Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z Krzysztofem Materną współtworzył od 1968 roku radiowy cykl Spotkań z balladą, nagrywany z udziałem publiczności w krakowskim klubie studenckim Nowy Żaczek. Od 1972 współpracował z Polskim Radiem i Ośrodkiem TVP w Krakowie. Był także autorem satyrycznych felietonów Szkła Kontaktowego w TVN 24, audycji radiowych, scenariuszy telewizyjnych i tekstów piosenek.
Pierwszy kontakt z estradą miał w wieku 16 lat. Jego ojciec, Wojciech Pacuła, nauczyciel muzyki i założyciel kilkudziesięciu zespołów ludowych i rozrywkowych, między innymi w Zabrzu i Sosnowcu, umożliwił Markowi występ w roli konferansjera i recytatora wierszy Mariana Załuckiego. Obiecujący debiut sprawił, że jeszcze przed studiami Marek Pacuła założył w Bochni teatrzyk poetycki Po-co-to, który zebrał sporo znaczących festiwalowych nagród.
Na długo przed tym, gdy po śmierci Piotra Skrzyneckiego wolą zespołu Piwnicy pod Baranami został jej szefem, Marek Pacuła był w Krakowie człowiekiem instytucją. Etatowo i sentymentalnie związany od 1968 roku z Radiem Kraków, a przedtem przez rok z krakowską TVP, znał dosłownie wszystkich, nie wyłączając cenzorów, którzy po części byli jego kolegami ze studiów. Posiadł szczególny dar przemycania na antenę radiową najbardziej karkołomnych tekstów w audycjach, których – czujnie – nigdy nie nazywał satyrycznymi. Określał je eufemistycznie i niezobowiązująco "Akademiami humoru". Takie, po prostu, były czasy. Taki był on sam. Niepowtarzalny.
Znany satyryk ceniony jest przynajmniej z dwóch powodów: niezapomnianych "Spotkań z Balladą", który to program z wielkim zacięciem kabaretowym wymyślił i prowadził wraz z Krzysztofem Materną, i który w latach 1969–1971 nagrywany był w klubie studenckim Nowy Żaczek (kilkadziesiąt programów dla Programu III PR). W telewizyjnej Jedynce na przełomie lat 60. i 70. miał z Materną własny cykl programów rozrywkowych "Niby show", a po zabraniu Materny do wojska, robił go sam. Bywalec studenckich imprez kulturalnych, żeby tylko wspomnieć FAMĘ w Świnoujściu, gdzie reżyserował i prowadził koncerty festiwalowe.
[Andrzej Domagalski, Leszek Kwiatkowski, "Kabaret w Polsce 1950–2000", Kraków 2015]
Aż nadszedł dzień, kiedy to w klubie Pod Jaszczurami do Marka Pacuły przysiadł się Wiesław Dymny. Był rok 1971, Krzysztof Litwin jeździł po kraju z występami Silnej Grupy pod Wezwaniem i Dymnemu ubył sceniczny partner. Następcę upatrzył właśnie w Pacule, poloniście po UJ i młodym redaktorze krakowskiego ośrodka Telewizji Polskiej. Wcisnął mu w rękę karteczkę z tekstami i polecił je obkuć.
– Od dzisiaj ze mną występujesz – oświadczył tonem wykluczającym wszelkie dyskusje.
– Byłem przerażony – wspominał Marek Pacuła. – Jednak autorytet Wieśka tak onieśmielał, że zwalniał od polemik.
Nowego partnera Dymny przedstawił Piotrowi.
– Zapamiętaj go, bo od dzisiaj ze mną występuje.
– Oczywiście, oczywiście… – skwapliwie zgodził się Skrzynecki, który bodaj przed jedynym Dymnym czuł zawsze respekt.
Jeszcze tego samego dnia zespół Piwnicy pojechał z programem do Tarnowskich Gór, gdzie Michał Sprusiński współorganizował Dni Młodej Literatury.
– Występy z moim kabaretowym nauczycielem były zawsze fascynujące – zapewniał Marek Pacuła. – Także dlatego, że nigdy nie wiedziałem, czym tym razem Wiesiek mnie zaskoczy. Improwizując na przykład w "Rozmówkach chłopskich", zaskakiwaliśmy się nawzajem, bawiąc widzów i siebie.
Okoliczności sprawiały, że kiedy Dymny się nie pojawiał, tandem przeobrażał się w solowy popis Marka Pacuły. Wkrótce Piotr Skrzynecki namówił go, żeby wychodził i z własnymi satyrycznymi monologami.
Zdarzało się również, że Pacuła podsuwał pomysły swojemu mistrzowi. Jedno ze słynnych pytań wygłaszanych przez Wiesława Dymnego, które brzmiało: "Dlaczego z trzech stron mamy przyjaciół, a tylko z jednej morze?", było właśnie autorstwa Marka Pacuły. Dymny o tym początkowo informował widzów, lecz po jakimś czasie dał sobie spokój.
Mimo ustania okoliczności, które skłoniły Marka do napisania pewnego tekstu, nie od rzeczy będzie go tutaj przytoczyć. I przypomnieć, że swego czasu robił na widzach piorunujące wrażenie.
Był zwykłym, szarym obywatelem niewielkiego kraju o ustroju określonym położeniem geograficznym państw sąsiednich i mimo że był jedynakiem, miał brata (...Ustawa z dnia 31 sierpnia 1981 r. o kontroli Publikacji i Widowisk art. 2 punkt 1). Mieszkał w mieszkaniu wybudowanym już w tym ustroju, którego standard określały przepisy (...Ustawa z dnia 31 sierpnia 1981 r. o kontroli Publikacji i Widowisk art. 2 punkt 1). Pracował w dużym przedsiębiorstwie, którego produkcja nie była mu znana w całości, ponieważ pracował na pierwszej zmianie, a do południa robili tylko gąsienice, ale po południu (...Ustawa z dnia 31 sierpnia 1981 r. o kontroli...). Spał regularnie siedem godzin na dobę i czasem nawet śniło mu się inne życie (...Ustawa z dnia 31 sierpnia 1981 r. ...). Miał swoje dość odważne poglądy polityczne i kiedyś nawet dla ich publicznego zamanifestowania, przechodząc koło bardzo znanego pomnika wśród róż (...Ustawa z dnia 31 sierpnia...). Kiedy dwa lata temu przyszło mu napisać swój życiorys, zaczął go od słów: Urodziłem się (...Ustawa z dnia 31 sierpnia...), a kiedy umarł, na klepsydrze nie było już nawet jego nazwiska, tylko: Ustawa z dnia 31 sierpnia 1981 r. o kontroli… Cześć Jego pamięci!
Marek Pacuła znakomicie czuł kabaret i to na każdej scenie świata. W Chicago – dokąd wyjechał w odwiedziny do matki i gdzie zastało go ogłoszenie w Polsce stanu wojennego – założył Polski Teatr Dramatyczny i kabaret U Chochoła, czyli Grupa Chwilowo na Emigracji, wykorzystujący piwniczne doświadczenia (teksty Pacuły, grali: Jerzy Janeczek, Roman Marzec, Zbigniew Jankowski). Do kraju wrócił Marek wiosną 1985 roku, żeby się dowiedzieć, że od dawna nie jest pracownikiem Polskiego Radia, a jego dowód osobisty został "zmakulaturyzowany".
Każdy twórca chce, aby trwała po nim pamięć. I próbuje zostawić to czy inne dzieło, niekiedy wielotomowe. Marek Pacuła wspominał o swojej przygodzie w tym względzie:
– Pewnego razu z moim przyjacielem poetą Jerzym Kronholdem weszliśmy do księgarni. On od razu przystąpił do rzeczy i zadał pani za ladą jakieś bardzo skomplikowane zadanie. Pytał o niskonakładowe książki z dziedziny filozofii. Pani miała z tym duży kłopot. Biegała po magazynach – wtedy nie było jeszcze komputerów – i sprawdzała. Wreszcie, jak się z tym uporała, zapytała, co dla mnie. Żeby rozładować sytuację, poprosiłem o sześć tomów dzieł zebranych Marka Pacuły. Jurek zaczął się śmiać. Później często bywałem w tej księgarni, a nawet zaprzyjaźniłem się z paniami, które tam obsługiwały. Tradycyjnie pytałem też o dzieła zebrane Marka Pacuły. Panie zawsze podejmowały grę i odpowiadały, że jeszcze nie ma, albo że nakład wyczerpany, budząc tym samym pomieszanie wśród towarzyszących mi osób. Swego czasu przy okazji występów na FAM-ie w Świnoujściu wszedłem do tamtejszej księgarni. Na półkach były wyłącznie książki rolnicze i dzieła Włodzimierza Iljicza Lenina, bo cokolwiek innego się pokazywało, wczasowicze natychmiast wykupywali do czytania na plażach.
– Dzień dobry – rzekłem uprzejmie.
– Czego? – usłyszałem od jegomościa stojącego za ladą.
Wtedy pomyślałem sobie, tu cię, bratku, zaskoczę.
– Poproszę sześć tomów dzieł zebranych Marka Pacuły.
Facet w odpowiedzi przeszedł sam siebie:
– Zamówiłem. Z końcem tygodnia powinny być – usłyszał od księ…łgarza za ladą. Nawet mu przy tym nie drgnęła powieka.
Marek Pacuła w teatrach całego kraju (między innymi w Teatrze Miejskim w Gdyni oraz w Teatrze Powszechnym w Łodzi) wystawił sporo udanych widowisk do piwnicznych nut i tekstów. W nowej scenicznej formule przybliżał aurę kabaretu z jego pionierskich lat. ("A jestem kompletnym samoukiem. Pytany o uprawnienia, odpowiadam, że na egzaminie na reżyserię oblał mnie sam Konrad Swinarski").
Udawało mu się oddać ich istotę bez niewolniczego naśladownictwa. Jako adaptator często sięgał, co zrozumiałe, do tekstów Dymnego. Przeobrażał je stosownie do warunków, jakimi dysponowała konkretna scena, umiejętnie wydobywając uniwersalne akcenty tej niezwykłej twórczości, charakteryzującej się przemieszaniem najtkliwszej liryki z brutalnie trzeźwą oceną rzeczywistości.
Nawet kolosalne spiętrzenia wulgaryzmów, które u Dymnego sięgały poziomu abstrakcji, nikogo nie gorszyły, ani nie oburzały. Gdziekolwiek padały, rozładowywały się w gremialnych wybuchach śmiechu. Taki był choćby "Zbiór bzdur, czyli Dymny – żongler dwusturęki", który Marek wystawił w 1997 roku w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Po przedstawieniach przypominających twórczość Wiesława Dymnego, a później Jana Kantego Pawluśkiewicza, Markowi Pacule udało się pozyskać do współpracy Zygmunta Koniecznego. W gdyńskim widowisku "Jaki śmieszny jesteś pod oknem" z 2000 roku reżyser wprawnie stopniował napięcie przez uszeregowanie piosenek w zgrabny scenariusz samodzielnego dzieła scenicznego.
– Czterdzieści lat tworzyłem piosenki, a dopiero dzięki Markowi Pacule przekonałem się, że jestem również dramaturgiem – żartował kompozytor przy okazji premiery.
I jeszcze kilka zdań o "Kabarecie… wieczorze ósmym" w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Reżyser Marek Pacuła nie oszczędzał widzów. Konferansjer wyrecytowuje "Powitanie", w którym słowa "witam was motłochu" konkurują o lepsze ze stwierdzeniem, że artyści sypią "perły przed wieprze", jest frontalnym atakiem na sytą a nieczułą publiczność. Tak wiek wcześniej w pierwszym polskim kabarecie, słynnym krakowskim Zielonym Baloniku w Jamie Michalika, używał sobie na gościach Stasinek Sierosławski. Przedstawienie kończył zaś męski kwartet jędrnymi balladami Wiesława Dymnego z "Żywota Łazika z Tormes":
Żeby zęby wam spróchniały
Żeby dupy nie dawały
Żeby ptaszek wam nie stawał
By dostatek niedostawał…
Marka Pacułę jako reżysera teatralnego wyróżniało warsztatowe mistrzostwo. Warsztat to, oczywiście, podstawa tego zawodu, jednak w kraju nad Wisłą mało kto się nim przejmuje. Wszelkie modne trendy, z dekonstruktywizmem na czele, doprowadziły do tego, że przeciętny (nomen omen) polski reżyser ma ambicje zrobienia widowiska, które zbierze entuzjastyczne opinie grupki nawiedzonych recenzentów, a to z kolei tak rozpali wyobraźnię organizatorów i jurorów międzynarodowych festiwali, żeby lansowany wizjoner mógł w finale wyjechać z workiem nagród.
Tacy ambicjonerzy są nieprzemakalni na fakt, że widzowie gremialnie opuszczają ich bałamutne dziwowiska podczas pierwszej przerwy. (Skoro mnie nie docenili, to… Cóż, widocznie nie dorośli).
Marek Pacuła swoją twórczą misję traktował diametralnie inaczej – z szacunkiem dla inteligencji widza. Przedstawienia piwniczanina miały radiowy oddech, świetnie zniuansowane kabaretowe tempo, inspirujące do żywiołowej gry wykonawców wycieńczonych ustawicznym odtwarzaniem rozmaitych mąk egzystencjalnych. Wystarczało na ogół kilka minut sprawnej akcji wykreowanej ręką reżysera, żeby widz poczuł się doceniony, świadomy, iż wierzy on w jego szare komórki, nie mędrkuje, nie ściemnia i niczego nie usiłuje mu wmówić.
Budowanie swoich przedstawień Marek Pacuła zaczynał zawsze w myśl najlepszych reguł sztuki – nie od dymu z komina, lecz od fundamentów. Należał bowiem do tej nielicznej garstki twórców teatru, którzy nie siebie, lecz widza traktowali najbardziej serio, toteż nigdy nie splamił się zrobieniem przedstawienia wyłącznie na pokazy premierowe. Były później długo grane, nikomu nie przyszłoby do głowy z nich wychodzić, wręcz przeciwnie, każdy dobrze się bawił, a że nie cieszyły się zbytnim zainteresowaniem recenzenckich cmokierów, tym inscenizator nie zaprzątał sobie głowy.
Pozbawione artystowskiej pychy przedstawienia Pacuły miały w sobie swoisty gen satyryczny. Komizm, humor, inteligentna rozrywka były bowiem żywiołami, wśród których czuł się najlepiej. Mimo znaczących osiągnięć zarówno w radiu, jak i w kabarecie, sceniczne dokonania mistrza Marka były tworzywem jego najbardziej autorskich wypowiedzi i wielka szkoda, że nie ocalały w audiowizualnych zapisach.
Intrygująca jest opowieść Marka o przygodzie z cenzorką, która w jego cyklu "Opowiadania pozytywistów według Henryka Sienkiewicza" zmieniła jedno zdanie. W tekście "Za chlebem" pojawia się fragment:
Stary Dyzma siedział na przyzbie, a w izbie piszczało.
– Co tak piszczy? – zapytał stary Dyzma.
– Bieda – odpowiedziała Bieda i poszła dalej za granicę, bo znała staro-cerkiewno-słowiański.
Ostatni zbyt złożony człon zdania gorliwa urzędniczka wykreśliła, żeby zastąpić je sformułowaniem: "bo znała inne słowiańskie języki".
– Świetnie – ucieszył się Marek. – Będziemy mieli całą RWPG.
Cenzorce trudno było się wycofać. W programach Piwnicy i w radiowej Trójce pojawiła się zatem jej wersja, notabene lepsza.
Po śmierci Piotra Skrzyneckiego jego następcą, z woli zespołu, został Marek Pacuła. Długie lata (1997–2010) był szefem artystycznym i konferansjerem Piwnicy pod Baranami.
– Nikt z nas sobie nie wyobrażał, że Piotra może nie być, że możemy grać bez niego. Nawet gdy byłem zmuszony do zastępstw, bo Piotr chciał sobie w trakcie występu odpocząć albo już lekarze nie wypuszczali go ze szpitala, nie brałem pod uwagę, że będę za niego na stałe prowadził program. A przecież robiłem to już dużo wcześniej, na jego życzenie. W Warszawie – w Teatrze Dramatycznym, w Nowym Jorku i w Chcicago Theatre podczas wielkiego tournée po USA w 1997 roku. Traktowałem to jako jednostkowe akty odwagi i rozpaczy; stawałem wszak przed ludźmi, którzy oczekiwali Piotra, a wychodził ktoś inny... Nawet się kiedyś zbuntowałem: "To odwołajmy program". Ale Piotr mnie przekonywał: "Nie, poprowadź...". [...] Gdy po jego śmierci zespół, a ściślej jego część, przekazał mi swoją wolę, stanąłem wobec szalenie trudnej decyzji. Było oczywiste, że Piotra zastąpić się nie da, a zarazem są artyści chcący występować, jest publiczność... Długo się wahałem. Dużo odwagi i otuchy dodali mi Joanna Olczakowa i Kazimierz Wiśniak, z których zdaniem bardzo się liczyłem. W znacznej mierze zdecydował pierwszy "Koncert dla Piotra S."; był tym ważnym egzaminem, który, miałem wrażenie, na swój sposób zdałem. A miałem świadomość nie tylko swej nowej sytuacji, ale i rangi gości obecnych w teatrze – z premierem Mazowieckim na czele. [...] Tak naprawdę, skoro nie ma Piotra, nie jest istotne kto, tylko kogo będzie się zapowiadać... I ważne jest to, by nasz kabaret pozostał wierny przesłaniu Piotra, by pozostał wyspą na morzu szarzyzny, kłamstwa, chamstwa i głupoty. By ludzie nadal mogli odczuwać piękno naszego piwnicznego świata, zapomniając o kolejnych Rzeczypospolitych...
[Wacław Krupiński, "Głowy piwniczne", Kraków 2007]
Z Piwnicą pod Baranami zjeździł prawie całą Europę i Stany Zjednoczone. Był pomysłodawcą, scenarzystą, reżyserem i prowadzącym wielu imprez okolicznościowych, między innymi recitalu Jacka Wójcickiego "Od Piwnicy do La Scali" czy koncertu na stulecie urodzin Jana Kiepury "Chłopcy z Sosnowca" dla TVP1. A także "Pierwszych i ostatnich dni oświaty, książki i prasy" w Piwnicy.
W Wielką Sobotę 30 marca 2013 roku, po odwiedzinach u wnuków i wyprawie z nimi na lody, Marek Pacuła udał się do apteki przy supermarkecie w pobliżu swego domu. Nagle upadł. Nieprzytomnego przewieziono do kliniki. Tam okazało się ma wielkiego krwiaka mózgu. Po operacji stan zdrowia pacjenta pogorszył się na tyle, że trzeba go było natychmiast wprowadzić go w śpiączkę farmakologiczną, z której już się nigdy nie wybudził.
Kraków upamiętnił Marka Pacułę ławeczką na krakowskich Plantach (niedaleko pomnika Bałuckiego, na skwerze Wodeckiego).
Twórczość
Teatr
- 1992 – "Play Boy Kabaret", Teatr Miejski, Gdynia, premiera: 12 stycznia 1992 – reżyseria
- 1993 – "Nasza jest noc" według Juliana Tuwima, Teatr Miejski, Gdynia, premiera: 21 lutego 1993 – reżyseria
- 1994 – "Zielony księżyc", wieczór kabaretowy, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego, Katowice, premiera: 15 stycznia 1994 – scenariusz i reżyseria
- 1995 – "Grunt to forsa", wieczór kabaretowy, Teatr Miejski, Gdynia, premiera: 4 lutego 1995 – scenariusz i reżyseria
- 1995 – "Rany Julek, czyli Tuwim wstawiony", wieczór kabaretowo-literacki, Lubuski Teatr im. Leona Kruczkowskiego, Zielona Góra, premiera: 31 grudnia 1995 – scenariusz i reżyseria
- 1996 – "Songi i pieśni z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza", wieczór kabaretowy, Teatr Miejski, Gdynia, premiera: 3 lutego 1996 – scenariusz i reżyseria
- 1996 – "Był kabaret", program składany kabaretowo-rewiowy, Teatr Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Kraków, premiera: 21 czerwca 1996 – scenariusz i reżyseria
- 1997 – "Zbiór bzdur, czyli Dymny" według Wiesława Dymnego, Teatr Miejski, Gdynia, premiera: 29 listopada 1997 – scenariusz i reżyseria
- 2000 – "Jaki śmieszny jesteś pod oknem" z muzyką Zygmunta Koniecznego, Teatr Miejski, Gdynia, premiera: 5 lutego 2000 – scenariusz i reżyseria
- 2000 – "Rany Julek, czyli Tuwim wstawiony", wieczór kabaretowy III, Teatr Powszechny w Łodzi, Łódź, premiera: 13 października 2000 – scenariusz i reżyseria
- 2004 – "Człowiek ogromny" według Wiesława Dymnego, scena PWST, Kraków, premiera: 16 czerwca 2004 – scenariusz
- 2007 – "Kabaret...", program składany kabaretowo-rewiowy, Teatr Powszechny w Łodzi, Łódź, premiera: 9 listopada 2007 – reżyseria
- 2011 – "Noc w Paryżu", program składany kabaretowo-rewiowy, reżyseria: Adam Opatowicz, Opera na Zamku, Szczecin, premiera: 30 grudnia 2011 – udział wykonawczy
- 2012 – "Opera B/O", Opera Krakowska, Kraków, premiera: 30 października 2012 – współkierownictwo artystyczne, udział wykonawczy: gospodarz wieczoru
- 2014 – "Hotel snów", program składany kabaretowo-rewiowy, reżyseria: Adam Opatowicz, Teatr Polski, Szczecin, premiera: 24 maja 2014 – scenariusz
Dyskografia
Udział w nagraniach (wybór)
- 2001 – "Piwnica pod Baranami", box (6CD)
- 2002 – "Artyści Piwnicy pod Baranami. Piotr Kuba Kubowicz – Wyciszenia" – komentarz
- 2007 – "Piwnica pod Baranami świątecznie" – zapowiedź koncertu
Odznaczenia
- 2006 – Srebrny Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis