Mam świadomość, że to nie wszystkie tytuły, które można by zebrać w historii polskiej fantastyki cyberpunkowej, i po kątach kryją się inne teksty, może nie tak oczywiste czy głośne jak te wymienione powyżej. Sam zresztą, czas to w końcu powiedzieć, przyłożyłem ręki do poszerzenia tej bibliografii, publikując w 2013 opowiadanie "( ¥ b 3 r p µ n |{ !", w którym starałem się połączyć prozę gatunkową, obawy przed końcem świata (jaki znamy), obyczajówkę near future i główne tezy filozofów ponowoczesności, z Baumanem i Castellsem na czele. (Koniec przerwy na reklamę). Podobne rzeczy pisali jeszcze na przykład Bartek Biedrzycki, autor opowiadań "Czarne światło, błękitny lód" i "Kołysanka stop", pomieszczonych w zbiorze opowiadań, któremu tytuł dał drugi z tych tekstów. Tomek Marchewka, którego świeżutcy "Wandale" ze styczniowego numeru „Nowej Fantastyki” („NF” 01/19) miksują żelazne motywy cyberpunka, kulturę grafficiarzy i rzeczywistość krakowskiego osiedla z wielkiej płyty, tylko przeniesionego nieco bardziej w brudną przyszłość. Michał R. Wiśniewski, którego "Wszyscy jesteśmy cyborgami" to parareportaż o fenomenie Polaków na przełomie wieków przepuszczonych przez transformacyjne doświadczenie Internetu. Albo przywołany na początku Jakub Nowak.
Cytowany na wstępie fragment pochodzi z jego opowiadania "Retro (fantazja alternatywna)", wchodzącego w skład antologii "Rok po końcu świata". Nowak w brawurowy sposób składa w nim hołd dla cyberpunkowej klasyki, jednocześnie przepisując ją kulturowo na nasze swojskie realia. "Retro" to jednak coś więcej niż pastisz, nawet jeśli bohaterowie zamieszkują podziemne miasto wybudowane w kopalniach pod śląską konurbacją, zamiast po cyberprzestrzeni żeglują po Carbonatrixie, piją podłą karbonadę i śnią sny o rewolcie przeciwko Generałowi, gdy tymczasem na powierzchni temperatura zimnej wojny osiąga punkt wrzenia. Czy właśnie tak wyglądałby najbardziej polski z polskich cyberpunków, gdyby jego gwiazda w latach 80. zapłonęła po tej stronie żelaznej kurtyny?
Realia się zmieniają, komputerowe deki zastępują swojskie unitry, odry i commodore, ale tęsknota i przerażenie są te same, w sercach ludzi ściskanych przez technologię i śniących ten sam sen o niebie nad portem, które zawsze ma barwę ekranu nastawionego na nieistniejący kanał.
I jeszcze raz Nowak:
Unosisz głowę i od razu zamykasz oczy. Ogrzewasz twarz w chemicznym blasku neonowego nieba, (nieba, nieba – powtarzasz, nie wolno myśleć o sufitach kopuły). Nieba, które z każdym turnusem wisi coraz niżej. Odkąd przestali wygaszać neony, Dziura nieustannie zakwita ich światłem, a one, przebudzone już dawno, rozrastają się, wiją, pęcznieją i gęstnieją, łącząc się ponad twoją głową, mutując w przedziwnych brzęczących konfiguracjach potocznych symboli, znaków towarowych i czcionek. Pewex flirtuje z Marlboro, pulsując zaczepnie wokół kanciastości tamtego, wespół z Grundigiem spychają w cienie zakaz palenia, który brzęczy coraz ciszej, zawstydzony swą nieskutecznością od samego początku. Roztańczona para z Żywca kopuluje z Johnnie Walkerem, Nescafe drażni Wedel, Radomskie i Predom Mesko, Dacia i Polsport, i kozackie, strzeliste Atari, ironicznie kierujące się ku górze, i Lot, smukły, konkretny, pojawiający się w niespodziewanych miejscach i momentach, arogancki i najbardziej nieosiągalny, czym wkurwia tu wszystkich niemal do łez. Neony: prawdziwa morfologia tego miejsca, żywa tkanka, obrastająca wszystkie zakątki Dziury, baczna sieć konwergującego szkła, gazów i luminoforów.
Unosisz głowę, zamykasz oczy i każdym porem twarzy chłoniesz jej ciepłe, konfudujące piękno.