Możemy mówić o tym, jak Internet zmieniał Polskę, że branża IT jest w wielu miastach siłą pociągową całej gospodarki. Największa zmiana zaszła jednak w Polakach. Mieliśmy przecież wielkie zaległości do nadrobienia po latach zamknięcia za żelazną kurtyną, a to otwarcie na świat było możliwe też dzięki Internetowi. Dzięki niemu transformacja mogła nastąpić dużo szybciej. Dzisiejsi millenialsi nie różnią się od swoich rówieśników z Zachodu: wyznają te same wartości, mają podobne problemy.
Dostaliśmy tak naprawdę dwie transformacje naraz: przejście do systemu demokratyczno-kapitalistycznego i przejście do świata cyfrowego. Wiadomo, można dostać szybki Internet bez swobód obywatelskich, ale widzimy, czym to się kończy. Całkiem świeża sprawa: jeżeli w Chinach będziemy chcieli kupić kartę do telefonu, to tylko pod warunkiem, że nasza twarz zostanie zeskanowana i zgromadzona w banku twarzy. Można się domyślić, w jakich celach to będzie używane: nie tylko dla wygody użytkownika. Są takie usługi: po zeskanowaniu twarzy na lotnisku terminal pokazuje, dokąd mamy pójść. Ale są również narzędzia policyjne czy szpiegowskie, które potem wychwytują twarze w tłumie – np. teraz podczas protestów w Hongkongu – i służą coraz większemu ograniczaniu nielicznych przecież swobód obywatelskich.
Chiński Internet czy runet (rosyjskojęzyczna części Internetu) to samodzielne mikrokosmosy z własnymi portalami społecznościowymi, itd. A w książce piszesz, że Internet to Ameryka. Zgoda, ale patrząc na to z polskiej perspektywy.
Dla mnie barierą dostępu do rosyjskiego Internetu jest język – jestem pierwszym rocznikiem, który miał angielski w szkole (Wiśniewski urodził się w 1979 roku – przyp. red.). Za to znam wiele starszych ode mnie osób, które dobrze się w nim poruszają. Przyjaźnią się z Rosjanami poznanymi w sieci i, co jest dość niezwykłe, w ogóle nie rozmawiają o nieprzyjemnych rzeczach: Putinie czy wojnie na Ukrainie. W książce piszę dużo o tym, że Internet to jest prawdziwy świat, ale okazuje się, że wciąż są takie platformy, gdzie rzeczywistość jeszcze nie dotarła i można się od niej odciąć.
Polski Internet też miał w pewnym momencie szanse zostać samodzielną bańką, w czasach największej popularności Blipa, Grona, Naszej Klasy.
Rzeczywiście był moment, kiedy wydawało się nam, że będziemy mieć wszystko własne i lepsze. Sztandarowym produktem, który dał sobie radę, jest Allegro. Powstało, zanim eBay zainteresował się naszym rynkiem i tak się rozrosło, że kiedy eBay się ocknął i chciał włączyć Polskę pod swoje skrzydła, to nie odniósł sukcesu. Tylko, że Allegro oferuje bardzo ”surową” usługę, to konkretne narzędzie służące do kupna i sprzedaży. Natomiast Facebook czy Nasza Klasa operują w zupełnie wirtualnych obszarach. Zajmują się wspomnieniami, nostalgią, relacjami międzyludzkimi. Organizują przestrzeń, w której przyjemnie jest przebywać. I te funkcje na początku spełniała Nasza Klasa. Było miło odnaleźć znajomych ze szkoły, powspominać i wymienić się zdjęciami wnuczków. Nagle się jednak okazało, że Nasza Klasa była za mała, żeby nadążyć za tymi wszystkim zmianami. Facebook jest non stop rozwijany: żeby zatrzymać swoich użytkowników, żeby dostarczać nam coraz więcej endorfin. Przecież kiedyś nie było lajka, nie można było wklejać zdjęć w komentarzach, nie było opcji "wspomnienia", która teraz jest mocnym atutem Facebooka: przypomina nam, co robiliśmy tego dnia przez ostatnie lata. Warto zauważyć, że oferuje też narzędzia do zapominania. Jeśli ktoś ma na przykład nieprzyjemne wspomnienia związane z byłą dziewczyną czy zmarłym kotem, to może wybrać w ustawieniach, czego nie chce oglądać.
Dowiedziałem się o tym z twojej książki, dziękuję.
(śmiech) To też jest ciekawe, że ta opcja nie jest wyeksponowana. Facebook daje te narzędzia, ale są one ukryte gdzieś głęboko w menu; portal nie chce sugerować, że życie bywa nieprzyjemne. Chce budzić pozytywne skojarzenia, choć wiadomo, że bywa okropnym miejscem. Każda dyskusja może zmienić się w kłótnię. Nie mówię już nawet o polityce, bo wiadomo, że polityka polega na tym, żeby się spierać. Ale kłócić się o filmy? 30 lat temu tego się nie spodziewałem.
Piszesz, że nie ma jednej historii Internetu, każda nisza ma swoją własną. I rzeczywiście, ja na przykład zupełnie nie pamiętałem o Blipie, o którym wspominasz i byłem zdziwiony, kiedy sprawdziłem, że ten portal funkcjonował do 2013 roku. Wydawał mi się jakimś artefaktem z zamierzchłej przeszłości. Za to sporo czasu spędziłem na Gronie, o którym wypowiadasz się krytycznie w jednym zdaniu.
Przepraszam, nie chciałem urazić niczyich uczuć gronowskich (śmiech). Ja wyrosłem w ogóle z Usenetu. Tam panowało wielkie poczucie elitarności, to była jedna z tych pradawnych usług. Usenet został wymyślony w 1979 roku, sama jego idea ma tyle lat co ja. Wszyscy hardkorowi użytkownicy Usenetu na te nowe wynalazki - fora, blogi, Grona, Nasze Klasy - patrzyli z góry, wydawały im się obciachowe. Przez to nigdy nie poznałem Grona. A Blipa stworzyli ludzie wywodzący się z tej samej bańki, więc wydawało się to naturalnym przejściem.
Ale blogi też uważałeś na początku za obciachowe, a przełamałeś się i też stworzyłeś swój...