Lem słusznie się irytuje i narzeka na peerelowską codzienność, ale też jest w tym pewna sprzeczność widoczna w jego korespondencji. W liście z RFN do Jerzego Wróblewskiego narzeka na to, że społeczeństwo zachodnioniemieckie jest rozmemłane dobrobytem. Tak samo, gdy omawia z Fordem niedoszły scenariusz "Powrotu z gwiazd" – pisze o tym, że przesłaniem książki jest między innymi to, że "nadmiary wygody cywilizacyjnej mogą być dla człowieka szkodliwe". To o co mu właściwie chodziło?
Możemy się cofnąć jeszcze do "Dialogów" – jeden z nich, który zresztą też miał problemy z cenzurą, traktował o tym, jak trudno jest w społeczeństwie wyłonić elitę i właściwie nie ma na to dobrego mechanizmu. Lem szczerze w to wierzył, co prawda wyrósł później z naiwnej cybernetyki, ale uważał, że generalnie problemem jest wymyślenie dobrego ustroju. Teza jak na lata 50. niecenzuralna, bo przecież oficjalnie mieliśmy wtedy doskonały ustrój. Lem miał bardzo dużo krytycznych uwag do systemu, zresztą po 1989 roku miał także wiele krytycznych uwag na temat III RP.
Jednak jak stwierdził w "Wizji lokalnej": istnieją rzeczy gorsze od nadmiaru dobrobytu. Z perspektywy obywatela PRL śmieszyło go to, co dobrobyt robi z ludźmi na Zachodzie. Rzucał złośliwe uwagi, że kapitalizm sprowadza się do tego, że ludzie mogą przebierać w kilkudziesięciu rodzajach kalesonów, ale jednak uważał, że mimo wszystko świat po drugiej stronie kurtyny jest wyraźnie lepszy. Gdybym miał się przyczepić do swojego Mistrza, to spojrzałbym na to zupełnie odwrotnie: on idealizował ustrój kapitalistyczny, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że w nim również sposób wyłaniania tych elit jest beznadziejny. Oglądał Zachód z perspektywy człowieka, który jest zaproszony na stypendium czy gościnne wykłady, więc nie dane było mu poznać takich stron kapitalistycznej codzienności jak choćby niepewność zatrudnienia.
Jest taki rozczulający list w tym nowym tomiku, w którym skarży się Wróblewskiemu na to, jak brzydko się zmienia Zakopane. Tłumaczy to tym, że planowa gospodarka socjalistyczna prowadzi do błędnego zarządzania nieruchomościami. A dalej posuwa się do tezy, że niewidzialna ręka rynku by ładniej to Zakopane zaplanowała. No nie wiem, czy by dziś się pod tym podpisał (śmiech).
Co do listów do Wróblewskiego, to zaskoczył mnie entuzjazm Lema wyrażony w czasie karnawału "Solidarności". Pamiętam z wywiadu z Beresiem, przeprowadzonego już podczas stanu wojennego, że Lem patrzył wtedy na sytuację w Polsce skrajnie pesymistycznie.
Widać, że ten entuzjazm autentycznie go wtedy poniósł. Byłem wtedy dzieckiem, ale też zapamiętałem takie nastroje u dorosłych. Świadczy o nich też choćby fakt, że w 1980 roku wyraźnie spadła liczba samobójstw w Polsce. Ludzie zrobili sobie wielkie nadzieje na to, że coś się w Polsce zmieni na lepsze i w tym kontekście widać, jak potworną traumą był stan wojenny. Dziś patrzymy na grudzień 1981 z perspektywy tych wielkich tragedii, ofiar śmiertelnych i represji; ale pamiętajmy przy okazji, że to było też trzydzieści milionów drobniejszych tragedii ludzi, którym przetrącono inicjatywy, z którymi byli związani. Widać to nawet na niewinnych i wydawałoby się apolitycznych przykładach: choćby to, że stan wojenny zabił polską scenę komiksową, która w latach 70. kwitła. Pozamykano czasopisma, wstrzymano przydziały papieru. Wielu twórców zostało wypchniętych na emigrację. Lem w zasadzie też, choć bronił się przed nazywaniem swojego pobytu w Wiedniu emigracją.
A jaki był stosunek Lema do drugiego obiegu? W odpowiedzi na odrzucenie jego artykułu przez "Trybunę Ludu" zajmuje takie stanowisko: "Artykuł ten zamierzam obecnie ogłosić poza zasięgiem cenzury. Brzmi to paradoksalnie, skoro przekonywałem właśnie w tym artykule, że w imię jedności literatury nie powinniśmy publikować naszych prac poza cenzurą".
Rzeczywiście, Lem szczerze wierzył w to, że literatura powinna jednoczyć i łączyć ponad podziałami. To jest całkiem poważny argument: ja też tak uważam i mimo niechęci do władz zawsze z powagą traktuję takie inicjatywy jak "Narodowe czytanie". Lem uważał rozpadnięcie się literatury na kilka obiegów za nieszczęście. Bo przecież wciąż jedną z rzeczy, które czynią z nas wspólnotę, mimo różnic i podziałów, jest to, że rozpoznajemy kultowe cytaty z Mickiewicza, Tytusa... czy właśnie z Lema.