Chyba boję się zapytać.
KA: To tradycyjna kołysanki z Wysp Kanaryjskich. Przepiękna pieśń. O matce, która śpiewa swojemu dziecku. Obiecuje, że we śnie zaopiekuje się nim Matka Boska i że jak zaśnie, to dostanie cukierka. I że w ogóle jest słodkie. A potem zmienia się perspektywa – zamiast matki słyszymy narratora. Tłumaczy, że młoda matka jest szczęśliwa, bo myśli, że jej dziecko śpi, ale nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę nie żyje. I wyobraź sobie, że śpiewasz to swojemu dziecku. Co to mówi o tych kobietach, o ich mentalności? O tym, jak często się zdarzało, że one te dzieci rzeczywiście traciły? Jak wielki to musiał być strach? Mówimy przecież o czasach, kiedy nie było szczepionek ani antybiotyków. A dziecko w ciągu tych pierwszych dni, tygodni było tak słabe, że mogło się wydarzyć wszystko.
W jakim stopniu rola, jaką odgrywają kołysanki, wpływała na wasz proces kompozytorski? Bo jeśli to piosenki, które mają przygotować do snu, to chyba nie można poszaleć np. z dynamiką?
TP: Wydaje mi się, że od samego początku wszyscy mieliśmy poczucie, że potraktujemy te melodie jako utwory koncertowe, a nie klasyczne kołysanki. Wiedzieliśmy, że dołożymy do nich dużo od siebie – nasze pomysły, skojarzenia, wrażliwość – bo zawsze tak pracujemy w Bastardzie. Tym bardziej, że ten materiał dźwiękowy z samej swojej definicji jest bardzo prosty. Bazowaliśmy na melodii głosu, na bardzo krótkim jej fragmencie – zwykle kilku taktach. Na ich bazie budowaliśmy autorskie kompozycje, improwizowaliśmy. Przy czym naszym głównym celem było pokazanie tych emocji i historii nie poprzez tekst, ale poprzez muzykę. Wiedzieliśmy, o czym opowiada każda z wybranych kołysanek, i od pierwszych szkiców te nasze wariacje nazywaliśmy konkretnymi emocjami, a nie tytułami oryginałów czy regionów, z których pochodzą. Z tego powodu nie mieliśmy formalnych ograniczeń, o których wspominasz.
KA: Trzeba pamiętać, że to nie jest płyta, na której po prostu aranżujemy klasyczne kołysanki. Takich płyt jest już dużo. W "Lilith Abi" czerpiemy z tych melodii, sięgamy po fragmenty utworów i – przede wszystkim – po emocje w nich zawarte. Na ich podstawie budujemy nowe kompozycje, choć utrzymane oczywiście w podobnym nastroju.
TP: Innymi słowy, to nie jest album, który rodzice mieliby grać swoim dzieciom do snu.
KA: Ma raczej zachęcić rodziców do myślenia o kołysankach. Ale też do ich śpiewania dzieciom. Zgadzam się natomiast, że to album skierowany bardziej do dorosłych niż do dzieci.