Marianna Dobkowska: Chodziło więc o to, żeby zrobić po prostu oddech po tym, co było i otworzyć się na coś, co przyjdzie. Byliśmy tam nowymi osobami i mieliśmy taką wizję, żeby zaprosić do Sokołowska między innymi osoby artystyczne, które tam wcześniej nie były, zaproponować narrację, która zapraszałaby do wspólnego badania, wspólnej kontemplacji tej przestrzeni. Ale przede wszystkim podstawowe założenie było takie, że proces ten będzie się odbywał przy udziale wszystkich osób, które przyjechały na to zgromadzenie. Zatem delegatkami były zarówno te osoby, które zaprosiliśmy wcześniej, jak również osoby, które same się zarejestrowały i przyjechały do Sokołowska.
Nie chcieliśmy organizować festiwalu, a sytuację włączającą, gdzie w praktyce osoby, które nie były wpisane w pierwotny program, tak naprawdę w nim uczestniczyły i go współtworzyły. Takie właśnie działania zaproponowały nasze artystki i artyści. Oczywiście był tam też precyzyjnie wykuratorowany program kinowy czy też takie wydarzenia jak wykład, koncert i impreza, ale większość z kilkudziesięciu wydarzeń miało charakter współbadania przestrzeni za pomocą różnych zmysłów, nie tylko wzroku, ale też głębokiego słuchania, wąchania i spacerów. Sokołowsko dla nas też było nowe. Ja w Sokołowsku byłam wcześniej wiele razy, ale nie przygotowywałam tam żadnego programu artystycznego, to było więc bardzo naturalne, że poznając tę okolice, bardzo dużo chodziliśmy. Chcieliśmy zaprosić ludzi do tego, żeby też po Sokołowsku pochodzili, a nie tylko przyjechali wykonać konkretną pracę, żeby po prostu pobyli w tym otoczeniu. Trochę dziwnie się o tym opowiada, bo z jednej strony mówimy o przeszłości, z drugiej o planach na przyszłość, a w międzyczasie jest wyrwa. Jednym z głównych założeń naszej propozycji było to, że nie robimy jednostkowego wydarzenia, tylko pracujemy przez co najmniej przez trzy lata, ale niestety w roku 2022 nie było to możliwe ze względu na brak środków, więc nastąpiła przerwa. Ale w tym roku wracamy i planujemy kolejny kongres w Sokołowsku!
Wspominaliście o tekstach Ludwińskiego, którego metafora sztuki jako kuli śnieżnej zagarniającej kolejne obszary rzeczywistości była bardzo sugestywna, ale jak widzimy dziś, sztuka jednak się w rzeczywistości nie roztopiła. W galeriach komercyjnych i instytucjach publicznych coraz częściej widzimy tradycyjne media. Nie macie wrażenia, że dziś praktyki postartystyczne stają się jednak marginesem?
Sebastian Cichocki: Wydaje mi się, że jest wręcz odwrotnie. W zeszłym roku celebrowaliśmy najważniejsze wydarzenie artystyczne na kuli ziemskiej, jakim jest documenta. Piętnasta edycja pokazała, że postartystyczna masa krytyczna została przekroczona. To jest globalne rozgałęzianie się, pączkowanie, zapylanie międzygatunkowe. Jak widzisz, używamy sporo słownictwa zaczerpniętego z obszarów rolnictwa i ogrodnictwa, co zwłaszcza w języku angielskim bardzo dobrze się aplikuje: cross-pollination, gleaning, foraging, cultivation czy nawet propagating – "propaganda" jako krzewienie. Ruangrupa używała terminów "lumbung" i "harvesting". W języku polskim mówi się o "uprawianiu sztuki", częściej niż "robieniu", co przypomina o uprawianiu ziemi. Wydaje mi się, że następuje szereg ruchów tektonicznych w świecie sztuki. Zeszłoroczne Biennale w Wenecji było bardzo feministyczne, krytyczne, ale też historyczno-sztuczne i klasyczne, wręcz reakcyjne, jeżeli chodzi o strategie wystawiennicze, Z drugiej strony doświadczyliśmy buzującego documenta, pełnego "sztuki poza sztuką", przygotowanego przez ruangrupę.
Praktyki postartystyczne, Arte Útil, lumbung, gleaning, czy jakkolwiek byśmy to nazywali, to są bardzo symbiotyczne zjawiska. W świecie natury, w skali od pasożytnictwa do symbiozy jest szereg różnych odcieni, jak mutualizm, kiedy dwa organizmy wchodzą w relacje zależności, czerpiąc z tego korzyści. To samo można powiedzieć o praktykach, które nas interesują, one świetnie się odnajdują w środowiskach muzealnych, jak i na ulicy i Instagramie. Dotyczy też użycia klasycznych mediów – myślę np. o malarkach z Ukrainy, takich jak Sana Shahmuradova Tanska, która używa siły malarstwa, sprzężonego z mediami społecznościowymi, żeby opowiedzieć w nośny sposób o horrorze rosyjskiej inwazji.