Rysunek satyryczny. Życie po życiu
Na naszych oczach kończy się dwustuletnia historia rysunku satyrycznego. Nie znaczy to, że rysowana satyra jako medium znika – pod względem formalnej różnorodności wręcz nigdy nie miała się ona lepiej. Tę różnorodność zawdzięczamy jednak w dużej mierze jej uwalnianiu się od drukowanej prasy, która rysunkową satyrę stworzyła.
Rysownicy nie są dziś celami jakiejś celowo wymierzonej w ich zawód krucjaty, a raczej stojącymi na pierwszej linii ofiarami postępującej od lat prekaryzacji branży dziennikarskiej. Pouczającą statystykę, obrazującą skalę zjawiska na rynku prasy amerykańskiej, przywoływał w artykule opublikowanym w 2019 roku na łamach "The Japan Times" znany rysownik Ted Rall. Przed stu laty amerykańskie gazety zatrudniały na pełny etat łącznie ponad 2000 rysowników. Dziś nie ma ich nawet 25. Na ponurą ironię zakrawa fakt, pisze Rall, że te same tytuły, które z takim przejęciem celebrowały siłę prasowej satyry po zamachu na redakcję paryskiego "Charlie Hebdo" w 2015 roku, chwilę wcześniej – a także niedługo później – po kolei kazały pakować manatki ostatnim rysownikom, których zatrudniały. W Polsce inna jest skala i dynamika zjawiska, choć i tu kierunek zmian zdaje się nieubłagany.
Szpilkami w zachodni imperializm
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Zbigniew Lengren, mat. prasowe Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego w Warszawie
Gdy w Paryżu ukazał się w 1830 roku pierwszy numer ilustrowanego magazynu satyrycznego „La Caricature”, w rozbiorowej Polsce w tym samym czasie pierwsze prasowe ilustracje satyryczne zamieszczano już w "Motylu”. Ponad dwie dekady później na rodzimym rynku pojawiło się pierwsze pełnoprawne satyryczne pismo "Zwierciadło Asmodeusza". Sinusoida rozwoju gatunku do szczytu zaczęła się zbliżać w połowie swojej historii, czyli w okresie międzywojnia.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości nastąpił prawdziwy wysyp magazynów satyrycznych od "Djabła", „Szczutka” i „Sowizdrzała” i kilkunastu bardziej efemerycznych tytułów przez "Cyrulika Warszawskiego”, z którym związani byli Skamandryci, po wznowione po II wojnie światowej „Muchę” i najbardziej żywotne „Szpilki”. Satyryczne rubryki zadomowiły się w dwudziestoleciu także w gazetach codziennych.
Prasa satyryczna zaczęła stawać na nogi pod koniec wojny, jeszcze zanim ucichły strzały. Wraz z uformowanym w Lublinie pod okiem ZSRR Rządem Tymczasowym Rzeczypospolitej Polskiej, we wrześniu 1944 roku w tym samym mieście powstał tygodnik satyryczny "Stańczyk", w którym rysunki publikowali m.in. Henryk Tomaszewski i Ignacy Witz. Przetrwał lekko ponad miesiąc, a do zamknięcia tygodnika miało dojść po publikacji wierszyka wykpiwającego premiera Edwarda Osóbkę-Morawskiego.
Późniejsze relacje władz Polski Ludowej z twórcami satyrycznej prasy były jednak cieplejsze. Ukazująca się pod nadzorem państwa satyra pełnić mogła nie tylko rolę wentylu bezpieczeństwa, ale nawet sprzymierzeńca, nie dorabiając się przy tym łatki gadzinówki. Wszak bystry i lewicowo usposobiony rysownik na łamach "Szpilek" mógł dla kształtowania społecznych nastrojów zrobić o wiele więcej niż dygnitarz partyjny o niemedialnej aparycji swoją koturnową mową. Generał Jerzy Zaruba mówił więc na początku lat 60. bez ogródek, że:
Text
"Wznowienie "Szpilek" w okresie powstania Polski Ludowej postawiło przed pismem nową problematykę i zadania. "Szpilki" znalazły się w obozie prorządowym i szły odtąd po drodze wytyczanej przez kierownictwo tego obozu. A więc walka z imperializmem, z podżegaczami wojennymi, wrogiem wewnętrznym, biurokracją, bezdusznym stosunkiem do człowieka, z nonsensami źle pojętego socjalizmu etc."
Format wyświetlania obrazka
mały obrazek [560 px]
Sławomir Mrożek, ze zbioru „Sławomir Mrożek. Rysunki zebrane”, wyd. słowo/obraz terytoria
"Szpilki" były jednak nie do przeceniania przede wszystkim dla samego gatunku rysunkowej satyry. Magazyn animował środowisko m.in. urządzając konkursy dla młodych talentów. W roku 1950 jednym z uczestników takiego konkursu był Sławomir Mrożek, obok dorobku literackiego posiadający na koncie grube teki rysunków satyrycznych.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Rysunek Janka Kozy, dzięki uprzejmości autora
W kolejnych dekadach PRL rysunek satyryczny umościł się również na wystawienniczych salonach – jego przeglądowe wystawy organizowano w latach 60. i 70. m.in. w CBWA Zachęta. W 1978 roku, nie bez pewnych perturbacji, powstało w Warszawie także Muzeum Karykatury, założone z inicjatywy Eryka Lipińskiego – grafika, karykaturzysty i satyryka, w 1936 współzałożyciela oryginalnych "Szpilek" – i noszące do dziś jego imię. Początkowo miało ono nawet stanowić oddział stołecznego Muzeum Narodowego, ostatecznie założone zostało jako filia Muzeum Literatury.
W "Szpilkach" skrzydła rozwijało także pokolenie rysowników debiutujących w latach 70., do dziś aktywnych, choć cieszących się już raczej statusem nestorów niż celnych komentatorów bieżącej rzeczywistości jak Andrzej Mleczko czy Andrzej Krauze. Choć pismo doczołgało się do połowy pierwszej dekady III RP, jeszcze w czasach przedtransformacyjnych punkt ciężkości przenosić się zaczął na tygodniki społeczno-kulturalne, z którymi wiązali się poszczególni twórcy.
Styl wyświetlania galerii
wyświetl slajdy
Przez kolejne dekady "marka" rysownika związana była ściśle z marką pisma – w przypadku kilku czołowych tytułów jest tak do dziś. Henryk Sawka związany był więc m.in. z "Newsweekiem" i "Wprost", "Tygodnik Powszechny" ma twarz Bartosza Minkiewicza, a "Gazeta Wyborcza" Andrzeja Milewskiego, znanego jako Andrzej Rysuje. Kolejne rozdziały w historii "Polityki" to także epoki kolejno: Andrzeja Mleczki, Marka Raczkowskiego i Janka Kozy. Jak w sporcie, zdarzają się i transfery – Raczkowski z "Polityki" przeniósł się do "Przekroju" – jak sam mówi, dzięki temu mógł zacząć swobodnie używać wulgaryzmów; w drugą stronę przeszedł Koza. Na tle pejzażu, w którym twórczość rysowników i rysowniczek wpisuje się w szeroko pojęty profil światopoglądowy danego tytułu, nieco paradoksalnym przykładem jest za to twórczość Andrzeja Krauzego, od końca lat 80. związanego z liberalnym brytyjskim "Guardianem", a jednocześnie od kilku lat rysującego też dla zorientowanych mocno na prawo pism "Sieci" i "Do Rzeczy".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Nazwiska czołowych przedstawicieli kolejnych pokoleń twórców oddają także charakter szerszych zmian, również formalnych, w dziedzinie prasowego rysunku satyrycznego. Styl Mleczki jest więc pastelowy i wygładzony, autor występuje w roli zewnętrznego obserwatora, a dowcip nierzadko trąci już dziś myszką – ocierając się nawet o śmiech z "chłopa przebranego za babę", mówiąc językiem telewizyjnych kabaretów. Debiutujący na początku lat 90. Raczkowski często bliższy jest tradycji Mrożka, z którego rąk w 2004 roku odebrał zresztą nagrodę Fundacji Kultury Polskiej, a który w katalogu wystawy satyry odbywającej się w 1961 roku w Zachęcie zaliczony został przez Edmunda Osmańczyka w poczet "talentów zadziwiająco skupionych w sobie" – co oznacza w gruncie rzeczy humor abstrakcyjny i mocno osadzony w języku.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Anna Gosławska-Lipińska, rysunek z książki "Ha Ha Ha-Ga", wydawca: Fundacja Bęc Zmiana, fot. Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego
Komentarz do bieżących wydarzeń politycznych u Raczkowskiego bywa więc oparty na odpowiednio ironicznie wyłuskanym cytacie ("Trwają spory wokół rocznicy porozumienia", mówi w jednym z kadrów telewizyjna spikerka), a obok figury everymana Stanisława z Łodzi na rysunkach pojawia się nierzadko sam autor i jego neurozy, rymujące się z lapidarną odręczną kreską. Koza, z monochromatycznymi lub dwukolorowymi rysunkami kreślonymi cienkopisem na cienkim, szarawym papierze, ostentacyjnie podkreślając szkicowość rysunków także formalnie odżegnuje się od roli zdystansowanego obserwatora ferującego wyroki. Obok znajdują się jeszcze takie figury, jak związany obecnie z "Wprost" Tomasz Broda, który zamiast rysunku posługuje się w tworzeniu satyrycznych masek i lalek przedmiotami codziennego użytku.
Niezależnie od stylistycznych niuansów w twórczości satyryków związanych na stałe z redakcjami codziennych gazet i tygodników zwornikiem są tematy polityczne. "Rysunek we współczesnej Polsce jest komentarzem przede wszystkim do polityki", pisał w 2010 roku Marek Raczkowski. Henryk Sawka w tym samym roku deklarował, że:
Text
"Autor rysunków satyrycznych nie jest ani na prawo, ani na lewo, ani w centrum, ani obok tematu. On powinien być ponad nim. Ma stawiać pytania, a nie udzielać odpowiedzi. Bronić swojego spojrzenia, a nie atakować inne. To ideał."
Tylko czy nawet w tak lapidarnej formie publicystycznej jak rysunek satyryczny, da się – lub nawet należy próbować – wykluczyć autorską perspektywę i ustawiać się ponad tematem?
Mężczyzna, czyli człowiek
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Zwrot ku osobistej perspektywie to zjawisko zauważalne w twórczości młodego pokolenia rodzimych rysowników, a zwłaszcza rysowniczek. Tym samym zmienia się też model satyrycznej polityczności – prywatne wszak też jest polityczne, akcent przesuwa się więc ze stanowiących podstawową pożywkę satyry sporów sejmowych na zjawiska społeczne, kulturowe i obyczajowe. "Polskie paski komiksowe i rysunki skręcają ewidentnie w stronę obyczajową i są mało zjadliwe", pisał na łamach "Polityki" Sebastian Frąckiewicz, jednak o ile podobne zjawisko skrętu od ostrej satyry politycznej ku obyczajowości na gruncie amerykańskim podyktowane jest w dużej mierze wydawniczym asekuranctwem, w Polsce przybiera raczej charakter pracy u podstaw.
Na tle choćby pola ilustracji książkowej rysunek satyryczny to dziedzina od dekad zdominowana wyraźnie przez mężczyzn. Klasyczki debiutujące jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, czyli Anna Gosławska‐Lipińska, znana jako Ha-Ga i Maja Berezowska to wyjątki potwierdzające regułę. Cały szereg innych twórczyń, publikujących chociażby w "Szpilkach", jak Barbara Gawdzik‐Brzozowska czy Jolanta Karczewska, na co dzień parał się szeregiem innych aktywności, od projektowania plakatów filmowych po rzeźbę. Na listach współpracowników prasy codziennej i tygodników opinii do dziś królują jednak mężczyźni.
Text
"[J]ak mężczyzna rysownik narysuje [...] mężczyznę, to symbolizuje on człowieka w ogóle. Jeśli kobieta narysuje swoją bohaterkę – kobietę, nie symbolizuje ona „człowieka”? Czasem piszą do mnie mężczyźni: „świetny tekst, utożsamiam się z nim, szkoda, że na rysunku jest kobieta”. Dlaczego szkoda?!", pytała Magda Danaj w rozmowie z Jakubem Knerą.
Współczesne młode rysowniczki należą do pokolenia, które zamiast w "Szpilkach", debiutowało w internecie – zakładając blogi, a z czasem migrując na Facebooka i Instagrama. Podobnie jak ich poprzedniczki, rysowniczki takie jak Kasia Babis czy Magda Danaj pozostają więc wszechstronne i zaangażowane w pracę na wielu polach – współpracując m.in. z wydawnictwami komiksowymi czy studiami produkującymi gry wideo. Jeszcze przed epoką internetu, w latach 90., rozwijać się zaczęły drobne wydawnictwa komiksowe, jak prowadzony przez Michała „Śledzia” Śledzińskiego "Produkt", którego siedziba mieściła się w wynajmowanym przez twórcę pokoju. Także z ich kręgu wyszła część aktywnych dziś rysowników jak Bartosz Minkiewicz rysujący dla "Tygodnika Powszechnego", autor tworzonego razem z bratem Tomaszem komiksu "Wilq Superbohater".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Michał „Śledziu” Śledziński, dzięki uprzejmości artysty
Text
"Utwory Załogi Produktu (tak nazywali siebie redaktorzy magazynu) pełne były odniesień do polskiej codzienności (osiedlowej egzystencji młodych ludzi, bezrobocia, nałogów, religii i polityki) i kultury popularnej (muzyki, literatury, gwiazd kina i telewizji, a w szczególności rodzącej się w Polsce w tym okresie kultury celebrytów)", pisał Mateusz Zapała, a charakterystyka ta pokrywa się też ze stricte satyryczną prasową twórczością autorów.
Inny rodowód przekłada się również na inną kreskę, dość daleką od stylu "dinozaurów satyry rysunkowej", mówiąc słowami Marka Skwarskiego. Babis, niegdyś znana w internecie jako Kiciputek, lokuje się więc na pograniczu komiksu i bliskich komiksowej kresce amerykańskich prasowych cartoons – co zresztą przekłada się na szerokie zasięgi artystki, która na koncie ma publikacje m.in. w "New Yorkerze" i współpracuje ze zrzeszającym rysowników i rysowniczki portalem The Nib – powstałym w odpowiedzi na kryzys dawnych magazynów satyrycznych. Danaj, autorce "Porysunków", z jej giętką, monochromatyczną kreską, blisko do świata ilustracji. I choć obie zdecydowanie "skręcają w stronę obyczajową", pozostają przy tym rysowniczkami mocno zaangażowanymi w bieżącą rzeczywistość, choćby za sprawą rysunków dotyczących m.in. tematów edukacji seksualnej i ciałopozytywności w seriach tworzonych dla fundacji sexed.pl (Babis) czy "Wysokich Obcasów" (Danaj).
Rozproszenie zawodowych aktywności dotyczy jednak także tych, którzy na co dzień pozostają związani z największymi tytułami prasowymi. Jan Koza, choć dla "Polityki" rysuje nieprzerwanie od dekady, na co dzień pracuje w korporacji. Bolesław Chromry rzucił pracę w agencji reklamowej, ale nie na rzecz prasowego etatu, a intensywnej działalności galeryjnej, a przy okazji opublikował pierwszą (niegraficzną) powieść. Zakorzenienie Chromrego w świecie sztuki przekłada się na formalną płynność – charakter bliski satyrycznemu rysunkowi mają też malowane przez twórcę obrazy, a zakorzenienie w świecie tzw. klasy kreatywnej – na wektor humoru, który często zyskuje postać ironicznej obserwacji uczestniczącej, samoświadomej jeśli chodzi o społeczno-klasowy status twórcy. Nawet w przypadku nestorów widać ślady prekaryzacji zawodu rysownika – dziś praktycznie każdy czołowy przedstawiciel tej profesji, niczym muzycy, ma swój merch i sprzedaje kubki, koszulki, kalendarze i inne szpargały ozdobione własnymi rysunkami.
Internet oprócz nowych okazji do rysowniczego debiutu i platform w rodzaju The Nib przyniósł też swoistą konkurencję dla rysowniczek i rysowników w postaci memów. Niektórzy zresztą, jak Marta Frej, na swój sposób zaadaptowali tę rewolucję jako rysowniczą konwencję. I choć nikt raczej nie traktuje zdemokratyzowanej produkcji memowej jako zjawiska negatywnego, w rozmowach z rysownikami powraca jak refren wątek nadprodukcji i rozmycia autorskiego sznytu. "Kiedyś był rysownik czy satyryk i rysował, a ludzie raz w tygodniu otwierali gazetę i śmiali się zaskoczeni jego pomysłem. Teraz co kilka minut trafiam na kolejny pomysł kolejnego internauty, na kolejnego mema. To armia, non stop coś produkuje, trudno z tym konkurować", mówił Marcie Górnej Bartosz Minkiewicz. Tomasz Broda w rozmowie z tą samą dziennikarką stwierdził, że memy "bywają bardzo zabawne, ale brakuje w nich autorskiego poczucia humoru, podpisu autora, kreski. Trudno je uznać za twórczość całkowicie oryginalną".
Jednak w kategorii zjadliwej politycznej satyry na rodzimym gruncie historia niejako zatacza koło – jednym z najpopularniejszych twórców i, można powiedzieć, kuratorów politycznych memów w polskim internecie jest wszak obecnie administrator Twittera i Instagrama tygodnika "Nie". Co najważniejsze, media społecznościowe w tym przypadku niemal zupełnie odkleiły się od magazynu-matki. Nie służą, jak w przypadku niemal wszystkich innych mediów, do promocji treści z czasopisma, a stanowią równoległy byt, którego odbiorcy często, a zapewne w zdecydowanej większości, nawet nie mieli papierowego magazynu w rękach. Z klasycznego punktu widzenia ogon macha tutaj psem, a tygodnik wydaje się tylko dodatkiem do własnych social mediów. Rysownicy przywiązani do autorskiego głosu mogą więc odetchnąć z ulgą – nawet jeśli świat coraz mniej potrzebuje naznaczonych ręką twórcy regularnych komentarzy satyrycznych, zawsze potrzebować będzie adminów.
[{"nid":"5683","uuid":"da15b540-7f7e-4039-a960-27f5d6f47365","type":"article","langcode":"pl","field_event_date":"","title":"Jak by\u0107 autorem - w kinie?","field_introduction":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. Wyj\u0105tki te by\u0142y rzadkie w przesz\u0142o\u015bci, dzi\u015b s\u0105 nieco cz\u0119stsze, ale i dobrych film\u00f3w dzi\u015b mniej ni\u017c to kiedy\u015b bywa\u0142o.","field_summary":"Polskie warto\u015bciowe artystycznie kino i kino autorskie - to niemal synonimy. Niewiele znale\u017a\u0107 mo\u017cna wyj\u0105tk\u00f3w, kt\u00f3re potwierdza\u0142yby t\u0119 regu\u0142\u0119. ","topics_data":"a:2:{i:0;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259606\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:5:\u0022#film\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:11:\u0022\/temat\/film\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}i:1;a:3:{s:3:\u0022tid\u0022;s:5:\u002259644\u0022;s:4:\u0022name\u0022;s:8:\u0022#culture\u0022;s:4:\u0022path\u0022;a:2:{s:5:\u0022alias\u0022;s:14:\u0022\/temat\/culture\u0022;s:8:\u0022langcode\u0022;s:2:\u0022pl\u0022;}}}","field_cover_display":"default","image_title":"","image_alt":"","image_360_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/360_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=dDrSUPHB","image_260_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/260_auto_cover\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=X4Lh2eRO","image_560_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/560_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=J0lQPp1U","image_860_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/860_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=sh3wvsAS","image_1160_auto":"\/sites\/default\/files\/styles\/1160_auto\/public\/field\/image\/machulski_1.jpg?itok=9irS4_Jn","field_video_media":"","field_media_video_file":"","field_media_video_embed":"","field_gallery_pictures":"","field_duration":"","cover_height":"266","cover_width":"470","cover_ratio_percent":"56.5957","path":"pl\/node\/5683","path_node":"\/pl\/node\/5683"}]