Intymne opowieści o rodzinie, nierzadko naznaczone autobiografizmem, stały się w ostatnich latach znakiem rozpoznawczym polskiego dokumentu i znakomitym towarem eksportowym. Przykładem tego są wybitne filmy sygnowane przez Marcela i Pawła Łozińskich, a zwłaszcza dwa z nich – "Ojciec i syn" oraz "Ojciec i syn w podróży" będące pokłosiem wspólnej podróży ojca i syna, terapeutycznej wyprawy po wzajemne zrozumienie, która zakończyła się konfliktem i dwoma filmami dokumentalnymi zmontowanymi niemal z tych samych materiałów.
Dwaj mistrzowie polskiego dokumentu w trakcie wspólnej wyprawy przez Europę mierzyli się z rodzinnymi traumami, rozdrapywali niezabliźnione rany, by pozwolić im się zagoić. "Ojciec i syn" oraz "Ojciec i syn w podróży", bliźniaczo podobne, a zarazem skrajnie różne filmy – jeden oskarżycielski, drugi pełen uników – stały się czymś więcej niż zapisem indywidualnej terapii. Łozińscy opowiedzieli bowiem o nas wszystkich – o rodzicielskich niespełnieniach, o dorosłych dzieciach, które kryją żal i o niemożności międzypokoleniowego porozumienia. Intymny autoportret dwóch filmowców niepostrzeżenie zmienił się w uniwersalną opowieść o trudach rozmowy i cenie konfrontowania się z samym sobą.
Mimo że polscy reżyserzy chętnie uciekają przed publicystyką, ich kino coraz częściej okazuje się sejsmografem społecznego niepokoju, a to, co prywatne, okazuje się uniwersalne i publiczne. Przed dwoma laty przekonał o tym Rafał Łysak, młody reżyser "Miłości bezwarunkowej", w której opowiedział o swojej relacji z babcią, religijną kobietą, która nie może pogodzić się z homoseksualizmem wnuka. Osobista opowieść o relacji u Łysaka stawała się czymś więcej niż terapią – była dowodem na to, że nawet najgorętsze światopoglądowe spory okazują się nieważne wobec miłości, która łączy ludzi, a wszelkie podziały można z łatwością odrzucić.
Podobny, choć znacznie smutniejszy ton, wybrzmiewał z innego "terapeutycznego" dokumentu ostatnich lat – "Trzech rozmów o życiu" Julii Staniszewskiej. Jego bohaterka, trzydziestoparoletnia mama dwójki synów urodzonych dzięki in vitro, rozmawia tu ze swą matką, lekarką-katoliczką, która uważa tę metodę za moralnie naganną. Trzy rozmowy składające się na film Staniszewskiej to nie tylko obraz zderzania się ze sobą osobnych światów, ale też opowieść o ideologii, która niszczy międzyludzkie relacje. Opowiadając osobistą historię, Staniszewska stawia bowiem społeczną diagnozę o zerwaniu komunikacyjnej więzi. Diagnozę smutną, ale podzielaną przez wielu współczesnych dokumentalistów.
Gra w klasy