecie ortalionowych dresów, jeansów z bazaru, pierwszych konsol do gier i mitu Ameryki jako ziemi obiecanej (co ciekawe – oryginalny tytuł filmu, "Podróż do Legolandu" musiał ulec zmianie z powodów prawno-procesowych).
Duchologia na ekranie