W polskiej mowie wiązanej pokrewieństwo muzyki i poezji występowało, rzec można, od zarania: "Lutni moja, ty ze mną, bo twe wdzięczne strony / Cieszą umysł trapiony" – pisał w "Pieśni 7" Jan Kochanowski ("Pieśni. Księgi wtóre"). Muzyka wielokrotnie wybrzmiewała choćby ze strof "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza, np. w opisach koncertu Jankiela czy gry Wojskiego na rogu. A za Cyprianem Kamilem Norwidem i jego "Fortepianem Szopena" powtarzamy z kolei, że: "Ideał sięgnął bruku".
Wiele znaczących utworów poświęconych muzyce przybrało formę rozbudowanych poematów, jak "Mochnacki" Jana Lechonia czy "Wielkanoc Jana Sebastiana Bacha" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, których ze względu na rozmiary w całości publikować nie sposób, a we fragmentach szkoda. Nasz wybór obejmuje przeto mniejsze objętościowo utwory, co nie znaczy, że mniej godne uwagi.
Katarzyna Boruń, "Tosca"
Sztuką żyć nie sposób, lecz można dobrze żyć ze sztuki.
Rauty i akademie, dobroczynne bale, koncerty o poranku.
Śpiewaczka to nie zawód dla godnej kobiety.
Przed sierotami śpiewam wdzięczne suchotniczki,
przed prefektem policji gram pierwsze naiwne.
Wiem, że śpiewaczka to nie jest zawód uczciwej kobiety,
ale czy policjant to dobra praca dla czułego kochanka,
a artysta to najlepsze zajęcie dla patrioty?
Lecz zawsze wszystko na mnie.
Mnie po prostu słychać.
Ja każdy przewrót witam z górnym ce na ustach,
głos mi nie grzęźnie w gardle nawet w partii zdrady.
Scarpia je, Mario jęczy, a ja ciągle śpiewam.
[Katarzyna Boruń, "Tosca" z tomu "Muzeum automatów", 1985]
Jan Brzechwa, "Muzyka"
W nocy zbudziłem się – grają organy!
Ciemność napełnia mnie, stoję wezbrany,
Pienię się, pienię się gniewem i winem,
Okna otwórzcie mi – niech już odpłynę!
W niebie napięte są struny płomienne,
Do nich przedzieram się w noce bezsenne,
Do nich przedzieram się pieśnią w obłędzie,
Ręce złamane mam! Rąk już nie będzie!
Liryka, liryka – gorycz w piołunach,
Rwijcie się, wijcie się dźwięki na strunach,
Obłęd wyzwolił mnie, w gędźbę przetopił,
Muzyka! Muzyka! Nicość i popiół!
[Jan Brzechwa, "Muzyka"]
Stanisław Czycz, "Ellington"
Może słyszę
dalekie klaszczące dłonie
jeśli ktoś tam tańczy bardzo lekko
to widzę tylko trzepoczące dłonie
wzlatujące w upalne południe
nad szeroką spopielałą drogą
albo
trzepot motyla
na skraju drogi
jego skrzydła na moment nieruchomieją
jak lotki bomby
wbitej nagle w kurz
Wznosi się srebrzysty pył
i nie mogę cię zobaczyć
Ellington
lub
przeźroczyste skrzydła komara
czy
pęk wstążek wskazujących kierunek wiatru
zwiewanych w zachód
zanim poderwą się w niebo
wzlecą
lśniące strzępki
tyle tylko
[Stanisław Czycz, "Ellington" z tomu "Wiersze wybrane", 2014]
Cezary Maciej Dąbrowski, "Mowa dźwięków"
Jak opętany – nie możesz przestać nasłuchiwać…
dążysz do tego dźwięku, który się przebija,
musisz dokończyć przestając oddychać…
z żalem, kiedy mija.
Co powoduje tak wielkie wzruszenie
w tej mowie dźwiękiem nazywanej?
Co powoduje serca uwięzienie,
gdy (właśnie ten) ostatni dźwięk dotyka fortepianu?
Dlaczego Ten akord zapada tak ciężko,
że oddychać nie chcesz dopóki nie minie?
Dlaczego nastraja cię zwycięsko,
Ten właśnie akord… póki nie zaginie…
Mowa dźwięków duszy zapisana w czasie,
każda jej sylaba perłą na atłasie. Targa tobą,
wzrusza dreszczem, trzepotaniem,
serca arytmią, wezbraniem.
Mowa bezpośrednia, kiedy serce słucha,
gdy wpadają dźwięki do twojego ucha.
Nie wiń instrumentu, niech Słowo powstanie,
niech Twe serce śpiewa – Będzie przywołaniem.
19 lutego 2014 r.
[Cezary Maciej Dąbrowski, "Mowa dźwięków" z tomu "Ech, żywocie…", 2016]
Jerzy Dąbrowski, "Podwórkowa orkiestra"
Na moim osiedlu, w ubiegłą niedzielę
zjawiła się orkiestra. Skład następujący:
harmonista – baryton (żeby było weselej)
z kolegą gitarzystą (tenorem śpiewającym).
Szli, powiedziałbym, godnie, patrząc w okna jak w twarze.
Harmonia ozdobniki wygrywała z fasonem
za to głębsze akordy brał ten pan na gitarze.
Głosy mieli, na ucho, jakby ciut zaniżone.
Nikt na balkon nie wyszedł, choć balkonów tu mrowie
(w telewizji – bokserzy, kotlet właśnie się smażył).
Coraz smutniej więc grali muzykalni panowie
to się czuło w harmonii. I wyraźnie w gitarze.
Żal. Wyszedłem, choć zimno. Zobaczyli, podeszli
gitarzysta – tenorek, harmonista – baryton.
– Panie szefie – krzyknęli. – Pod to życie, pod deszczyk
obstalujem dla pana tango La Cumparsita!
Takt rytmiczny, do słuchu, przeciął niedzieli ciszę
(wciąż się bili bokserzy i kotlecik się smażył).
Nie darowałbym sobie, gdybym do nich nie wyszedł.
Wiecie, o co mi chodzi, choć nie umiem wyrazić...
Forsy żadnej nie chcieli, słowo daję, niech sczeznę.
Grali czysto, bez fuchy, najwyraźniej wzruszeni.
Ludzie u nas już tacy, że grosika nie wezmą
od kogoś, kto naprawdę ich potrafi docenić.
[Jerzy Dąbrowski, "Podwórkowa orkiestra", w audycji Muzyka i Aktualności, Polskie Radio, lata 70.]
Stanisław Dłuski, "Bolero"
Kobieta o nogach długich, jak
moje myśli o Himalajach, ze
spódniczką, która ledwo
zasłania jej ciemną intonację.
Wzmaga się mój apetyt,
zamawiam podwójne ruskie,
zagryzam cytryną z herbatą:
przede mną trudne popołudnie,
niczym bolero tańczone
na wietrze
[Stanisław Dłuski, "Bolero" z tomu "Dom i świat", 1998]
Janusz Drzewucki, "Arcangelo Corelli. Saksońska kadencja"
Jesień przychodzi zawsze za wcześnie,
rdzawymi liśćmi z pożółkłych listów,
w podmiejskim parku nagie posągi,
o wiatr oparte, grają na skrzypcach.
Z pęknięcia ciszy sączą się dźwięki,
bezdomny chłopiec u bramy szlocha,
ochrypły świergot gałąź uchwycił,
gorzkim płakaniem zaklina wieczór.
Wkrada się w drzewa chłód przenikliwy,
pod korą w żyłach krew biała płynie,
wygasłe pszczoły w wyschłych fontannach
pełen zagadek stawiają pasjans.
Klasztornym gankiem mnich spaceruje,
starzec bez twarzy w brudnym habicie,
rozgryza szeptem słowa z brewiarza,
w zimnym pogłosie kościelnych murów.
Skostniały żebrak szuka schronienia,
w torbie podróżnej zgłodniałe dziury,
szczury zbiegają w wąwozy śmietnisk,
chwalić odpadki z pańskiego stołu.
W przydrożnej karczmie Żydzi zasiedli,
bezmyślnie patrzą w ogień kopcący,
czasami werset wypadnie z księgi,
w dzbanie powoli stygnie jabłecznik.
Jesień przychodzi zawsze za wcześnie,
rdzawymi liśćmi z pożółkłych listów,
w podmiejskim parku nagie posągi,
o wiatr oparte, grają na skrzypcach.
[Janusz Drzewucki, "Arcangelo Corelli. Saksońska kadencja" z tomu "Ulica Reformacka", 1988]
Leszek Falecki, "Blues zmęczony nocą"
To przecież ja, kosmos już półnagi
Pozamykany w czterech ścianach szklanki
A moja myśl wśród kapsułek nocy
Jest obumarła jak bożek pogański
To przecież ja, blues zmęczony nocą
To przecież ja, blues zmęczony nocą
Mam puste łóżko nieobecnych kobiet
Pamięć wilgotną jak przedwczesny świt
Mam w sobie drzwi, drzwi uchylone cicho
Do pustej sali, do upływu krwi
To przecież ja, blues zmęczony nocą
To przecież ja, blues zmęczony nocą
To przecież ja, kosmos już półnagi
To przecież, przecież ja w czterech ścianach szklanki
To przecież ja, drzwi uchylone cicho
To przecież ja, to przecież ja
To przecież ja, blues zmęczony nocą
To przecież ja, blues zmęczony nocą
To przecież ja
To przecież…
[Lesław Falecki, "Blues zmęczony nocą" z płyty "Harmonia świata", muz. Jacek Zieliński, wyk. Skaldowie, CD, 2006]
Konstanty Ildefons Gałczyński, "Ech muzyka, muzyka"
O, dajcie mi te małe skrzypce
Może na skrzypcach wygram
Wiatr i pochyłą ulicę
I noc, co taka niezwykła
Ech, muzyka, muzyka, muzyka
Spod smyka zielony kurz
Lecą gwiazdy zielone spod smyka
Damy karo, bukiety róż.
Uwzględnijcie mizerne granie
I nie bijcie, gdy wezmę źle
Jakiś ton na strunie baraniej
Na g, d, a, czy e.
Prowadzi muzyka za smykiem
Drzewa w niemej podzięce,
Oczami za smykiem suną
Zgrabiałe duże ręce
Na moście stoją. Przez liście
Światło na smyk sypie
Słuchajcie – to dziecko nuci
W czarodziejskim pudełku skrzypiec
26 kwietnia 1936
[Konstanty Ildefons Gałczyński, "Ech muzyka, muzyka", napisany w noc, gdy za ścianą rodziła się córka poety Kira]
Jerzy Górzański, "Fado"
Zetnijcie drzewo na moją trumnę –
Śpiewa wspaniała
Amalia Rodriges.
Odsłoń firankę w oknie,
Moja miłości.
Księżyc odbity w lustrze
Powoli gaśnie,
Zabierając moje spojrzenie.
Jeszcze kołyska lata jest gorąca
Od dziecięcych zaklęć i westchnień.
A już starość –
Ten wyschnięty potok,
Pamięta tylko porzucone kamienie.
Zetnijcie drzewo na moją trumnę.
[Jerzy Górzański, "Fado" z tomu "Koń Rimbauda zgubił podkowę", 2016]
Julia Hartwig, "Jazz weteranów"
To gra Phil Woods to gra Phil Woods ze swoimi
a więc kontrabas
nagły tupot strun
po schodach dźwięków
i każdy dźwięk osobny wyrazisty
A trąbka
Kiedy trąbka gra
to jakby rozbłysnął w ciemności
elektrokardiogram serca
fortepian stuka jak zbiorowy puls
zaś perkusista kiedy już uderzy
ogłasza chwile królestwa i chwały
Lecz kiedy Phil
kiedy Phil Woods podniesie saksofon
przez instrumenty przebiega nagły dreszcz
rozmowa teraz wzlatuje na szczyty
Phil Woods to średniej wagi chłop w skórzanej czapce
gdy wyczekuje kołysze się lekko
jakby melodia była srebrną rybą co z nim tańczy
Wspaniali – bo nie czują się wcale wspaniali
Jak gdyby to nie oni jakby to w nich grał
ten stary dobry orleański jazz
(americana, 1998)
[Julia Hartwig, "Jazz weteranów" z tomu "Zobaczone", 1999]