Ludzie nakreśleni przez Juliusza Słowackiego przeżywają emocje podobne naszym. Główna bohaterka Balladyna, dziewczyna z gminu, śmiało pnie się po szczeblach społecznego awansu, nie licząc się z innymi, niektórych nawet eliminując z doczesnego świata. Przejmująco aktualna pozostaje jej relacja z Matką, kiedy to fałszywie pojęta ambicja każe dziecku wstydzić się z powodu jej niskiego pochodzenia.
Maria Janion pisała o "Balladynie", że każde nowe sceniczne odczytanie tego dramatu "skłania do ponownego zastanowienia się nad najwspanialszym w literaturze polskiej utworem – wcieleniem ironii tragicznej romantyzmu" ["Obrona Ballady", Życie Literackie", 3 marca 1974]. W "Balladynie" autor stworzył zakrojoną na szekspirowską miarę kreację psychologiczną kobiety, którą namiętne dążenie do władzy szybko zaczyna przerastać, żeby doprowadzić do nieuchronnego upadku. Utwór dowodzi również, że dokonane zbrodnie nie pozostają bez konsekwencji dla jej sprawcy, a w tym przypadku sprawczyni.
"Balladyna", dramat w pięciu aktach, powstał w 1834 roku w Szwajcarii. Autor dedykował go – listem z datą 9 lipca 1839 roku – "kochanemu poecie ruin", autorowi "Irydiona" Zygmuntowi Krasińskiemu: ("Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną [sic!] siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i ładu, jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców, które wydają się drzewa ręką ludzi szczepione"). Pierwsze wydanie ukazało się w 1839 roku w Paryżu; pierwsze wystawienie na scenie miało miejsce 7 marca 1862 roku we Lwowie.
W liście do matki z 18 grudnia 1834 roku podkreślał Juliusz powinowactwo swojej sztuki do "starej ballady". Ułożona jest "tak, jakby ją gmin układał, przeciwna zupełnie prawdzie historycznej, czasem przeciwna podobieństwu do prawdy. Ludzie jednak starałem się, aby byli prawdziwymi i aby w sercu mieli nasze serca".
Zgodnie z zainteresowaniami epoki, sztuka Słowackiego nawiązuje do ludowych baśni – rozgrywa się w legendarnych pradziejach, w okolicach jeziora Gopło. Inicjuje ją romantyczna z ducha historia młodego rycerza Kirkora, przemierzającego wraz z towarzyszami kraj, w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki na żonę. Radzi się w tej mierze świątobliwego Pustelnika, który go przekonuje, żeby nie szukał panny po zamożnych dworach, lecz pojął prostą dziewczynę z biednej chłopskiej chaty ("Ani się wahaj, weź pannę ubogą,/ Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo/ I lepiej będzie, niżbyś miał z królewną").
Pustelnik miał powody, aby tak doradzać, zakosztował bowiem dworskich obyczajów jako król Popiel III, zanim został podstępnie zdetronizowany przez brata. Kirkor, oburzony krzywdą wyrządzoną prawowitemu władcy, czego dowodem była chroniona przezeń w pustelni święta korona Lecha ("W niej szczęście ludu, w niej krainy siła/ Cudem zamknięta..."), postanawił tuż po swoim weselu podążyć do Gniezna i uwolnić kraj od uzurpatora. Tymczasem jednak udaje się za jaskółką wskazującą mu gniazdo uwite pod strzechą wiejskiej chałupy.
Nimfa wodna Goplana wynurza się z toni jeziora, aby tropem Kirkora wysłać przybocznego duszka Skierkę. A to głównie w celu pomieszania szyków wiejskiemu pijanicy Grabcowi, w którym wodna boginka zadurzyła się podczas ratowania go z nieuniknionej topieli. Niestety, wybranek jej serca zdecydowanie bardziej od "dziwnego stworzenia z mgły i galarety" wolał dziewczynę z krwi i kości, czyli Balladynę. Skierka miał mu to uniemożliwić, co też czynił czarami, jednak na tyle nieudolnie, że doprowadzony do ubogiej chaty rycerz Kirkor nie potrafił wybrać między dwiema równie urodziwymi siostrami: Aliną i jej starszą siostrą Balladyną ("Serce mam jedno, a ciągnie do obu./ Którą odrzucić? Której być małżonkiem?/ Obie kochają, więc niesprawiedliwość/ Poniesie jedna, jeśli wezmę drugą").
Wyjściem ze skomplikowanej sytuacji stanie się podpowiedź Skierki skierowana do ucha Wdowy: ("Matko, w lesie są maliny,/ Niechaj idą w las dziewczyny./ Która więcej malin zbierze,/ Tę za żonę pan wybierze"). Las kusił, choć nie tylko malinami, bo też wkrótce można było usłyszeć "klaskanie za chatą", co dla Balladyny było umówionym sygnałem od Grabca ("Ha!… zaklaskał w borze"). To oczywiście przesądziło, że Alina wyprzedziła siostrę w zbieraniu malin.
Serce Balladyny wezbrało nieznanym jej dotąd uczuciem i stóp płaczącej wierzby – w jaką wróżka zaklęła nieposłusznego jej umizgom Grabca – starsza siostra ciosem noża zabiła młodszą. Na ciało Aliny natknął się raptem rozpoetyzowany pasterz Filon, błądzący po świecie w poszukiwania wyśnionej kochanki, którą – niestety za późno – dostrzegł właśnie leżącą bez ducha pod wierzbą. Balladyna z niezmywalną kroplą krwi na czole została panią na czterowieżowym zamku męża.
Tuż po ślubie Kirkor jedzie zdobyć Gniezno, aby dopełnić przysięgi danej prawowitemu władcy, ukrywającemu się pod postacią Pustelnika. Nieznana przyczyna odjazdu męża źle wpływa na samopoczucie Balladyny, która unika własnej matki, gdyż przypomina jej o gminnym pochodzeniu, bratnią duszę odnajduje zaś w Fon Kostrynie, dowódcy zamkowej straży, podającym się za germańskiego księdza wyzutego z ojcowizny, choć de facto syna straconego opryszka. Wnet zwiąże ich wspólne zabójstwo Gralona (dziś zostałoby nazwane mordem założycielskim), wysłannika stęsknionego Kirkora, później również cudzołóstwo.
Nowa pani zamku, podając się za wygnaną księżniczkę Trebizondę, sprosiła okoliczną szlachtę na ucztę. Wśród gości nie zabrakło uwolnionego z wierzbowej kory Grabca, przebranego w karcianego króla dzwonkowego przez zakochaną w nim Goplanę, z wykradzioną przez Skierkę i Chochlika koroną Lecha na głowie. Ani pojawiające się na uczcie widmo Aliny – niewidoczne dla innych poza Balladyną, choć rozchodzącą się woń malin poczuli wszyscy – ani narzucająca się córce z rodzicielskimi uczuciami Wdowa, nie przemówiły do sumienia pani na czterowieżowym zamku, która w burzliwą noc wypędziła z niego matkę, swoimi wypowiedziami przynoszącą jej wstyd w wykwintnym towarzystwie.
Zwycięstwo Kirkora nad uzurpatorem w Gnieźnie i przesłane przez męża polecenie doprowadzenia na tron prawowitego władcy w koronie Lecha z charakterystycznym "brylantem żmije-oko" na głowie, przesądziło los dzwonkowego króla – pijany Grabiec padł ofiarą zbrodni morderczej pary. Niedługo później zawisł na sznurze Pustelnik. Wówczas Kirkor przygotowuje swoją armię do rozprawy z nowym samozwańcem, nie domyślając się, że przeciwnika ma we własnej żonie.
Niestety, szeregi szlachetnego grafa mocno się przerzedziły, gdyż przekupywani złotem z kirkorowego skarbca żołdacy gremialnie przeszli na stronę Kostryna. On też – po bohaterskiej śmierci zdradzonego Kirkora – objął w posiadanie pół królestwa, wraz z ręką Balladyny, która jednak niczym nie zamierzała się z nim dzielić. Nowa władczyni sztyletem – z jednej strony pokrytym żmijowym jadem – rozcięła chleb podarowany zwycięzcom przez rajców miasta, zatrutą część podając wspólnikowi.
Tymczasem mieszkańcy Gniezna obserwują nadzwyczajne zjawisko – oto nad ich głowami przeleciał klucz żurawi, z tajemniczą postacią uczepioną ostatniego z ptaków. Była to Goplana, uciekająca przed wspomnieniami o skrytobójczo zamordowanym Grabcu. Dręczyły ją wyrzuty sumienia: ("Poplątałam ludzkie czyny,/ Tak, że Bogu mścicielowi/ Trzeba wziąć grom i upuścić/ Na ludzkie dzieła i winy…").
Tradycyjnym zwyczajem pierwszego dnia władzy nowo wybranego króla czy królowej jest sprawiedliwe rozsądzanie spraw, z jakimi zwracają się doń poddani. Pierwszy oskarża królewski lekarz, żądający kary dla truciciela Kostryna. Z ust władczyni pada wyrok: ("Otrawiciel jest winien śmierci").
Przed królewskim majestatem jako drugi stanął zrozpaczony Filon, domagając się ukarania bliżej nieznanego mordercy pięknej dziewczyny pod wierzbą u boru. Zaoczny werdykt królowej również był wyrokiem śmierci. Trzecia przyszła oślepiona piorunem Wdowa w łachmanach, która oskarżała wyrodną córkę, wzbraniając się jednak przed podaniem jej imienia, czego od skarżącej zażądał Kanclerz, powołujący się na właściwe zapisy prawa.
Dzielna Wdowa nie wypowiedziała imienia córki nawet po wzięciu na tortury, podczas których rychło skonała. Niemniej jednak trzeci wyrok królowej na sprawczynię kolejnej zbrodni nie różnił się od poprzednich: ("Winna śmierci"). Sprawiedliwości dopełnił grom z burzowej chmury, strącający Balladynę z tronu wprost w objęcia śmierci.
W epilogu dramatu Słowacki umieścił dziejopisa Wawela (utożsamianego przez niektórych z Joachimem Lelewelem). On to, rozmawiając z publicznością bezczelnie przeinaczał fakty w imię "bezstronności" (skąd my to znamy?), przez co został przez widzów wyrzucony za kulisy. Zanim się tam znalazł, zdołał jeszcze przypochlebnie powiedzieć, iż: ("Ten, co w laurach chodzi,/ Autor niniejszej sztuki, słusznie wam opowie,/ Że odkąd nosi wieniec laurowy na głowie,/ Piorun weń nie uderzył").
Może stąd wzięła się przekora Witolda Gombrowicza, dzięki któremu od końca lat trzydziestych XX wieku wiadomym jest, dlaczego należy czcić Juliusza Słowackiego: "Bo wielkim polskim poetą był" – jak przewrotnie wyjaśnił to w swojej powieści "Ferdydurke". I tak też, z nabożnym, lekturowo-polonistycznym pietyzmem traktowano go na naszych scenach – obojętne: "Balladyna", "Samuel Zborowski" czy "Sen srebrny Salomei". W końcu Adam Hanuszkiewicz, nieczuły na głosy potępienia z ust następców profesora Bladaczki, swoją kontrowersyjną inscenizacją "Balladyny" w Teatrze Narodowym (premiera 8 lutego 1974 roku) udowodnił, że "wielki poeta" potrafi przemówić do nas inaczej: zadziornie i prześmiewczo.
W popkulturowej "Balladynie" Hanuszkiewicza aktorzy jeździli na motocyklach marki Honda, a bitwę rozegrano przy pomocy zdalnie sterowanych mechanicznych zabawek. Po nim trudno byłoby znaleźć inscenizację "Balladyny" bez swoiście pojętej "hondy". Najradykalniej podszedł bodaj do utworu Mieczysław Górkiewicz w krakowskim Teatrze Bagatela (premiera 26 października 1974 roku), przedstawiając Balladynę jako ordynarną wiejską dziwkę – niby Mańkę z gombrowiczowskiego "Ślubu". Jego wizji dopełniła zgrzebna, deszczułkowo-błotna scenografia Tadeusza Kantora.
Z dzieła Juliusza Słowackiego da się odczytać zaskakująco wiele, szczególnie widoczne są tu tropy wiodące do Williama Szekspira. Zaklęty w płaczącą wierzbę prostak Grabiec jest bliźniaczo podobny do przemienionego w osła Spodka – czy też Podszewki, w zależności od autora tłumaczenia – ze "Snu nocy letniej". Jest nawet nawiązanie wprost, gdy gromadka dzieci woła za umiłowanym Goplany: ("On był osłem,/ Grabiec był osłem"). Są mniej lub bardziej bezpośrednie paralele także z "Makbetem" (niezmywalne krwawe ślady), "Królem Learem" (licytacja zapewnień o tym, która z córek bardziej kocha; wygnanie starego rodzica na poniewierkę) bądź z "Hamletem" (tron podstępnie zagarnięty przez brata). Z kolei apel spanikowanej Balladyny: ("Świecy! – mój cały zamek za błysk świecy!" – jest odesłaniem do słynnego cytatu z tragedii "Ryszard III" Szekspira: ("Konia! królestwo za konia!").
Warto także przyjrzeć się odwołaniom poety do klasyki. Podsunięty przez Pustelnika pomysł wysłania Balladynie zapieczętowanej skrzyni, aby w ten sposób sprawdzić jej małżeńską lojalność, jest czytelnym przywołaniem mitologicznej puszki Pandory, sprowadzającej nieszczęścia nie tylko na śmiałka, który odważy się ją otworzyć, ale i na całe ludzkie plemię.
Inny mityczny motyw to półksiężyc ukazujący się na głowie Goplany, cechujący bóstwa kobiece władające przyrodą. Z półksiężycem nad czołem w mitologii greckiej występują Diana i Hekate. Podobną jak tu postać przybiera również Królowa Nocy w "Czarodziejskim flecie" Mozarta.
W warstwie narracyjnej wyprawy po maliny autor "Balladyny" odwołał się do historii zaczerpniętej z wiersza "Maliny" pióra Aleksandra Chodźki ("Dwa im dzbanki daj,/ Niechaj idą w gaj;/ Która więcej malin zbierze,/ Tę za żonę pan wybierze") z tomu "Poezje", opublikowanego w 1829 roku w Petersburgu. Temat ów Chodźko najprawdopodobniej zaczerpnął z baśni "Piszczałka" ("Graj, pasterzu, graj!/ Bóg ci pomagaj!/ Starsza siostra mnie zabiła,/ Młodsza siostra mnie broniła") zamieszczonej w wydanych dwa lata wcześniej "Klechdach. Starożytnych podaniach i powieściach ludu polskiego i Rusi" Kazimierza Władysława Wójcickiego.
Ludowy rodowód mają także nietypowe odgłosy w borze. Sielanka "Laura i Filon" Franciszka Karpińskiego, opublikowana w 1780 roku w tomie "Zabawki wierszem i przykłady obyczajne", zaczyna się od wersów: ("Już miesiąc zeszedł, psy się uśpiły,/ I coś tam klaszcze za borem./ Pewnie mnie czeka mój Filon miły,/ Pod umówionem jaworem"). Juliusz Słowacki wprowadza ten temat w didaskaliach: ("Słychać klaskanie za chatą. –/ Balladyna zapala świeczkę/ i ukrywszy w dłoni wychodzi") i w wypowiedzi Aliny: ("Ha!… zaklaskał w borze –/ Wyszła ze świeczką… O, mój wielki Boże!").
Słowa o tym, że "będziemy razem marzyć przy księżycu…", to z kolei odwołanie do ballady Adama Mickiewicza "Świtezianka" z pierwszego tomu "Poezyj", wydanych w Wilnie w 1822 roku. Tam również tajemnicza pani jeziora zawiera śluby z młodzieńcem, aby go następnie poddać próbie wierności. Natomiast u Słowackiego wiejski parobek Grabiec, przez grubiańską nieczułość na podniosłe nastroje, przekształca romantyczną miłość w jej zaprzeczenie – w satyrę.
Krwawa plama na czole Balladyny jest kolejnym nawiązaniem do twórczości Mickiewicza. Nie kto inny jak Konrad z III części "Dziadów" pojawia się w końcówce dramatu w pędzącej na Sybir kibitce, z raną na czole, którą zadał sobie własną ręką. Siostrzana ręka Balladyny zadała cios Alinie, co jej zabójczyni wiecznie przypomina niezmywalna krwawa rana skrywana pod opaską.
Mimo rozgrywających się w wysokich rejonach tragizmu moralnych problemów zbrodni i kary, "Balladyna" jest również głęboko ironicznym spojrzeniem Juliusza Słowackiego na romantyczny pęd epoki ku ludowej niezwykłości. Wystarczył prosty fakt, że tak mocno hołubiona przez ówczesnych twórców gminna bohaterka, okazywała się zbrodniarką. Wśród wiejskich postaci dramatu, poza nieskazitelną Aliną, nie ma zresztą postaci jednoznacznie godnych podziwu – nie jest nią bowiem jej starsza siostra, ani też wiecznie pijany Grabiec.
Siła determinacji i parweniuszowskie parcie po trupach do celu dostrzegł w "Balladynie" Juliusz Kleiner, pisząc, że z bohaterów dramatu Słowackiego "potęgą woli imponuje głównie – zbrodniarka". Lepszego przykładu romantycznej ironii w naszej poezji trudno byłoby nam znaleźć.