fot. Adam Tuchliński / Reporter / East News
Gdy w na przełomie lat 80. i 90. XX wieku doszło w Polsce do ustrojowych przemian, także kino pełne było nadziei na lepsze jutro, a twórcy świętowali koniec politycznej cenzury. Transformacja zakłóciła jednak filmowy ekosystem. Hojne ministerialne dotacje zastąpiono dofinansowywaniem przez instytucje filmowe, a wsparcie z budżetu spadło na jedno z ostatnich miejsc w Europie.
Odbiło się to na jakości filmowych produkcji. Młodzi reżyserzy tworzyli kalki hollywoodzkich filmów akcji, a wielu starych mistrzów nie potrafiło sobie radzić w nowych realiach. Gdy Jerzy Kawalerowicz, autor tak wybitnych filmów jak "Matka Joanna od Aniołów" i "Faraon" po latach stanął za kamerą, by zrealizować marzenie życia – adaptację "Quo Vadis" Henryka Sienkiewicza, producenckie odmowy traktował jak personalny atak, a nie ekonomiczną konieczność.
Niedostatki budżetu sprawiały, że język filmowy mistrzów polskiego kina sprawiał wrażenie archaicznego i kostycznego. "Ogniem i mieczem" Jerzego Hoffmana czy "Pan Tadeusz" Andrzeja Wajdy, choć cieszyły się ogromnym powodzeniem, nie należały do największych osiągnięć obu reżyserów. Także Krzysztof Zanussi, czołowy twórca "kina moralnego niepokoju", w nowej Polsce tylko raz, w filmie "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" (2000) zbliżył się do poziomu "Illuminacji" (1972) i "Struktury kryształu" (1969).
Wojciech Smarzowski na planie filmu Pod Mocnym Aniołem", fot. Jacek Drygała / Kino Świat
Nowym początkiem polskiego kina stało się powołanie w 2002 roku Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, finansującego produkcje filmowe, wspomagającego debiutantów i dbającego o promocję polskiego kina za granicą.
Jednym z twórców, którzy w nowym polskim kinie zaznaczyli się najbardziej, jest Wojciech Smarzowski. W "Weselu" (2004) dokonał przewrotnej trawestacji narodowego dramatu Stanisława Wyspiańskiego o tym samym tytule. Nakreślił karykaturę polskiego społeczeństwa, wszystkich jego narodowych grzechów. Kolejne filmy Smarzowskiego potwierdzały jego klasę jednego z najostrzejszych recenzentów społeczeństwa po transformacji. W "Domu złym" (2009) pokazał ludzi upodlonych, zapijaczonych i złych, a jednocześnie zjadliwie skomentował mit Solidarności, jedną z legend założycielskich nowej Polski. W nagradzanej "Róży" (2011) mierzył się z trudną wojenną przeszłością. Krytycznym spojrzeniem na polską rzeczywistość była także "Drogówka" (2013) – spiskowy thriller o policjancie wrabianym w morderstwo.
Andrzej Jakimowski, fot. Tatiana Jachyra / Forum
Zupełnie inny sposób patrzenia na świat proponuje Andrzej Jakimowski. Jest dojrzałym outsiderem. Nie puszy się, nie nakłada masek buntowników, ale konsekwentnie buduje własny filmowy świat, zapraszając do intymnej rozmowy. Kino Jakimowskiego utkane jest ze wspomnień, drobnych ludzkich dramatów, intuicji i odczuć. Debiutanckie "Zmruż oczy" (2003) nakręcił, by wyjaśnić swojej córce, czym jest czas. Najnowsze "Imagine" (2012) zadedykował żonie, by przypomnieć jej i sobie, że wzajemna bliskość to odkrywanie i tworzenie wspólnego świata. W międzyczasie nakręcił "Sztuczki" (2007), nawiązujące do tradycji realizmu magicznego.
Jan Jakub Kolski, fot. Adam Golec / Forum
Nie można mówić o nowym polskim kinie autorskim bez wspomnienia o dwóch twórcach nieco starszego pokolenia: Janie Jakubie Kolskim i Marku Koterskim. Kolski, który kreuje magiczne, odrealnione światy, w każdym filmie zostawia wyraźny odcisk palca. Niezależnie czy adaptuje powieść Gombrowicza ("Pornografia", 2003), opowiada na poły baśniowe historie ("Jańcio Wodnik",1993; "Historia kina w Popielawach", 1998) czy kręci wojenny dramat psychologiczny ("Daleko od okna", 2000), zachowuje własny tembr głosu i reżyserską dykcję.
Marek Koterski, fot. Łukasz Szeląg / Reporter / East News
Artystyczna wyrazistość to także znak rozpoznawczy Marka Koterskiego. Jego autobiograficzne kino to rodzaj psychoterapii. "Nic śmiesznego" (1995), "Dom wariatów" (1984), "Dzień świra" (2002) czy "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" (2006) uczyniły go jednym z najbardziej cenionych polskich reżyserów. Szczerość, z jaką Koterski mówi o własnych kompleksach, słabościach, mizoginii, romantyzmie, naiwności, arogancji i małostkowości sprawia, że dotyka najboleśniejszych ran w każdym z nas.
Krzysztof Krauze, fot. Piotr Bławicki / East News
Nie sposób także wyobrazić sobie polskiej kinematografii ostatnich kilkunastu lat bez Krzysztofa Krauzego. Jego "Dług" z 1999 roku był jednym z najlepszych filmów dekady - wstrząsającą opowieścią o ludziach w potrzasku, którzy dokonywać muszą dramatycznych wyborów. Pięć lat późniejszy "Mój Nikifor" był intymną opowieścią o najsłynniejszym polskim malarzu-prymitywiście i refleksją nad tym, czym jest bycie artystą. To Krauze jest wreszcie autorem jednego z najprawdziwszych i najmocniejszych polskich filmów kilku ostatnich dekad – "Placu Zbawiciela", w którym rodzinna psychodrama staje się punktem wyjścia do opowieści o ludziach zawiedzionych przez system. Kino Krauzego wymyka się klasyfikacjom, ale to wyrazista osobowość i jeden z twórców, na których filmy czekają polscy kinomani. W 2013 roku na ekrany ma trafić jego biograficzna "Papusza" o romskiej poetce Papuszy (Bronisławie Wajs).
Agnieszka Holland, fot. Marek Wiśniewski / Puls Biznesu / Forum
W XXI wieku coraz bardziej wyraźny staje się w polskim kinie głos kobiet-reżyserek. Agnieszka Holland już kilka dekad temu zaznaczyła swoją obecność na filmowej mapie świata. Jej "Gorączka, dzieje jednego pocisku" w 1981 roku nominowana była do Złotego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie, a dziewięć lat późniejsza "Europa, Europa" nominowana do Oscara. Przez lata pracowała także w Stanach Zjednoczonych, realizując filmy pełnometrażowe ("Trzeci cud") i seriale telewizyjne (w tym wybitne "Prawo ulicy"). Ale jej największym sukcesem w ostatnich latach jest "W ciemności", opowieść o lwowskim kanalarzu ratującym Żydów podczas wojny, za którą nominowana była do Oscara w 2012 roku.
Dorota Kędzierzawska, fot. Wojciech Strożyk /Reporter / East News
Nie sposób nie dostrzec także Doroty Kędzierzawskiej, jednej z najbardziej niezwykłych reżyserek europejskiego kina. Jej skromne, niepozorne filmy opowiadają o ludziach samotnych, szukających uczucia i bliskości. Kędzierzawska kreśli ich poruszające psychologiczne portrety. Zwłaszcza dziecięce - do tematu dzieciństwa wracała we "Wronach" (1994), "Nic" (1998) i "Jutro będzie lepiej" (2010), za które w 2011 roku zdobyła nagrodę pokojową Berlinale oraz Deutsches Kinderhilfswerk Grand Prix.
Małgośka Szumowska, fot. Alexandra Fleurantin / Kino Świat
Do grona najciekawszych reżyserek dołączyła także Małgośka Szumowska. W 2004 roku zekranizowała powieść swojej matki, Doroty Terakowskiej "Ono", o macierzyństwie, lęku przed narodzeniem dziecka i rolach narzucanych przez społeczne wzorce. Przełomem w jej karierze okazał się film "33 sceny z życia" (2008). Autobiograficzna opowieść o młodej artystce zmagającej się ze śmiercią obojga rodziców to intymny portret Szumowskiej, bez znieczulenia, surowy i szczery. To także pierwsza tak wyrazista filmowa prowokacja reżyserki, która w kolejnych obrazach – "Sponsoringu" (2011) oraz "W imię…" (2013), dotykała tak społecznie drażliwych kwestii jak prostytucja studentek czy erotyczne życie duchownych.
Bartosz Staszczyszyn 25.05.2013