W świecie dawnej opery obowiązywała niepisana zasada: jeśli w szeregach młodych adeptów pojawi się nieoszlifowany diament, lepiej obsadzać takiego śpiewaka w pierwszoplanowych rolach na mniejszych scenach, niż marnować jego talent, przez długie lata powierzając mu drugoplanowe partie w najlepszych teatrach. Od tamtych czasów wiele się jednak zmieniło, dlatego w 2015 roku, kiedy Andrzej Filończyk zadebiutował w roli garbatego Tonia w "Pajacach" Leoncavalla na deskach Teatru Wielkiego w Poznaniu, niekłamany zachwyt walczył we mnie o lepsze z wątpliwościami.
Pisałam wówczas na łamach miesięcznika "Teatr", że Gabriel Chmura nie ułatwia śpiewakom zmagań z niewdzięczną materią wokalną. Przyznałam, że "tak pięknego barytonu nie słyszałam w polskiej operze od lat, nie wspominając już o tym, że Filończyk zapowiada się na rasowe zwierzę sceniczne. Warto jednak pamiętać, że artysta ma dopiero 21 lat: na miejscu kierownika muzycznego wzdragałabym się powierzać mu jedną z najtrudniejszych wyrazowo i najcięższych wokalnie ról w tym repertuarze. Chyba że mamy młodych talentów na pęczki i możemy nimi szafować bez zmrużenia oka".
Mniej powściągliwa była Dorota Szwarcman, która obwieściła w swym blogu "Co w duszy gra", że Andrzej Filończyk "to prawdziwe odkrycie (…). Jeszcze będzie o nim głośno. (…) To było coś piorunującego: zaśpiewał prolog i już cała sala była jego". Przewidywania Szwarcman sprawdziły się w każdym calu: młody śpiewak okazał się zaskakująco dojrzałym artystą, zdolnym już wówczas mądrze pokierować swoją karierą.
Andrzej Filończyk jest z urodzenia wrocławianinem. Przyszedł na świat 20 października 1994 roku; szesnaście lat później rozpoczął naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia im. Fryderyka Chopina w Oleśnicy w klasie fortepianu Zdzisławy Rychlewskiej. Kontynuował edukację jako pianista w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Ryszarda Bukowskiego we Wrocławiu. W latach 2009-2011 uczęszczał do Studium Tańca i Baletu przy Operze Wrocławskiej. W 2011 roku rozstał się z fortepianem ostatecznie i poświęcił nowej pasji. Pomyślnie zdał egzaminy do Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu i dostał się do klasy śpiewu prowadzonej przez Bogdana Makala.
Jeszcze podczas studiów uczestniczył w zajęciach Akademii Operowej przy Teatrze Wielkim–Operze Narodowej (pod kierunkiem niemiecko-izraelskiego pianisty i korepetytora Eytana Pessena, związanego między innymi z Programem Kształcenia Młodych Talentów w nowojorskiej Metropolitan Opera) oraz Międzynarodowego Opera Studio przy Operze w Zurychu. Zbierał laury w kolejnych konkursach wokalnych: w 2013 roku zdobył I nagrodę w czeskich Petrovicach, zajął też I miejsce w V Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Barbary Kostrzewskiej w Rzeszowie (2013); rok później otrzymał między innymi Grand Prix oraz nagrodę za najlepsze wykonanie arii polskiej na XIII Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Franciszki Platówny we Wrocławiu; nagrodę za najlepsze wykonanie utworu polskiego na VI Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Krystyny Jamroz w Kielcach; a także nagrody dla najlepszego uczestnika i za najlepsze wykonanie pieśni XX-wiecznej na Międzynarodowym Konkursie im. Bohuslava Martinů w Pradze (Czechy, październik 2014). W maju 2016 triumfował jako zdobywca I nagrody oraz wyróżnienia dla najlepszego polskiego głosu na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Stanisława Moniuszki w Warszawie. Dyplom poznańskiej uczelni uzyskał w roku 2017, dwa lata po wspomnianym debiucie w Teatrze Wielkim, za który otrzymał Teatralną Nagrodę Muzyczną im. Jana Kiepury.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Wręczenie Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury, nz. Andrzej Filończyk, fot. Kamil Piklikiewicz / East News
Jak przyznał w wywiadzie z Izabellą Starzec, opublikowanym w 2020 roku na łamach "Ruchu Muzycznego", decyzję, żeby uczyć się śpiewu, podjął dzięki matce, mezzosopranistce Dorocie Dutkowskiej.
Text
Mnie pewnie nigdy by to nie przyszło do głowy. To właśnie ona zainspirowała mnie do tego i «wymyśliła» Bogdana Makala, kiedy stwierdziłem, że mam już dość fortepianu, który przestał mi sprawiać przyjemność. Mama uważała, że w takim razie muszę mieć jakiś inny kontakt z muzyką, bo jest ona dla młodego człowieka jednym z najwspanialszych bodźców do rozwoju. Chodziło też o zajęcie, zagospodarowanie czasu, kontakt z rówieśnikami. Przyznam jednak, że już wcześniej połknąłem bakcyla operowego. Oglądałem spektakle – wrocławskie superprodukcje, które działały na wyobraźnię młodego chłopaka. Do dziś pamiętam [przedstawienia] "Skrzypka na dachu", "Carmen", "Trubadura", zrealizowane w Hali Stulecia. No i niemałe znaczenie miało już od wieku przedszkolnego statystowanie w operze.
Izabella Starzec przy okazji tej samej rozmowy przywołała wypowiedź Makala, który wspominał, że "Andrzej nie dysponował może jakimś szczególnie wielkim głosem, natomiast miał bardzo piękną barwę. Przypominał mi głos jednego z moich dawnych uczniów – Mariusza Godlewskiego. […] Zwrócił też moją uwagę swoim wykształceniem muzycznym, inteligencją i «zapleczem», które miał dzięki temu, że wychował się w muzykalnym domu. Taki potencjał przyniósł szybko pomyślne rezultaty".
W rzeczy samej: jeśli pominąć niewielką rolę Kwicołapa w warszawskim spektaklu "Krakowiaków i górali" Bogusławskiego/Stefaniego (2015, spektakl z udziałem uczestników Akademii Operowej TW-ON), epizodyczne role w warszawskich przedstawieniach "Madamy Butterfly" Pucciniego i "Rigoletta" Verdiego oraz kolejne występy w poznańskim Teatrze Wielkim, w partiach tytułowego Oniegina w operze Czajkowskiego i Szczełkałowa w "Borysie Godunowie" Musorgskiego (2016, reż. Iwan Wyrypajew), kariera Filończyka toczy się niemal wyłącznie za granicą. W 2016 roku śpiewak zadebiutował w Japonii jako Figaro w "Cyruliku sewilskim" Rossiniego pod batutą Marca Minkowskiego (rok później powtórzył swój sukces w inscenizacji zuryskiej pod kierownictwem Enrique’a Mazzolli); po pierwszym występie na deskach Royal Opera House w partii Silvia w "Pajacach" (2017) wcielił się na tej samej scenie w Schaunarda w Pucciniowskiej "Cyganerii" (2018); w roku 2019 zaśpiewał Franka/Fritza w "Umarłym mieście" Korngolda w Bayerische Staatsoper w Monachium, z Jonasem Kaufmannem w roli Paula i Kiriłłem Pietrenką za pulpitem dyrygenckim.
W lutym tego samego roku Jacek Marczyński anonsował w "Rzeczpospolitej" sensacyjny debiut 25-letniego Filończyka w Metropolitan Opera, w "Marii Stuardzie" Donizettiego, w partii Lorda Cecila, u boku Diany Damrau w roli tytułowej. Jego występ zapowiadano na kwiecień 2020 roku. Gdyby do niego doszło, Filończyk odebrałby palmę pierwszeństwa Mariuszowi Kwietniowi jako najmłodszy polski śpiewak na deskach legendarnej nowojorskiej sceny. Niestety, plany Filończyka pokrzyżowała pandemia. Przyszły jednak inne angaże: w drezdeńskiej Semperoper, w Teatro di San Carlo w Neapolu, w Teatro Real w Madrycie, w Opéra Bastille w Paryżu, w Royal Opera House w Londynie. W 2022 roku śpiewak po raz kolejny zwrócił uwagę krytyki jako przewrotny Doktor Malatesta w "Don Pasquale" Donizettiego, tym razem na scenie Gran Teatro de Liceu w Barcelonie. W 2023 doczekał się znakomitych recenzji po występie w partii Marcella w głośnej paryskiej inscenizacji "Cyganerii", sygnowanej nazwiskiem Clausa Gutha.
W przyszłym sezonie Filończyk szykuje się między innymi do występów w operach Donizettiego: "Łucji z Lammermooru" w Deutsche Oper Berlin (Lord Ashton) i "Napoju miłosnym" na deskach hamburskiej Staatsoper (Belcore); a także w "Cyruliku sewilskim" w Teatro Regio di Parma (Figaro) i w "Don Giovannim" Mozarta (rola tytułowa) w Wiener Staatsoper i Teatro di San Carlo.
W spotkaniu z Andrzejem Sułkiem na antenie radiowej Dwójki artysta odniósł się z dystansem do swych dotychczasowych sukcesów:
Text
Uważam, że karierę zrobił pan Piotr Beczała lub pan Artur Ruciński. Ja dopiero zaczynam swoją przygodę ze sceną operową. […] Dotarcie do tego szczytu to dopiero początek i tak naprawdę karierę ocenia się po tym, jak długo jest się na tym szczycie, jak długo wytrzyma się na najwyższym poziomie.
Zagadnięty o termin wyczekiwanego debiutu na scenie Metropolitan, Filończyk odparł, że jest w stałym kontakcie z teatrem, ale nie śpieszy się z decyzją. Ma dwójkę małych dzieci i chce poświęcić im jak najwięcej uwagi, co na razie wyklucza podróże za Ocean. „Ten debiut przyjdzie w swoim czasie”, zapewnił śpiewak swojego rozmówcę.
Andrzej Filończyk konsekwentnie buduje karierę metodą dawnych mistrzów. Zwrócił na siebie uwagę fenomenalnym debiutem w ważnej i uwielbianej przez publiczność roli. Nie przegapił tej szansy i w krótkim czasie dał się słyszeć w kilku bardzo prestiżowych teatrach europejskich. Teraz próbuje przekonać swoich wielbicieli, że są na świecie ważniejsze sprawy i ciekawsze sceny operowe niż legendarna Met. Ma rację. Wszystko w swoim czasie. Z pewnością warto poczekać.