"Znachor" to także popis wysokiej klasy filmowego rzemiosła. Jednym z autorów tego sukcesu jest Tomasz Augustynek, znakomity operator od lat towarzyszący Gaździe w pracy przy kolejnych projektach. Jego stylowe zdjęcia połączone z reżyserską inscenizacją przywodzą na myśl skojarzenia z brytyjskim kinem kostiumowym spod znaku "Pokuty". I choć dziennikarze z uporem godnym lepszej sprawy poszukują punktów łączących nowego "Znachora" z klasyczną adaptacją Jerzego Hoffmana, to produkcja Netfliksa proponuje zupełnie inną estetykę, a źródła jej inspiracji tkwią raczej we współczesnym melodramacie kostiumowym niż w klasycznym filmie sprzed czterdziestu lat.
Gazda, który w dorobku ma m.in. serialowe "Belle Epoque", odrobił lekcję z tamtej produkcji, rażącej brakiem scenograficznego i kostiumowego realizmu: brudne miasto udawała sterylnie czysta krakowska ulica, a bohaterowie chodzili w strojach wyciągniętych wprost z teatralnych garderób. W "Znachorze" reżyser proponuje dużo bardziej realistyczną fakturę. Owszem, filmowi chłopi wciąż wyglądają nazbyt schludnie, a część widzów razi asfaltowa droga łącząca Warszawę i Radom, ale koniec końców na ekranie udaje się odtworzyć przekonujący obraz wsi lat 20. i 30. XX wieku, świat, w który chce się wierzyć. Choćby wtedy, gdy kamera wprowadza nas do Muzeum Wsi Lubelskiej, którą scenografka filmu Joanna Macha przeobraziła w tętniącą życiem filmową przestrzeń, albo wówczas, gdy za plecami profesora Wilczura widzimy wielką bryłę warszawskiego Soboru Aleksandra Newskiego (rozebranego w latach 20., a tu komputerowo odtworzonego).