Wystawione w 1901 roku "Wesele" uważane jest za największe dzieło pióra Stanisława Wyspiańskiego i za najważniejszy dramat polski XX wieku. Zainspirowały go autentyczne wydarzenia. Jesienią 1900 roku odbył się ślub poety Lucjana Rydla z Jadwigą z Mikołajczyków, córką chłopa z podkrakowskich Bronowic. Wspólna zabawa weselna z udziałem gości ze wsi i z miasta, przeobraża się w widowisko wizyjno-symboliczne, w którym dochodzi do szyderczej konfrontacji romantycznego mitu o gotowości do wyzwoleńczego zrywu z nieprzygotowaniem ówczesnego społeczeństwa do podjęcia równie śmiałego wyzwania.
Zabawa weselna miała miejsce w domu Gospodarza (Włodzimierz Tetmajer), inteligenta chłopomana, malarza, który przed 10 laty również ożenił się z chłopką i osiadł na roli. Na ścianach weselnej izby pozawieszane były m.in. symbole narodowych pamiątek: litografie "Wernyhory" i "Kościuszki pod Racławicami" pędzla Jana Matejki, skrzyżowane szable oraz fuzje.
Wśród gości można było rozpoznać autentyczne postacie z epoki, jak m.in.: Poeta (Kazimierz Przerwa-Tetmajer, brat Gospodarza), wpływowy Dziennikarz (Rudolf Starzewski), panie i panny z miasta, miejscowi chłopi, na czele z weselnym starostą, czupurnym Czepcem (Błażej Czepiec), dziewuchy i parobcy. Był też Ksiądz, karczmarz Żyd (Hersz Singer) i jego "modern całkiem" edukowana córka Rachela (Józefa [Pepa] Singer).
W sąsiednim pomieszczeniu rżnęła muzyka, odbywały się tańce, wódka rozluźniała nastroje, "grały temperamenta". Tańcujący weselnicy wpadali na chwilę do izby, w której przebiegała akcja, aby przysiąść, odetchnąć, pogawędzić lub się podroczyć. Toczyły się niezobowiązujące rozmowy, flirty czy amory, "ot, tak, z rozlewności towarzyskiej". Jednak przedstawicielom miasta i wsi nie przychodziło łatwo dogadać się ze sobą: "Wyście sobie, a my sobie. Każden sobie rzepkę skrobie".
Radczyni (Antonina Domańska), dystyngowana autorka budujących powieści dla młodzieży, usiłowała nawiązać łaskawą konwersację z wdową po dawnym wójcie Kliminą (postać autentyczna): "Cóż ta, gosposiu, na roli? Czyście sobie już posiali?", na co otrzymała dorzeczną odpowiedź, że "Tym ta casem sie nie siwo".
Dziennikarz, wymigujący się żartem od rzeczowych odpowiedzi na pytania Czepca, usłyszał odeń, że "panowie duza by juz mogli mieć, ino oni nie chcom chcieć!". Poetę, roztrząsającego swoje duchowe niepokoje, nieukojone włóczęgami po świecie, podsumował dosadnie: "Pon latawiec!". Czepiec wdał się także w utarczkę z żądającym terminowej spłaty długu Żydem, popieranym przez księdza, któremu karczmarz ma z kolei zapłacić za arendę, co weselny starosta zakończył gromkim, choć mało uzasadnionym zarzutem: "To któż moich groszy złodzij, czy Żyd jucha, cy dobrodzij!?".
Zabawa toczyła się jednak swoim trybem, przy coraz większym rozochoceniu towarzystwa. Rozentuzjazmowany Pan Młody (Lucjan Rydel), rozgrzany tańcem i bliskością Panny Młodej (Jadwiga z Mikołajczyków), ślicznej jakoby "lalka w gorsecie dobyta z pudełek w Sukiennicach", ochoczo przyjął koncept Racheli i Poety, żeby zaprosić na wesele widocznego za oknem stojącego w sadzie słomianego Chochoła, okrywającego przed mrozem krzak róży. Może przybyć i sprowadzić swoich gości.
W II akcie, tuż po północy, zjawił się zaproszony Chochoł, pytając "Kto mnie wołała, czego chciał?…", jak też anonsując, że pokaże: "Co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach". Przez izbę przewinął się następnie pochód zjaw, zwanych przez autora Osobami Dramatu. Goście weselni ujrzeli bohaterów ze swoich wspomnień i postacie z różnych epok dziejów Polski.
Siostrze Panny Młodej i Gospodyni (Anna z Mikołajczyków) Marysi (Maria z Mikołajczyków) ukazało się Widmo (Stanisław Ludwik de Laveaux) – duch jej młodo zmarłego narzeczonego, "pana z miasta", artysty malarza. Przed Dziennikarzem pojawił się Stańczyk, "błazen – wielki mąż", przypominający wspaniałe chwile historii narodu, choć jednocześnie przestrzegający go przed bezpłodnym grzebaniem w martwej przeszłości. Pokazał Dziennikarzowi komedianctwo jego tyrad na temat upadku polskiego społeczeństwa i po wręczeniu mu błazeńskiego kaduceusza ironicznie zasugerował: "Mąć tę narodową kadź, serce truj, głowę trać!".
Poeta, pochłonięty myślami o bohaterskim dramacie, napotkał zakutego w zbroję Rycerza spod Grunwaldu. Jednak zamiast wcielenia wielkości i mocy charakteryzującej Zawiszę Czarnego, spod uniesionej przyłbicy wychynęła w końcu tylko pustka śmierci i proch.
Zamiast bratania się stanów, wesele przekształciło się w krwawy seans wypominania sobie wzajemnych przeniewierstw, nienawiści czy zbrodni, zarówno ze strony reprezentantów szlachty, jak i chłopstwa. Panu Młodemu ukazał się Hetman Branicki, który zaprzedał niegdyś ojczyznę Moskalom, za co nieustannie dręczą go Czarci, wlewający mu rozpalone złoto do gardła. Dziad wiejski, pamiętający rzeź galicyjską, zobaczył Upiora Szeli, żądającego kubła wody dla zmycia oblepiającej go pańskiej krwi.
Do "rozkochanej w polskości" chaty przybył jeszcze jeden zadziwiający gość, stepowy wieszczbiarz Wernyhora, przynoszący Gospodarzowi "w tej chwili osobliwej" Słowo Rozkaz: trzeba rozesłać przed świtem wici i powołać sejmowe stany, a potem oczekiwać hasła do czynu, który ma przynieść zbawienie narodu. Wernyhora zostawił swój Złoty Róg, bo też: "Na jego rycerny głos spotężni się Duch, podejmie Los".
Gospodarz nie ma pewności czy to róg z "Piekła dar czy z Nieba", ani dlaczego akurat on został wybrany do powierzenia tej Sprawy. Odwołał się więc do "chłopskiego sprytu" żony, jeszcze mniej przekonanej do mało przejrzystego przedsięwzięcia. Tymczasem jej brat, drużba Jasiek (Jan Mikołajczyk) wyruszył w powierzoną mu przez Gospodarza misję zwoływania zbrojnych chłopów. Wręczył mu też Złoty Róg, na dźwięk którego miał w nich ożyć Duch bitewny.
W akcie III goście snuli się ni to w śnie, ni to w pijackim widzie i mało budujących nastrojach: "spłyniem, inni po nas przyjdą". W sąsiedniej izbie dopalały się tymczasem resztki ochoty na dalszą zabawę. Krewki Czepiec wdał się w awanturę z kapelą. Pannie Młodej przyśnili się diabli, uwożący ją złotą karetą w niewiadomym kierunku: "»a gdziez mnie, biesy, wieziecie?« a oni mówią: »do Polski« – A kaz tyz ta Polska, a kaz ta?". Poeta prosi, żeby Jagusia położyła rękę pod pierś: "I cóz to za tako nauka? Serce!". "A to Polska właśnie" – dopowiedział Poeta.
Zanim nadszedł świt, izba weselna stopniowo napełniła się chłopami "z ostrzem rozmaitem". Przybyli na rozesłane wici, gotowi na wszystko. Czepiec domagał się, żeby Gospodarz, jako były wojak, objął dowództwo. On natomiast miał pijacki mętlik w głowie i niewiele do zaproponowania, poza nakazem, żeby "wytężać, wytężać słuch" na odgłos tętentu z gościńca od Krakowa. Wszyscy więc znieruchomieli w oczekiwaniu.
O świcie wrócił drużba Jasiek. Pragnąc ożywić gromadę ludzi zastygłych niby we śnie, przypomniał sobie, że zanim zapieje kur powinien zadąć w Złoty Róg. Niestety, nie miał już rogu – zgubił go w drodze, kiedy schylił się po spadłą z głowy czapkę z pawimi piórami.
Pojawił się więc Chochoł i polecił drużbie, żeby powyjmował chłopom kosy z rąk i porzucił je w kącie. Potem miał wszystkich poustawiać w taneczne pary, które jak zaczarowane zaczęły kręcić się w koło w sennym rytmie dziwnie monotonnej muzyki Chochoła. Zapiał kur. Na próżno Jasiek wołaniem: "chyćcie broni, chyćcie broni", usiłował wyrwać ich z somnambulicznego kręgu. Odpowiadał mu jedynie miarowy zaśpiew Chochoła: "Miałeś, chamie, złoty róg – ostał ci się ino sznur".
Przygotowaniom do premiery w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie towarzyszyła atmosfera skandalu. Stanisław Wyspiański planował nawet wydanie plakatu, który rozszyfrowywałby postacie dramatu – czołowych przedstawicieli kulturalnej elity. To z nich szydził autor, to z ich poglądami polemizowały ukazujące się im zjawy.
Nowatorstwo "Wesela" jako dramatu wyraża się w swobodnym potraktowaniu konwencji scenicznej. Początkowy realistyczny obrazek obyczajowy, skupiony na konfrontacji dwóch odmiennych środowisk, zmienia się widowisko symboliczne, którego głównym tematem staje się polityka, a ściślej – wizja przyszłości narodu.
Wizja wbrew pozorom niejednoznaczna, co podkreślał język utworu, dający możliwość rozmaitych interpretacji formułowanych tam poglądów. Na odrębną uwagę zasługuje dokładność, z jaką Wyspiański opisał didaskalia "Wesela", z jednej strony kreujące sceniczny kształt dramatu, z drugiej zaś określające czas i miejsce.
Już Tadeusz Boy-Żeleński w swojej "Plotce o »Weselu«" przewidywał nieskończoność rozmaitych interpretacji dzieła. Faktycznie, abstrahując od wspomnianego skandalu, zaskakiwała rozbieżność ocen premierowego przedstawienia: od narodowego misterium – po narodową szopkę.
Z biegiem lat, z biegiem dni zmieniały się sposoby odczytania arcydramatu Wyspiańskiego. W zależności od chwili dziejowej i polityczno-społecznych opcji ludzi, którzy toczyli między sobą spory, każda ze stron znajdowała w tekście sztuki cytaty świadczące na korzyść swoich racji.
Każda inscenizacja tego dramatu staje się propozycją najwyższego ryzyka, choć na pewno nobilituje scenę i mobilizuje zespół. W Polsce istnienie przekonanie, że dobrą ekipę artystyczną ma ten teatr, który jest w stanie podołać wystawieniu "Wesela".
"Wesele", ten "Polaków portret własny" i najbardziej znany zbiór cytatów – w którym bez względu na czas i miejsce każdy z rodaków autora znajdzie coś, co gra na strunach jego duszy – Wyspiański pisał krwią, potem i łzami, jeśli wolno tu sparafrazować zupełnie innego autora. Kpił zarówno z inteligenckiego pustosłowia i artystowskiego pięknoduchostwa, jak też z niekontrolowanej porywczości chłopów. Sztuka niesie w sobie ból, rozpacz, duchową szamotaninę, cierpką ironię.
Dramat braku odpowiedzialności, zapijaczonego moralizowania, bolesnego niespełnienia, niemożności działania i bezradnego rozmieniania wielkich nadziei na drobne, przerwała jedna, jedyna osoba – kilkuletnia Isia (Jadwiga, najstarsza córka Włodzimierza i Anny Tetmajerów). Tylko ona była postacią z tego świata – nie uległa usypiającemu działaniu Chochoła, lecz go (na początku II aktu) przegoniła. Rodzi się jednak pytanie, na jak długo niewinnemu dziecku starczy sił, żeby sprzątać po kolejnych, niekoniecznie weselnych, ale zawsze delirycznych nocach, spędzanych na zaprzepaszczaniu własnych szans.
Geniusz Wyspiańskiego przewidział: "Co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach" – wszystko to, czym aktualnie żyjemy. Słowa dramatu zawsze dotkliwie komentowały nasz teraźniejszy rodzimy chaos ideowy, polityczny i społeczny.
Inteligenci bowiem zajęci byli zazwyczaj górnolotnym poetyckim pojedynkiem na puste słowa, nawet w czasach, gdy chłopska gromada rwała się do czynu i oczekiwała rozkazów przywódcy. A jego, jak nie było, tak nie ma. A to Polska właśnie.
Elia Kazan po obejrzeniu filmowej wersji "Wesela" Andrzeja Wajdy zapytał go: "Gdzie pan znalazł tak doskonałego scenarzystę?". Naiwne pytanie amerykańskiego reżysera szybko zaczęło żyć własnym życiem jako anegdota. Dowodziło przy okazji, że równie "arcypolski" dramat może zafascynować ludzi, którzy wcale nie muszą mieć drobiazgowej wiedzy o naszej narodowej mitologii.