Krzysztof Miklaszewski (ur. 1944), znany w Polsce wszechstronny "człowiek teatru" – scenarzysta studenckiej rewolucji, odnowiciel Krakowskiego Teatru Telewizji, aktor Tadeusza Kantora), a na świecie ceniony reżyser filmów dokumentalnych; ostatnio: Hollywood Eagle Documentary Award 2008 – jest z wykształcenia filologiem i historykiem sztuki, a z powołania... reporterem.
Wszystkie te pasje, zainteresowania, fascynacje i umiejętności zdaje się zespalać jego dwunasta książka "Zatracenie się w Schulzu". A że wszystko – jak twierdzi sam autor – zaczęło się u niego od... Schulza, trafną rekomendację tej pisarskiej przygody stanowi zdanie znakomitego historyka teatru prof. Jana Ciechowicza: "Krzysztof Miklaszewski jak nikt przeszedł wszystkie kręgi wtajemniczenia u Schulza".
Tropiąc cały kontekst Schulzowskiego życia po życiu, Krzysztof Miklaszewski przypomina, że Bruno Schulz inspirował i inspiruje coraz to nowe pokolenia artystów. Dodajmy: artystów prawdziwych. Artystów poszukujących we wszystkich dziedzinach sztuki. Dlatego to w grupie twórczych kontynuatorów Schulza w teatrze postawił w jednym rzędzie obok Kantora nie tylko McBurneya i Worona, ale także polskich inscenizatorów. Dlatego w filmie zderzył autor "Zatracenia..." Hasa i Sobocińskiego z braćmi Quay, a w muzyce zobaczył Bester Quartet blisko słynnego Johna Zorna. A kiedy do tych wszystkich artystycznych sprawdzianów doszedł kontekst czysto życiowy, przywołujący w cyklu rozmów prasowych i filmowych dokumentów parę bratanków "stryjcia Brunia", uczniów z Drohobycza oraz prototypy postaci ze "Sklepów cynamonowych" i z "Sanatorium pod Klepsydrą", okazało się, że autor zastawia na czytelnika te same sidła fascynacji Schulzem, w jakie wpadł bez reszty. Zwłaszcza że dzisiejszym przejawom kultu towarzyszą nadużycia wobec Schulzowskiej spuścizny.
"Zatracenie się w Schulzu" Krzysztofa Miklaszewskiego to znakomity diariusz tej fascynacji. Wciągający i pełen dystansu zarazem.