Najlepsze przedstawienia, oba warszawskie, Umowa, czyli Łajdak ukarany Pierre'a de Marivaux w Teatrze Narodowym i Wujaszek Wania Antoniego Czechowa w Teatrze Polskim, zawdzięczamy reżyserom spoza kraju. Zdystansowali polskich inscenizatorów, którzy okopali się na zajętych wcześniej pozycjach albo nie mieli nic nowego do zaproponowania.
Mistrzowie z importu
Polską premierę komedii Marivaux zawdzięczamy Francuzowi, Jacques'owi Lassalle'owi. Przed trzema laty zawojował tę scenę Tartuffem Moliera. Znacznie wcześniej, jako szef Komedii Francuskiej w Paryżu, zaangażował do niej Andrzeja Seweryna.
Umowa... to robota arcymistrzowska. Lassalle harmonijnie połączył w niej koronkową scenerię, jak z płócien Fragonarda, z muzyką o mozartowskiej lekkości i wspaniałą grą aktorów. Sztukę na język polski biegle przełożył Jerzy Radziwiłowicz, zarazem genialny odtwórca roli szczwanego sługi.
Niezwykłej urody okazał się pomysł spuszczania ze sznurowni przezroczystych folii z wymalowanymi na nich drzewami, które tworzyły świetliste parkowe aleje czy zagajnik. Scenografię Doroty Kołodyńskiej wspierała muzyka Jacka Ostaszewskiego. Lekkość, wdzięk, perfekcja - zasłużony sukces.
Rosjanin, Wieniamin Filsztyński dał nam z kolei zaskakująco aktualną inscenizację Wujaszka Wani Antoniego Czechowa. Przejmującym Iwanem Pietrowiczem Wojnickim, tytułowym Wujaszkiem Wanią, był Mariusz Wojciechowski. Przyodziany w znoszone włóczkowe wdzianka obnosił zmęczoną twarz pięćdziesięciolatka, którego wieloletni trud został znienacka wystawiony na urągowisko. Sprawnie przechodził od tonów serio do ironicznej błazenady.Filsztyński uskrzydlił i pozostałych aktorów: Krzysztofa Kumora w roli kwękającego prof. Sieriebriakowa, Małgorzatę Lipmann jako jego młodą żonę, posągową piękność Helenę, Katarzynę Kołeczek - nieszczęśliwie zakochaną Sonię. Żywy, wciągający teatr dla wymagającego widza.
Kusicielscy nobliści
Spośród najlepszych przedstawień sporo wyszło spod kobiecej ręki. Izabella Cywińska i Barbara Sass upatrzyły sobie noblistów.
Po objęciu dyrekcji warszawskiego Ateneum Cywińska jako pierwszą własną premierę zaproponowała Namiętności, adaptację trzech opowiadań Isaaca Bashevisa Singera. Trzy kobiety-kusicielki pojawiają się kolejno przed Autorem, porte-parole młodego Singera, wnosząc do jego monotonnej egzystencji czynnik anarchii i rozkładu. Pisarz unika spełnienia danych im erotycznych obietnic, a czas pokaże, że nie zawiodło go przeczucie.
Scenografia Jana Kozikowskiego przykuwa wzrok odwzorowaniem ściany nowojorskiej kamienicy z mansardami i skosami schodów przeciwpożarowych. Nastrój podkreśla muzyka Jerzego Satanowskiego z songami pióra Andrzeja Poniedzielskiego. Na pochwały zasłużyli aktorzy, z Grzegorzem Damięckim w brawurowej roli Autora na czele. Banalne ludzkie losy złożyły się na obraz dziejowych przemian żydowskiej emigracji.
Barbara Sass w Teatrze Miejskim w Gdyni wystawiła Urodziny Stanleya Harolda Pintera. Widowisko o zagrożeniach czyhających na człowieka w nieprzyjaznym mu świecie. Nikt jego opresyjności nie obnażył równie bezwględnie co zmarły w Wigilię 2008 r. dramaturg. Barbara Sass wspaniale wydobyła lęk przed niepewnym jutrem. Tkwi on na dnie naszych dusz i pęta wolę. Eugeniusz K. Kujawski jako Peter, wymownym milczeniem wyraził więcej, niż partnerzy gadaniną. Niesamowita, zapadająca w pamięć rola. Już choćby tylko dla niej warto zobaczyć to przedstawienie.
Lwice sceny
Na listę osiągnięć kolejne widowiska mogą też wpisać: Krystyna Janda, Agnieszka Glińska, Agata Duda-Gracz i Anna Augustynowicz.
Janda perfekcyjnie wystawiła Bagdad Cafe Percy Adlona w swoim prywatnym Teatrze Polonia w Warszawie. Wykazała tym skromnym, niemniej jednak doskonale odśpiewanym i dynamicznie odtańczonym musicalem, że sceniczna komercja nie oznacza schlebiania niewybrednym gustom. Popisowych ról-głosów Katarzyny Groniec i Ewy Konstancji Bułhak nie przyćmiło nawet pojawienie się na scenie... żywego lwa.
Dzięki reżyserii Agnieszki Glińskiej komediodramat Lekkomyślna siostra Włodzimierza Perzyńskiego z warszawskiego Teatru Narodowego zadziwia przenikliwością spostrzeżeń. Inscenizatorka przeniosła akcję sztuki z początku XX wieku w międzywojnie. Gra radio, ktoś nuci Małego żigolo Hemara, aktorzy utrzymują inteligentny dystans do póz i manier granych postaci.
Agata Duda-Gracz konsekwentnie tworzy oryginalny język teatru o niezwykłej, wyrazistej formie. W jej Otellu - wariacjach na temat w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi tekst sztuki Shakespeare'a znajduje doskonałe dopełnienie w wystudiowanej, acz intrygującej plastyce.
Na tej samej scenie talent austriackiego autora Volkera Schmidta, poparty reżyserską wrażliwością Anny Augustynowicz, dał drapieżne przedstawienie Rowerzyści. Widowisko pulsowało prawdą trafnych spostrzeżeń o świecie, w którym trudno dojść do porozumienia z drugim człowiekiem. Albo i z samym sobą.
Kryzys czy pragmatyzm powoduje, że teatry z różnych miast łączą się w produkcji wspólnego widowiska. Daje to ciekawe efekty artystyczne. Biorą w nim po równi udział aktorzy obu scen, gdzie też na przemian odbywają się pokazy. Rowerzystów Teatr Jaracza w Łodzi zrealizował w koprodukcji z Teatrem Współczesnym w Szczecinie.
Błaznujący mędrcy
Autorskie przedstawienie 2084 Michała Siegoczyńskiego - bo i płeć brzydka para się niekiedy reżyserią - grane jest w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Radomiu i w warszawskim Teatrze Na Woli. Siegoczyński czerpiąc inspirację z Roku 1984 George'a Orwella ukazał historię pewnej pary. Poznali się, pokochali, zamieszkali razem. Dopada ich proza życia. Sprawia, że po latach nie są już dla siebie równie atrakcyjni jak niegdyś. Chcąc ocalić pamięć pięknych chwil, zanim ich w końcu rozłączy nienawiść, wyznaczają sobie datę rozstania: rok 2084.
Wojciech Adamczyk w warszawskim Teatrze Współczesnym zajął się gorzką rosyjską komedią Ludzie i anioły Wiktora Szenderowicza. Ukazuje ona spustoszenia w ludzkich duszach dokonywane przez pokolenia rządzących satrapów. W wydobyciu niuansów metaforycznej opowieści pomógł mu koncertowy tandem wykonawczy. Rozchełstany, cyniczny gracz Iwan Sławomira Orzechowskiego skontrastowany został z nieskazitelnie eleganckim, wszelako zbłąkanym aniołem, Andrzejem Zielińskim. Dodajmy, że Teatr Współczesny obchodził w 2009 roku jubileusz 60-lecia. W cyklu imprez przygotowanych z tej okazji udostępnił widzom nagrania Teatru Telewizji z udziałem zespołu oraz odnalezione na taśmach magnetofonowych zapisy dźwiękowe obrosłych legendą przedstawień. Są to m.in. Kariera Artura Ui, Dożywocie, Tango (Axera), Matka, Play Strindberg, Mahagonny, Mistrz i Małgorzata, Martwe dusze, Komediant. Z kreacjami Łomnickiego, Mrozowskiej, Fijewskiego, Mikołajskiej, Łapickiego, Henryka Borowskiego, Gordon-Góreckiej, Jana Kreczmara, Rudzkiego, Zapasiewicza, Komorowskiej, Marty Lipińskiej, Michnikowskiego, Czechowicza, Krafftówny, Kowalewskiego, Pawlika, Dmochowskiego, Wołłejki, Jana Englerta, Wakulińskiego. Prawdziwa gratka.
Krzysztof Zanussi w Teatrze Polonia wystawił Romulusa Wielkiego Friedricha Dürrenmatta. W roli ostatniego władcy cesarstwa rzymskiego, do którego niepodbitych jeszcze skrawków zbliżają się hordy Germanów, niepodzielnie panuje Janusz Gajos. Jego Romulus Augustus to kpiący z dwornych ceremoniałów błazen, ale i mędrzec zapędzający w kozi róg każdego oponenta. Nieodpartą logiką rozumowania zmusza widza do śmiechu i zadumy.
Andrzej Maria Marczewski skupił się z kolei na duchowej biografii Stanisława Ignacego Witkiewicza, który wspominał, że wiele przełomowych zdarzeń w jego życiu miało miejsce o godzinie dziewiątej czterdzieści. Do tego faktu nawiązuje tytuł widowiska - Witkacy: jest 20 do Xtej. Trafia ono do serc i umysłów pozbawioną udziwnień formą i cieszy zdyscyplinowaną grą całego zespołu, z intrygującą Agnieszką Brzeskot w roli Ireny Solskiej. Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku czci tym przedstawieniem 70. rocznicę śmierci patrona.
W Teatrze Capitol w Warszawie Andrzej Pawłowski wystawił niepokojącą, kipiącą zmysłowością adaptację Pornografii Witolda Gombrowicza. Grażyna Barszczewska wspaniale zagrała zawiedzioną w uczuciach kobietę, która klęskę swych oczekiwań szybko przekuwa w moralne zwycięstwo. A demoniczna siła osobowości Henryka Talara potrafi uwiarygodnić najdziwniejsze nawet poczynania jego postaci. Brawa dla Anny Gornostaj, która swoją prywatną scenę udostępnia ambitnym artystycznym zamierzeniom.