Stąd też na obrazie pojawia się element, który ma wyrażać kumulację oczekiwania, którą wyraża postać Tygellina, czyli mężczyzny ze wzniesioną czerwoną chustą (nazywaną mappą). Był on przyjacielem Nerona i wysokim urzędnikiem na jego dworze. Zwyczajowo to opuszczenie tego kawałka materiału było sygnałem do rozpoczęcia widowiska. Tygellin, a zwłaszcza mappa, są wizualnie wyodrębnieni na tle błękitnego nieba. Ten czerwony akcent kolorystyczny jest również punktem zbiegu linii perspektywy na tym obrazie, co w naturalny sposób prowadzi ku niemu spojrzenia widza, wskazując, w czyim geście skupia się akcja na obrazie.
Dzieło zostało umieszczone w ozdobnej ramie z łacińską inskrypcją: "ET LUX IN TENEBRIS LUCET / ET TENEBRAE EAM NON COMPREHENDERUNT" [łac. "a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła"], która jest cytatem z Ewangelii wg św. Jana (J 1,5). Inskrypcja ta podkreślała przesłanie obrazu – choć teraz dwór Nerona jaśnieje w swoim przepychu, to zaraz okryje go ciemność, zaś chrześcijanie, okrutnie mordowani, okażą się "światłością świata", która zatryumfuje. Co więcej, światłość ta nigdy nie zgaśnie. To symboliczne "starcie" widać także w praktyce nadawania tytułu wskazującego głównego bohatera. Dzieło jest bowiem znane zarówno jako "Świeczniki chrześcijaństwa" (akcent położony na chrześcijan), jak i "Pochodnie Nerona" (czyli na cesarza jako sprawcę). Uniwersalna wymowa obrazu, oparta na kontraście "ciemność i światłość", czyli zwycięstwa uciskanego dobra nad (pozornie) wszechpotężnym złem, była czytelna dla widzów w całej Europie. Sama scena była zaś przedstawiona tak, żeby wzbudzić w odbiorcy zainteresowanie – potężnych rozmiarów płótno z doskonale oddanymi szczegółami architektury oraz jasnym układem kompozycji oraz narracją z jednej strony zachwycało mnogością szczegółów, zaś z drugiej nie gubiło myśli przewodniej.
W Polsce obrazowi nadawano także jeszcze inne znaczenie, traktując dzieło jako symboliczne ujęcie zmagań z zaborcami, gdzie Neron i starożytny Rzym miał uosabiać despotyczną Rosję, zaś pierwsi chrześcijanie – Polskę i Polaków. Patrzono więc na niego z nadzieją. Jak zauważał Bronisław Zawadzki w "Dzienniku Polskim", przy okazji wystawy obrazu we Lwowie w styczniu 1878 roku:
Jakże się niedalekim czuje umysł w obecnej dobie narodowego nieszczęścia od owych gnębiących ducha przejść, które za czasów Nerona dotknęły chrześcijaństwo w kolebce. Z jakąż okrutną siłą nasuwa się analogia dziejowa pomiędzy dwiema tak odległymi epokami. [..] Dzisiaj nie zapalają pochodni z naszych ciał, ale gaszą pochodnię naszego ducha. […] I czyż dziwić się, że artysta, poczuwający się do wspólności cierpień z narodem, dopatrzył w krwawej Nerona fantazji podobieństwo z naszą dolą […]. I jak od arcydzieła jego odchodzimy z duchem podniesionym, bo wiemy z dziejów, że w parę krótkich stuleci ten Rzym-despota ugiął się pod stopy krzyża, tak i tę bolesną uwagę naszą przerywa przypomnienie stwierdzonej tylokrotnie już prawdy Pisma Św.: "et lux in tenebris lucet et tenebrae eam non comprehenderunt".