Film Kawalerowicza podbił serca publiczności nie tylko w Polsce: "Faraona" prezentowano na festiwalach w Cannes, a także w Paryżu, Rio de Janeiro i Sao Paulo. W 1966 roku otrzymał nominację do Oscara, o którego rywalizował z takimi tytułami jak "Kobieta i mężczyzna" Claude’a Leloucha czy "Miłość blondynki" Miloša Formana. W oscarowym głosowaniu film Kawalerowicza zajął wówczas drugie miejsce, tuż za obrazem Leloucha. Reżyser po latach z żalem wspominał, że zabrakło wówczas promocyjnego wsparcia, a strona polska nie miała pieniędzy nawet na to, by wynajmować sale na specjalne pokazy i bankiety dla ludzi z branży.
"Potop" – Oscary 1974
Na kolejną oscarową nominację Polacy musieli poczekać aż osiem lat. W szranki do walki o nagrodę Akademii stanął wówczas "Potop" Jerzego Hoffmana, kolejne wielkie widowisko filmowe zrealizowane w Polsce. Film kosztował wówczas 100 milionów złotych, powstał w czasie 535 dni zdjęciowych, a wystąpiło w nim około 400 aktorów. Choć premiera odbyła się we wrześniu 1974 roku, władze polskiej kinematografii wcale nie kwapiły się, by zgłosić film Hoffmana do oscarowej rywalizacji. Reżyser wspominał:
"Potop" nigdy nie był oficjalnym kandydatem Filmu Polskiego. O tym, że udało się zdobyć nominację, zdecydował splot szczęśliwych przypadków. Bronisław Kaper, nasz wspaniały kompozytor, laureat Oscara i członek Akademii, był w wielkiej przyjaźni ze Stanisławem Dygatem. Od niego dowiedział się o filmie, obejrzał go w Warszawie i postanowił za wszelką cenę ściągnąć do USA.
JERZY HOFFMAN opowiada anegdoty o "Potopie" from Culture.pl on Vimeo.
Na zorganizowane przez Kapera pokazy przychodziło po kilkaset osób, a Artur Rubinstein odwołał swój nowojorski koncert, żeby obejrzeć "Potop". I choć film Hoffmana spotkał się w Stanach z entuzjastycznym przyjęciem, jego twórcy musieli uznać wyższość "Amarcordu" Felliniego, który po raz kolejny zgarnął nagrodę Akademii.
"Ziemia obiecana" – Oscary 1975
"Potop" zapoczątkował najszczęśliwszą oscarową serię w historii polskiego kina. Od 1974 do 1976 roku aż trzy razy rodzime produkcje znajdowały się w elitarnym gronie nominowanych. Jedną z nich była "Ziemia obiecana", arcydzieło Andrzeja Wajdy zrealizowane na podstawie powieści Władysława Reymonta.
Już od premiery film Wajdy uważany jest za jedno z najważniejszych osiągnięć w historii polskiej kinematografii. W 1975 roku wraz z "Nocami i dniami" Jerzego Antczaka "Ziemia obiecana" wygrała II Festiwal Polskich Filmów Fabularnych, zdobywając też nagrody za najlepszą kreację aktorską Wojciecha Pszoniaka, za scenografię Tadeusza Kosarewicza i muzykę Wojciecha Kilara.
Gdy w 1976 roku "Ziemia…" znalazła się na liście pięciu tytułów rywalizujących o Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, wielu widziało w niej faworyta. Niestety na drodze do walki o statuetkę stanęła polityka, a dokładniej – zarzuty o antysemityzm, jakie pojawiły się w Zachodniej prasie. Andrzej Wajda mówił po latach:
Zawsze chciałem zrobić taki "amerykański" film. Nic dziwnego, że nominacja do Oscara budziła nadzieję na zainteresowanie w USA. Prędko jednak miałem się rozczarować. Konferencja prasowa w Hollywood sprowadziła się do dyskusji wokół polskiego antysemityzmu, a zakończyła wręcz absurdalnie. Pewien dziennikarz, przybyły z Izraela, który najostrzej krytykował mój film, na pytanie, gdzie widział "Ziemię obiecaną", odpowiedział: "Ja wcale nie muszę oglądać tego filmu, wystarczy, że przychodzi z Polski". Zrozumiałem wtedy, że tragicznego spadku po zagładzie Żydów na polskich ziemiach nie może załatwić żaden film, a już z pewnością nie polski.
Polityczne zamieszanie przekreśliło szansę Wajdy na Oscara. Dość powiedzieć, że w uzasadnieniu nagrody dla filmu "Dersu Uzała" Akiry Kurosawy Akademia napisała, że nagradza film "nieobrażający niczyich uczuć".
"Noce i dnie" – Oscar 1976
Na kolejną oscarową nominację Polacy nie musieli długo czekać. "Noce i dnie" Jerzego Antczaka nominowano do Oscara dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu 1976 roku. Jadwiga Barańska wcielająca się w główną bohaterkę filmu wspominała w rozmowie z Bartoszem Michalakiem:
[...] pojechaliśmy do Hollywood na uroczystość. Po samym mieście woził nas rolls-royce’em Romek Polański. Był to samochód Nicholsona, który Romek przez nieuwagę rozbił na pierwszym murku. W każdym razie przejeżdżaliśmy w pewnym momencie przed Filmexem, ogromnym kinem na ponad trzy tysiące widzów. Przed wejściem czekała ogromna kolejka. Zapytałam: "Romek, na co oni tak stoją?" . "Chcą zobaczyć wasz film" – odpowiedział. "Nie wierzę!". "To choć, sprawdzimy". Miał rację. Kiedy więc zobaczyłam tych ludzi, którym chciało się tak strasznie długo czekać, żeby zobaczyć "Noce i dnie", uznałam to za sukces większy niż sama nominacja.
Niestety "Noce i dnie" przegrały rywalizację z filmem "Czarne i białe w kolorze" Jean-Jacques'a Annauda, a jednym z powodów tej porażki było całkowite zaniedbanie promocji przez Film Polski. Podczas gdy "Czarne i białe w kolorze" miało poparcie wielkiej amerykańskiej firmy dystrybucyjnej, "Noce i dnie" nie miały nawet oficjalnego dystrybutora, a na promocję przeznaczono zaledwie pięć tysięcy dolarów.
"Panny z Wilka" – Oscar 1979
Trzy lata później przed kolejną szansą na Oscara stanął Andrzej Wajda. Amerykańska Akademia Filmowa uznała jego "Panny z Wilka" za jeden z najlepszych filmów 1979 roku.
Przenosząc na ekran opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza, Wajda opowiadał historię Wiktora Rubena, niespełna 40-letniego mężczyzny, który po stracie przyjaciela przyjeżdża do wujostwa na wieś, gdzie w dworku, w gronie kilku panien, spędził młodzieńcze lata. Spotkanie po latach ożywia w nim wspomnienia z przeszłości i skłania do trudnych życiowych podsumowań. Edward Kłosiński wspominał: