Osobny był także jego język. Podczas gdy polskie kino lat 70. rozliczało się z własnym moralnym niepokojem i zaglądało pod podszewkę peerelowskiej rzeczywistości, Szulkin porzucał realizm na rzecz fantastyki. Używał jej jako kostiumu. Jego fantastyczne opowieści nie były ucieczką od rzeczywistości, ale jej głębokim zapisem – przenikliwą analizą paradoksów świata i opowieścią o ludzkiej naturze zdolnej do piękna i okrucieństwa.
Fantastyka fascynowała go od wczesnej młodości. Opowiadając o swoich pierwszych ważnych lekturach, Szulkin wymieniał Verne’a z jego umiłowaniem szczegółu, a także Herberta George’a Wellsa, który na zawsze zmienił jego sposób myślenia o świecie i ludziach. Odkąd przeczytał pierwsze jego powieści, marzył, by zrealizować adaptację "Wyspy doktora Moreau", opowieści "o tym, jak powstaje bóg". Od Wellsa czerpał umiejętność łączenia socjologicznej obserwacji z fabularnymi schematami kina gatunków.
Innego (końca) świata nie będzie
Jego fantastyczne filmy, od "Golema", przez "Wojnę światów", "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji", aż po "Ga-ga. Chwała bohaterom", ufundowane zostały na wellsowskim podziale na świat zwycięzców i przegranych, panów i niewolników.
Na ekranie Szulkin kreślił skrajnie ponurą wizję świata znajdującego się w stadium rozpadu i ludzkości, która napędzana jest przez gen samozagłady. Przyglądał się mechanizmom władzy, ale nie interesowało go kreślenie politycznych paralel, ale zrozumienie, skąd bierze się ludzka potrzeba wiary w lepszy, uporządkowany system – socjalistyczny czy jakikolwiek inny. Jego bohaterowie – outsiderzy zyskujący świadomość własnej odmienności – buntowali się nie tylko wobec władzy, ale i swoich współbraci. Bo utopie Szulkina tworzone były przez masy. To one samodzielnie wytwarzały opresyjny aparat władzy i ucisku.
Choć w czasach PRL-u jego filmy czytane były jako antykomunistyczne obrazy, sam Szulkin odżegnywał się od łatwych, politycznych interpretacji swoich dzieł. Owszem, krytykował komunę, ale nie z pozycji filmowca-opozycjonisty, ale z pozycji człowieka przekonanego o tym, że nie ma ucieczki przed polityczną iluzją i zniewoleniem. Niewolnikiem stawał się bohater "Golema" – sztuczny człowiek stworzony z połączenia duszy artysty i ciała zbrodniarza, który odnajdywał w sobie ślady prawdziwego człowieczeństwa, a przebudzenie świadomości było też doświadczeniem Irona Idema (R. Wilhelmi), dziennikarza telewizyjnego z "Wojny światów" próbującego wyrwać się z niewoli politycznych decydentów, czy też Softa (J. Stuhr), czyli konformistycznego urzędnika z "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji", a także bohatera granego przez Daniela Olbrychskiego w "Ga-ga. Chwała bohaterom".
Peerelowska publiczność czytała te filmy jako antykomunistyczne manifesty, ale Szulkin opowiadał w nich o uniwersalnych mechanizmach władzy, o ludzkiej potrzebie zniewolenia i o genie wolności, który pozwala te kajdany zrywać. Fantastyczna tetralogia była bowiem opowieścią o człowieczeństwie, a nie wypaczeniach komunizmu.
W świecie cenzorów