"Komornik" i kino moralnego niepokoju
Nazwisko Feliksa Falka nierozerwalnie łączy się z ukutym w połowie lat 70. XX wieku terminem "kino moralnego niepokoju". W skład tego nurtu wchodzą filmy, które podejmowały trudne, zważywszy sytuację polityczną, zadanie zdiagnozowania polskiej rzeczywistości tamtych lat. Kino moralnego niepokoju współtworzyli młodzi wówczas twórcy, tacy jak Agnieszka Holland ze swym filmem "Aktorzy prowincjonalni", właśnie Feliks Falk z "Wodzirejem", czy starsi, jak Krzysztof Zanussi, autor "Barw ochronnych". Niechętnie tolerowane przez władze filmy cieszyły się uznaniem publiczności. W rozmowie z Przemysławem Szubartowiczem ("Przegląd 8/2006) reżyser "Wodzireja" i jego kontynuacji, "Bohatera roku" mówił:
Ludzie znajdowali (...) w kinie moralnego niepokoju nie tylko otuchę, lecz także satysfakcję, że ktoś w ich imieniu próbuje mówić prawdę. Ale to były inne czasy.
Wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku położyło kres temu nurtowi, a po przemianach roku 1989 zabrakło naturalnego odnośnika, jakim dla tego kina była socjalistyczna rzeczywistość i mentalność ludzi w niej żyjących, jednych przegranych i bezradnych życiowo, innych pozornie wygranych, ale skarlałych moralnie.
Kultowe, ze względu na swoją społeczną rolę filmy, oceniane po latach, nie broniły się najczęściej poziomem artystycznym. Upływ czasu, przemiany polityczne obnażyły doraźność tego rodzaju publicystycznego kina. Cały nurt stał się przedmiotem krytyki, której przykładem jest książka Marii Kornatowskiej "Wodzireje i amatorzy" (1990).
Głośny film Feliksa Falka "Komornik" na nowo ożywił zdawałoby się przebrzmiałą dawno dyskusję o kinie moralnego niepokoju. Krytyka niemal jednogłośnie ujrzała w bohaterze filmu, Lucku Bohme nowe, kapitalistyczne wcielenie Lutka Danielaka z "Wodzireja" i "Bohatera roku". "Nie nakręciłem 'Wodzireja 3' " - zarzeka się jednak reżyser w wywiadzie udzielonym Konradowi Zarębskiemu ("Kino" 10/2005) - choć jednocześnie przyznaje, że po scenariusz Grzegorza Łoszewskiego sięgnął, gdyż bohater przypominał mu postać z jego najgłośniejszego filmu. A także dlatego, że jak to bywało z kinem moralnego niepokoju, w scenariuszu ujrzał budzącą niepokój sytuację społeczną. Podkreślał:
Ale tak naprawdę - to nie jest "Wodzirej", a nawet wręcz przeciwnie. Lutek Danielak z pełną świadomością był człowiekiem złym, działał w imię kariery, walczył o swoją pozycję. Tutaj - wydaje się - udało mi się pokazać coś innego. Otóż bohater "Komornika" w imię tego, co kojarzy się z dobrem i prawem, czyni zło. W porównaniu z "Wodzirejem" to konkluzja dość przewrotna, podobnie zresztą jak cała ta historia. "Wodzirej" był bardziej jednowymiarowy.
Istotnie, "Wodzirej", ze znakomitą rolą Jerzego Stuhra, był historią człowieka bezrefleksyjnie przyjmującego zasady rzeczywistości, w której żyje i w zgodzie z nimi, nie cofając się przed żadnym świństwem, ani czynem poniżającym dla samego siebie, pnie się po szczeblach kariery. Lucek Bohme z "Komornika" to postać bardziej skomplikowana niż jego poprzednik, nie tylko dlatego, że przechodzi moralną przemianę, ale także dlatego, że on czyni zło bezwzględnie przestrzegając prawa i - zdawałoby się - zasad moralnych. Brzydzi się łapówkami, inaczej niż większość ludzi z jego środowiska, w gruncie rzeczy bardziej niż on podobnych Danielakowi. Staje się człowiekiem znienawidzonym przede wszystkim przez tych ludzi, i w końcu pada ofiarą ich intrygi, dzięki której chcą Lucka zneutralizować, ściągnąć do swego poziomu. Bartosz Staszczyszyn w "Tygodniku Powszechnym" (45/2005) napisał:
Lucek to jedna z najbardziej fascynujących postaci polskiego kina ostatnich lat. Brawurowo zagrany przez Andrzeja Chyrę, łączy cechy demonicznego potwora, pozbawionego resztek ludzkich uczuć, i skrzywdzonego dziecka, które odgrywa się na własnym ojcu za poniesione przed laty krzywdy.
Choć bohater "Komornika" jest postacią bez wątpienia ciekawszą niż bohater "Wodzireja", to w wielu opiniach pojawia się pogląd, że "Komornik" nie jest filmem równie dobrym. Przy wszystkich swoich zaletach jest - inaczej niż "Wodzirej" - filmem niejednolitym stylistycznie, bardzo realistycznym w portretowaniu posępnej rzeczywistości, a zarazem w niektórych partiach odrealnionym i metaforycznym, co może zakłócać odbiór całości.
Feliks Falk stworzył jednak tym filmem ciekawą ramę dla swojej dotychczasowej twórczości, na początku której stał sukces "Wodzireja", i co ciekawe, pokazał, że postawa jaką prezentowali w latach 70. twórcy filmowi, wbrew obiegowym poglądom nie musi w nowej epoce ulec bezwzględnemu przedawnieniu. Pomiędzy filmami o Lutku Danielaku i Lucku Bohme Feliks Falk stworzył filmy, wśród których kilka zwróciło swego czasu uwagę krytyki i publiczności. Przede wszystkim "Był jazz", nostalgiczna, choć niepozbawiona gorzkiego kontekstu politycznego, opowieść o zespole muzycznym z lat 50. A także "Idol" i "Samowolka".
Kariera filmowa Feliksa Falka przez lata układała się, można rzec, nieco chropawo, pośród filmów udanych znajdujemy także mniej interesujące, trafiają się okresy absencji reżysera na rynku filmowym, które częściowo wypełniał, reżyserując na scenach różnych miast Polski i w Teatrze Telewizji. Jest to jednak reżyser, który zwraca uwagę pewną konsekwencją, jaką wykazuje w swoich zainteresowaniach. Znaleźć można w jego filmach niewygasającą fascynację sytuacjami, mówiąc najkrócej, takimi, w których bohaterowie są ofiarami, lub przeciwnie motorami, uruchamianych manipulacji. Dotyczy to także tych filmów innych reżyserów, w których Falk był autorem scenariusza, jak "Wielki bieg", czy "Baryton". Zarazem odnosi się on zarówno do życia politycznego, jak i zwykłych stosunków międzyludzkich. W sferze zawodowej, czego przykładem jest film "Szansa". A nawet uczuciowej. Niech przykładem tego ostatniego będą choćby filmy "Koniec gry" czy "Lato miłości".
Reżyser niegdysiejszego "Wodzireja" i współczesnego "Komornika" sięgnął po temat, w którym połączył nieodległą historię (lata 70. XX wieku) z nieodległą współczesnością (lata 90.). Akcja jego filmu "Enen" rozgrywa się już po przemianach politycznych w Polsce, w roku wielkiej powodzi we Wrocławiu, ale korzenie przedstawianego tematu sięgają lat 70. W tamtym okresie leży odpowiedź, kim jest pacjent szpitala psychiatrycznego dotknięty amnezją, nieznany z nazwiska tytułowy NN (Enen).
O tym filmie Falka napisał w tygodniku "Film" Jacek Rakowiecki:
historia pojedynczego przypadku, w której niespodziewanie ukrywa się kawałek współczesnej historii Polski; zbyt trudnej dla polityków, ale w sam raz dla reżysera tak doświadczonego, jak Falk. I dla widza, który wie, że ludzie i ich wybory są czarno-białe tylko dla funkcjonariuszy Instytutu Pamięci Narodowej.
Feliks Falk udzielając wywiadu Barbarze Hollender dla dziennika "Rzeczpospolita" (4.09.2009) mówił:
W naszych filmach z lat 70. polityka była ukryta pod metaforą, aluzją, ale dla widzów czytelna. Dzisiaj polityka mniej mnie interesuje, bo jest jej nadmiar W "Enenie'" najciekawsze były dla mnie inne pytania, powiedziałabym, natury filozoficznej i moralnej: czy jesteśmy w stanie poznać drugiego człowieka? Jak ocenić postępowanie kogoś, kto nawet kierując się dobrą wolą, może inną osobę unieszczęśliwić? Jaką odpowiedzialność ponosi lekarz psychiatra, budząc do życia pacjenta? Czy ma prawo narażać na zagrożenie własną rodzinę? Czy powinien kontynuować terapię, wiedząc kim jest jego pacjent? I wreszcie, czy można wyleczyć zło? "Enen'"nie jest dla mnie filmem z kategorii kina społeczno-politycznego.
Sytuacja kina z lat 70., kiedy powstawały ważne filmy nurtu moralnego niepokoju, jest zdaniem Feliksa Falka nie do powtórzenia. "Komornikiem" próbował reżyser powtórzyć tę szczególną relację między twórcą filmu a widzem. Reżyser ma też dziś bardziej skomplikowaną wizję tamtego okresu. W rozmowie z Barbarą Hollender mówił:
Wychowałem się w PRL i znam różne jego strony. Nie muszę bronić tego systemu, bo wypowiedziałem się na ten temat w moich filmach. Ale nie ze wszystkimi ocenami się zgadzam. Drażnią mnie częste uproszczenia i jednowymiarowość tego okresu. Armia młodych historyków i polityków, których nie było jeszcze wtedy na świecie i którzy znają tę epokę jedynie z różnego rodzaju przekazów i interpretacji, w imię naciąganej ideologii moralności i rozliczeń, zamazuje prawdziwy obraz. W PRL fałszowano obraz międzywojnia, teraz nie pokazuje się wszystkich złożoności lat PRL. To mnie niepokoi. Chciałbym dziś w filmach zobaczyć pełniejszy obraz tamtej rzeczywistości.
Dodał w tej rozmowie, że taką próbą miał być "Enen". Ubrał zaś film w kostium thrillera, by tajemniczością i napięciem zachęcić do jego obejrzenia młodzież.
Ostatnim, jak dotąd, kinowym filmem Falka była "Joanna" (2010), osadzony w Krakowie czasów okupacji dramat o kobiecie, która ukrywa w domu małą, żydowską dziewczynkę. Tadeusz Sobolewski pisał o nim:
Kameralny, świadomie staroświecki film Falka ma czysty ton, rzadki w nowym polskim kinie. Dobro i zło są tu pozbawione masek, jakie nakłada im zbiorowość. "Joanna" powstała jako reakcja na sytuację współczesną, gdy kwestie moralności i wiary wywleka się na sztandary, łącząc je ze zbiorowością, z narodem, z partią. Falk sprowadza te wartości na grunt osobowy. To punkt widzenia chrześcijański, personalistyczny. Samotne dobro, napiętnowana cnota ukryta pod pozorem grzechu, nierozpoznane poświęcenie - to przecież ewangeliczne paradoksy. Kiedy z tej perspektywy oglądamy wigilijne światła w scenie okupacyjnego Bożego Narodzenia - święta, z którego Joanna została wykluczona, wydają się pustym rytuałem.