Stachura należał do uprzywilejowanej garstki ludzi sztuki, którym w tej mierze udawało się więcej niż innym. W jakimś sensie władzy ludowej było to na rękę. Spełniając kolejne życzenia zapobiegliwego literata uwierzytelniała się przed środowiskiem i opinią publiczną jako troskliwy mecenas.
Siła przebicia o mocy, której niewiele brakuje do napędu uruchamiającego fanatyków. Jeśli stypendium – to co najmniej od ministerstwa, jeśli zaszczycić propozycją jakiś teatr – to nic poniżej Narodowego, jeśli zasilić czyjś repertuar – to od razu Łucji Prus… Wysoka samoocena o takiej sile i sugestywności oddziaływania, że potrafiła wpływać bardzo zwyżkująco na oceny innych. I scalające to wszystko przekonanie o jakiejś posłanniczej misji, wiara nie tyle i nie tylko we własną wielkość, ale w wielkość, ważność i autentyczność oferowanej prawdy. To wszystko, przysłonięte początkową nieporadnością w przedzieraniu się przez nowe środowisko literackie, a potem także muzyczne, było obecne już na samym artystycznym starcie. Ale dopiero z biegiem czasu nabierało wyrazistości i zaczęło się ujawniać nawet w pozaartystycznych kontaktach o bardzo prywatnym charakterze – pisze Buchowski.
Poeta i kombatanci
Trzeba przyznać, że dla ekip rządzących nad Wisłą Sted był nieszkodliwy. W jego utworach afirmujących zdrowy trud życia – i to najczęściej w warunkach dalekich od życiowego komfortu – nie było akcentów wrogich czy choćby tylko krytycznych wobec ówczesnej władzy. Jego bohaterowie zdawali się żyć w świecie pozbawionym politycznych konfliktów, wyznaczanych tragicznymi kulminacjami w latach: 1968, 1970, 1976.
Tymczasem w "Całej jaskrawości" z 1969 roku ani śladu po antysemickich ekscesach marca 1968, a w "Siekierezadzie albo Zimie leśnych ludzi" z 1971 – ani cienia aluzji do grudniowych zajść roku poprzedniego na Wybrzeżu. Co gorliwsi krytycy skłonni nawet byli dopatrywać się w tym oportunizmu czy koniunkturalizmu pisarza, jakby wyznacznikiem sine qua non poczytnej literatury musiała być jej antytotalitarna wymowa. Marian Buchowski przypomniał, że temat "kombatanctwa" poruszył Stachura we "Wszystko jest poezja" i to w "zdumiewająco jak na niego publicystyczny sposób".
Nawet zakładając, że to prawda, że wszyscy wtedy walczyli, że nikt się nie dekował czy choćby trochę ociągał z poświęceniem życia, to przecież jedną sprawą jest zginąć dla ojczyzny w jej obronie w czasach wojny, a inną jest mądrze i dobrze pracować dla ojczyzny w czasach pokoju, pomnażając jej najszerzej pojętą materialną i duchową kulturę.
Gałązka Jabłoni
Dla czytelników "Butów Ikara" ważne będą nie tylko tropy stricte literackie, ale i osobiste. Żoną Edwarda Stachury w latach 1962–1972 była Zyta Oryszyn, absolwentka filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, pisarka obsypana nagrodami za "Ocalenie Atlantydy", 2012 (m.in. Nagroda Literacka Gdynia, Gryfia, nominacja do Nike), zajmująca się poetą nawet po rozwodzie, w jego ostatnich najtrudniejszych miesiącach życia. To w niej krytycy literaccy upatrują pierwowzór Gałązki Jabłoni, wyidealizowanej postaci kobiecej z "Siekierezady".
Dariusz Pachocki odkrywa, że co jakiś czas pojawiające się w "Siekierazadzie" dziwnie brzmiące, tajemnicze zawołania narratora: "Zawsze i teraz absolutnie służy Tobie Emanuel delawarski" zawiera w sobie – ułożony z pierwszych liter każdego wyrazu – zestaw: zita sted.
Zyta wraz z Edwardem mieli kiedyś okazję spotkać się w Gorzowie z cygańską poetką Bronisławą Wajs-Papuszą. Nie spełniła jednak prośby Stachury, który prosił, żeby mu powróżyła. Spojrzawszy we wnętrze jego dłoni wymówiła się, że nigdy nie przepowiada przyszłości przyjaciołom.
Świadkowie uznali, iż ujrzała tam cały los poety, co pominęła dyskretnym milczeniem. A prośbą o wróżbę Stachura kolejny raz wszystkich zaskoczył. Jak zwykle.
Czarcia Łapa
Biograf poety nie ukrywa jego awanturniczych perypetii. Po scysji z portierem, który pijanego Stachury nie chciał wpuścić do lokalu Czarcia Łapa w Lublinie, milicyjny patrol odwiózł go do miejscowej izby wytrzeźwień, o czym nazajutrz rozpisywała się lokalna prasa. Dwa dni później poetę spotkał profesor Tadeusz Kłak i kurtuazyjnie zapytał, co u niego słychać.
– Wracam – powiedział – z izby wytrzeźwień.
– Dopiero teraz?
– Tak – rzekł Stachura i opowiedział dlaczego. Po pierwszej nocy, kiedy zwalniano "gości" izby, wezwano przed oblicze jej szefa i autora "Jednego dnia". Padło pytanie:
– Imię i nazwisko?
– Edward Stachura.
– Co robicie?
– Piszę.
– Co piszecie?!
– Wiersze.
– To zostaniecie jeszcze na jedną noc.
Może chodziło o to, żeby przez drugą dobę Stachura wytrzeźwiał również z czadu poezji, ale to było niemożliwe.
Wybryki poety, które szybko przedostawały się na łamy prasy, były powszechnie znane. W przeciwieństwie do jego czysto ludzkich odruchów serca. Tymczasem Stachura miewał stany euforycznej filantropii.
Po wydaniu "Opowiadań", "Się" oraz "Dużo ognia i tak dalej" rozdał honoraria – prawie sto tysięcy złotych – wciskając je "delikatnie" do rąk lub do kieszeni starych ludzi, których spotykał w barach mlecznych, gdzie się żywił. W "Pogodzić się ze światem" wspomina o tym – jak twierdzi – tylko po to, żeby móc sobie postawić pytanie: "czy to było normalne?"
Z czasem – zwłaszcza w ostatnich miesiącach przed samobójczą śmiercią – w kontaktach z otoczeniem uwidoczniała się jego apodyktyczność. Stachura zawsze kochał postawić na swoim, jednak z latami coraz wyraźniej narastała w nim drażliwość. Nie starał się hamować swoich negatywnych emocji, czym zrażał do siebie najżyczliwszych mu ludzi.
Nad grobem poety przemawiali Henryk Bereza i Marian Grześczak. Bereza, który przyjaźnił się ze Stachurą, żegnając go łamiącym się ze wzruszenia głosem, powtórzył własną myśl o nierozerwalnej jedności życia i pisania autora "Się". Grześczak, jako przedstawiciel Związku Literatów Polskich, ale i sam poeta, stwierdził między innymi:
Bez dzieła Stachury nie może się obyć literatura naszych dni, bo tak jest samoistne i tak istotne znaki czasu sobą wyraża.
Biografia poety pióra Mariana Buchowskiego powinna zadowolić wszystkich czytelników. Zarówno tych, którzy utwory Edwarda Stachury znają na wyrywki, jak również młode pokolenia, dopiero odkrywające swoisty urok jego poetyckich fraz. Poddawana weryfikacji w "Butach Ikara" legenda "poety drogi" – polskiego barda zrodzonego na francuskiej ziemi, przemawia z równą siłą, jak pożółkłe strony jego zaczytywanych książek.
Marian Buchowski
"Buty Ikara. Biografia Edwarda Stachury"
opracowanie graficzne Andrzej Barecki
Wydawnictwo "Iskry"
wymiary: 242 x 170 mm
oprawa: twarda z obwolutą
liczba stron: 662
ISBN 978-83-244-0384-4
ISBN e-publikacji 978-83-244-0340-0