Jak twoi rodacy zareagowali na film, w którym Islandczycy pokazani są jako ksenofobi?
Premiera filmu na Islandii była mocno skomplikowana, bo dystrybucja kinowa przypadła na połowę stycznia. A styczeń na Islandii to naprawdę nienajlepszy miesiąc na premierę filmu ze względu na pogodę. Jest wtedy dużo sztormów, ludzie niechętnie wychodzą z domów.
Dlaczego zgodziłeś się, żeby dystrybutor wypuścił film właśnie wtedy?
Zależało mi, żeby premiera odbyła się jak najbliżej Bożego Narodzenia. Nie oczekiwałem wielkiej oglądalności. Zaskoczyłem się pozytywnie, bo film cieszył się dobrym przyjęciem przez siedem tygodni, zanim wszystkie kina zostały zamknięte ze względu na COVID.
W Polsce, jeśli film się utrzyma w repertuarze przez siedem miesięcy, mówimy o dużym sukcesie.
Na Islandii jest inaczej. U nas wpuszcza się film do kina na sześć miesięcy. Niektóre islandzkie filmy są w kinach przez rok czy nawet półtora. U nas po siedmiu tygodniach statystyki były w porządku, oglądalność była naprawdę dobra, więc spodziewaliśmy się, że zobaczy go jeszcze sporo widzów.
Jakie były reakcje?
Byli ludzie, którzy absolutnie pokochali ten film. Widzieli go w kinie więcej niż raz. Ale są też tacy, którzy go naprawdę nienawidzą ze względu na to, o czym mówi. Teraz "Złotokap" dobrze radzi sobie w Internecie. Kiedy zamknęli kina pod koniec lutego, po prostu postanowiliśmy, że nie będziemy czekać aż ponownie się otworzą, tylko wrzuciliśmy film do sieci, żeby ludzie mieli co robić w trakcie pandemii, żeby mogli go obejrzeć w domu ze swoimi rodzinami.
Masz wiedzę na temat przyjęcia "Złotokapu" przez Polaków na Islandii?
Rozmawialiśmy z ambasadą Polski, żeby zrobić pokaz specjalny tylko dla Polaków, bo Polacy na Islandii są naprawdę rozrzuceni po całym kraju. Są miasteczka czy wsie, które mają naprawdę dużo wyższy odsetek polskich migrantów niż Reykjavik. Niestety pandemia na to nie pozwoliła. A w normalnym czasie, kiedy jest premiera polskiego filmu na Islandii, to wszystkie bilety się wyprzedają.